Coraz bliżej rozstrzygnięcia: 35. kolejka Ekstraklasy
2016-05-06 14:55:16; Aktualizacja: 8 lat temuHit w Warszawie określany „ostatnią prostą na drodze do mistrzostwa”, taktyczny pojedynek w Szczecinie, mecz przyjaźni w Krakowie, starcie dwóch Górników i jeszcze kilka atrakcyjnych spotkań.
Odbić się od dna
Sezon 2015/16 wkracza w decydującą fazę. Do zakończenia rozgrywek pozostały jeszcze trzy mecze, które zadecydują o tym, kto zostanie mistrzem naszego kraju i kto pożegna się z Ekstraklasą. W grupie spadkowej walka o utrzymanie z pewnością będzie trwała do ostatniej kolejki. Na chwilę obecną czerwoną latarnią ligi jest Podbeskidzie Bielsko-Biała, które na otwarcie 35. serii spotkań zmierzy się z Koroną Kielce. Podopieczni Roberta Podolińskiego nie tak dawno o włos przegrali rywalizację o wejście do czołowej ósemki, a teraz muszą drżeć o swój byt w elicie. „Górale” w meczu przeciwko „Złocisto-Krwistym” na pewno tanio skóry nie sprzedadzą, ale będzie im niezwykle trudno osiągnąć korzystny dla siebie rezultat w postaci zwycięstwa, a to z powodu absencji kilku kluczowych i ważnych zawodników, takich jak Marek Sokołowski, Damian Chmiel, Mateusz Szczepaniak czy Frank Adu Kwame. Ta lista może się jeszcze wydłużyć o Adama Mójtę, który walczy z czasem, aby być do dyspozycji trenera w zbliżającym się starciu. Swoje problemy ma także Korona. Ekipa z Kielc wygraną z Wisłą Kraków okupiła stratą najlepszego strzelca – Airama Lopeza Cabrery. Hiszpan nabawił się lekkiego urazu przy asyście przy golu Pyłypchuka i Marcin Brosz nie zamierzał ryzykować ewentualnego pogłębienia kontuzji napastnika, który wróci do kadry na dwa ostatnie spotkania.Popularne
Czy brak „Złocisto-Krwistego” żądła ułatwi zadanie Podbeskidziu? A może ubytki na bokach defensywy „Górali” pozwolą rozwinąć skrzydła gościom? Odpowiedzi na te pytania poznamy już wkrótce. W kościach czujemy i nastawiamy się na mecz walki, z którego jedni będą cieszyć się bardziej, a drudzy trochę mniej.
TypujeMY: Podbeskidzie Bielsko-Biała - Korona Kielce (1:1)
Zdobyć gród Kraka
Kibice Jagiellonii Białystok długo czekali na ten moment. Podopieczni Michała Probierza (w dramatycznych okolicznościach) pokonali Podbeskidzie Bielsko-Biała i są praktycznie pewni utrzymania w Ekstraklasie. Praktycznie, bo właściwie już w najbliższej kolejce mogą zapewnić sobie ligowy byt. Wystarczy tylko nie przegrać w Krakowie i liczyć na zwycięstwo któregoś Górnika. Jednak trudno wyobrazić sobie każdą wycieczkę bez jakiejkolwiek pamiątki. Czy my opuszczalibyśmy stolice Małopolski bez jakiegoś souveniru? W przypadku młodej bandy Probierza tą zdobyczą byłoby zwycięstwo. Jagiellonia ostatni raz pokonała w Krakowie „Białą Gwiazdę” w październiku 2014 roku, a u siebie była górą w poprzednim sezonie. W obecnych rozgrywkach dwukrotnie uznawała wyższość przeciwnika, a smak tych porażek cały czas jest utrapieniem białostoczan (1-4 w Białymstoku i 1-5 w Krakowie). Dlatego tylko wygrana (w najgorszym wypadku remis) może bardziej poprawić humory w stolicy Podlasia. Ostatnie kolejki rundy finałowej mogą wynagrodzić kibicom ten burzliwy sezon: fiasko w Lidze Europy, wyprzedaż kluczowych zawodników i w końcu nierówną (często słabą) grę zespołu. Zwycięstwo w spotkaniu z takim przeciwnikiem dodatkowo podbudowałoby drużynę, która w końcu uwierzyłaby w swoje możliwości. Przecież wysokie miejsce w grupie spadkowej uspokoiłoby sytuację w całym klubie, ale również stworzyłoby podwaliny pod kolejny sezon. Jednak to tylko słowa, które razem tworzą wyłącznie pobożne życzenia. W piątkowy wieczór naprzeciwko siebie staną drużyny, które mimo swoich problemów (wykluczenia Arkadiusza Głowackiego i Bobana Jovicia oraz komunikacyjny wyścig z czasem Bartłomieja Drągowskiego) nie są równorzędnymi przeciwnikami, a „Biała Gwiazda” po ostatnich wpadkach na pewno będzie rządna krwi.
Dzięki staraniom piłkarzy Dariusza Wdowczyka krew trzykrotnie popłynie z ciała przeciwnika. Gościom nie pomoże dobrze grająca – w ostatnim czasie – defensywa złożona z Szymonowicza i Gutiego, a Bartłomiej Drągowski wyluzowany lotem samolotem i egzaminami maturalnymi wpuści trzy bramki. Tym razem obejdzie się bez czerwonej kartki dla Jagiellonii, drużyna trenera Probierza będzie walczyła jak nigdy, ale i tak przegra – jak zawsze ostatnio – na wyjeździe.
TypujeMY: Wisła Kraków – Jagiellonia Białystok (3:1)
Mało medialnie, ale emocjonalnie
Było tak blisko, wystarczyło tak niewiele… nie, to jednak za dużo. Zwykle, gdy ma się coś na wyciągnięcie ręki nagle okazuje się, że jednak ucieka dalej. Wymyka się z pola widzenia. Tak zachowały się 3 punkty widząc, że Śląsk może być pewny utrzymania. „Hola, hola, panowie! Jeszcze trochę sobie powalczycie” – zadrwiły wyślizgując się z niepewnego uścisku wrocławian. Porażka z Górnikiem skomplikowała sytuację Rumaka i jego podopiecznych, którzy z pewnością będą chcieli się odegrać i pokazać, że to był jedynie wypadek przy pracy, a dobra dyspozycja wcale nie postanowiła ich opuścić. Piłkarze dostali dwa dni wolnego, zregenerowali siły i wrócili do treningów na pełnych obrotach. No, nie wszyscy. Indywidualnie ćwiczyli Kokoszka i Dudu i choć ten pierwszy powinien pozbierać się po wycieńczającej anginie, to uraz tego drugiego jest znacznie bardziej poważny – wszak, trudno o antybiotyk na kontuzję mięśnia przywodziciela uda. Jest jednak pewien powód do optymizmu – niewynikający z absencji Dudu – który nieco poprawia humory w zespole, bowiem Mervo wyraził chęć pozostania w Śląsku na kolejny sezon. Jasne, nie wszystko zależy od niego, ale to jednak niezły prognostyk dla całej ekipy. No ale dobra, skupmy się na najbliższym meczu. Termalica to nie ogórki i wrocławianie wcale nie mogą już w tym momencie wpisać na swoje konto trzech punktów. Wręcz przeciwnie. Chłopaki z Niecieczy walczą do końca (z tego miejsca pozdrawiamy Sebastiana Nowaka), cieszą się futbolem i potrafią docisnąć w najmniej spodziewanym momencie. Tylko, że trener Mandrysz ma nietęgą minę z uwagi na kontuzję Jareckiego – zwichnął bark, w tym sezonie już nie zagra, a to spora strata dla popularnych „Słoników”. Podstawowy zawodnik beniaminka już wielokrotnie udowodnił, że jest w stanie całkowicie poświęcić się dla drużyny.
Chociaż tej konfrontacji w żaden sposób nie można określić mianem „medialna”, to i gra Śląska, i Termy może przyciągnąć kibiców przed odbiorniki. Tych pierwszych Rumak zebrał „do kupy”, a drudzy okazują ogromną radość w każdym kontakcie z piłką. No i najważniejsze: przecież chodzi o to, żeby wywalczyć sobie utrzymanie. Nuda? Nie ma na nią miejsca w grafiku
TypujeMY: Śląsk Wrocław – Termalica Bruk-Bet Nieciecza (1:1)
Co tam mistrzostwo, biją się o utrzymanie!
Mecz o życie, walka do ostatniej kropli potu, arcyważne górnicze derby: określenia można mnożyć, a to i tak nie odda tego, co siedzi w głowach piłkarzy przed sobotnim pojedynkiem. Serio, bo w ich umysłach powinna być teraz pustka, prawdziwe oczyszczenie – nic nie może ich rozpraszać, przecież liczy się tylko piłka i to na nią powinna zostać skierowana koncentracja. Czy będzie? Trudno powiedzieć. Obie drużyny wciąż mają nóż na gardle i ich formę można opisać wykresem sinusoidalnym. W Zabrzu nikt nie kalkuluje. Liczy się to, co dzieje się na boisku i właśnie to zostało wzięte pod lupę. Zaraz po zwycięstwie w meczu ze Śląskiem, sztab zajął się analizą spotkania i zaordynował po jednym treningu dziennie. Taktyka i nastawienie to jednak nie wszystko, bowiem szkoleniowiec zmaga się z ogromną migreną. I to nie dlatego, że jego drużyna wisi nad przepaścią (no dobra, dlatego też), ale przede wszystkim z powodu ogromnych problemów kadrowych. Kosznik wciąż dochodzi do pełnej sprawności po operacji, a tak poza tym trener Żurek nie będzie mógł skorzystać z usług Sobolewskiego i Sadzawickiego. Mało? No to jeszcze za kartki pauzuje Aleksander Kwiek. Po raz kolejny trzeba będzie się ostro nagimnastykować, żeby jakoś dopiąć „osiemnastkę”, ułożyć z niej wyjściowy skład i liczyć na to, że łęcznianie po raz kolejny dadzą popis strzeleckiej indolencji. Bo takowa to u nich żadna pierwszyzna. Podopieczni Szatałowa mają ogromne problemy z regularnym trafianiem do bramki, choć potrafią sobie wywalczać sytuacje bramkowe. Trzeba jednak przyznać, że goście są w całkiem niezłych humorach: po ostatnim zwycięstwie zeszło nieco ciśnienie, drużyna odetchnęła, a na dodatek jest wolna od nowych kontuzji. Prusak jest cały i zdrów i po raz kolejny będzie chciał zaliczyć „mecz życia”.
Pomimo, że obie drużyny mają nóż na gardle, to trudno spodziewać się otwartego konfliktu i pójścia na wymianę ciosów. Wręcz przeciwnie, bardziej spodziewam się chłodnej oceny sytuacji, wyczucia przeciwnika, wybadania gruntu i zadania jednego, ostatecznego ciosu. Co przeważy? Skuteczność.
TypujeMY: Górnik Łęczna - Górnik Zabrze (0:1)
O klucz do Europy z… podtekstami
Chyba nikomu nie trzeba przypominać, co wydarzyło się w ostatniej kolejce przed podziałem. Po tym jak Lechia Gdańsk wycofała swoją apelację od decyzji Komisji Odwoławczej PZPN ds. licencji klubowych odbierającej im jeden punkt, do ósemki wskoczył Ruch. Fala goryczy zalała piłkarską Polskę, a wielogodzinne rozmowy tylko pogłębiły niesmak i dramatyzm sytuacji. One powrócą, nie ma drogi odwrotu. I to nie są puste słowa, żadna przesadna hiperbola. Sam właściciel firmy STS, Mateusz Juroszek przyznał, że rozważa wycofanie tego meczu z oferty: Gorycz, niesmak i wielogodzinne: - Nie mamy podejrzeń, że coś może być nie tak, ale chcemy być ostrożni – mówił podkreślając, że na koniec sezonu w wielu krajach odbywają się mecze drużyn, z których jedna o nic nie walczy, a druga potrzebuje punktów. Monitorujemy to. W żadnej lidze nie ma jednak takiego meczu jak Lechia – Ruch. Co więcej, kurs na zwycięstwo gdańszczan spada z każdym dniem i w tym momencie na stronie STS jest najniższy na całym świecie. Skoro jednak decyzja zapadnie w sobotę do południa, to skupmy się na tym, co może nam zaoferować boisko. Już abstrahując od układów, trudno się spodziewać czegoś innego prócz dominacji Lechii. Podopieczni Nowaka są zawzięci, porządnie zmotywowani i potrafią przez grubo ponad 75% meczu szturmować bramkę przeciwnika. No, wiadomo, z różnym skutkiem, ale jedno trzeba im przyznać: nie mają większych problemów, żeby przedzierać się w okolice „szesnastki” i siać tam spustoszenie. Ogromną rolę odgrywa Krasić, który stanowi swoisty motor napędowy i… którego wykluczenie umożliwia zatrzymanie gdańskiej machiny. Tak zadziałał Piast, który zdominował środek pola lechistów i przejął inicjatywę. Jasne, potrzebował wyczuć grunt, ale udało mu się znaleźć te kilka elementów mających bezpośredni wpływ na ich sukcesy i je wyizolować. Tyle. Ruch jest jednak zespołem zupełnie inaczej dysponowanym i będzie bazował na zdecydowanych, szybkich kontrach mających na celu wybicie przeciwnika z rytmu. Wszak ich sukces tkwi w młodości: Ruch przyjedzie ze Stępińskim, który już niejednokrotnie udowodnił, że strzelać potrafi.
Odsuńmy na bok wszelkie domysły o ustawionych spotkaniach. Futbol ma szansę zaistnieć i choć trochę wywabić plamę, która kilka tygodni temu zabrudziła obraz polskiej piłki. Lechiści będą chcieli zagrać swoje i udowodnić, że choć porażka z Piastem mocno skomplikowała im drogę do europejskich wrót, to w żaden sposób nie przyczyniła się do demotywacji. O łatwym zwycięstwie nie może być jednak mowy: „Niebiescy” są znani ze swoich szybkich ataków mających na celu wybicie przeciwnika z rytmu i pokładają nadzieję w młodzieńczej fantazji.
TypujeMY: Lechia Gdańsk – Ruch Chorzów (2:1)
Bój o Europę
Duszności, zawroty głowy i chwilowe odrętwienie. Kibice Lecha nadal nie mogą uwierzyć w to, co stało się na Stadionie Narodowym i nie mogą zrozumieć obecnej fatalnej sytuacji „Kolejorza”. Piłkarze Jana Urbana zajmują siódme miejsce w tabeli ze stratą pięciu punktów do czwartego – premiowanego udziałem w kwalifikacjach do Ligi Europy – miejsca. Już tylko najbardziej poprawni optymiści żyją nadzieją o europejskich pucharach. Zwłaszcza, że najbliższe trzy finały niekoniecznie będą w stanie wygrać. Ten 2 maja widowiskowo przegrali, a najbliższe mecze również nie będą łatwe. W niedzielnym spotkaniu z Cracovią trener Urban nie będzie mógł skorzystać z Łukasza Trałki, Abdula Aziza Tetteha, Nickiego Bille, Dawida Kownackiego i Marcina Robaka. W środku pola szansę otrzyma Dariusz Dudka, który wraz z Karolem Linettym będzie rozbijał akcje przeciwnika i konstruował ataki niebieskiej lokomotywy. Jednak każdy kto widział ostatnie mecze byłego reprezentanta Polski może mieć spore obawy o stabilność centralnej formacji „Kolejorza”. Jeśli dodamy do tego brak napastnika i zmianę taktyki Cracovii na bardziej pragmatyczną, to rysuje się obraz kolejnej porażki.
Piłkarze Jacka Zielińskiego pewnie pokonają przeciwnika i umocnią się na trzecim miejscu w tabeli. Gra Lecha oparta na bezładzie i przypadkowych podmuchach wiatru na lewym skrzydle rozśmieszy nawet Jacka Zielińskiego. Były opiekun „Kolejorza” nie spodziewał się tak bezradnego mistrza Polski.
TypujeMY: Cracovia – Lech Poznań (2:0)
Przyświeca im jeden cel
No to mamy konflikt interesów. I Zagłębie, i Pogoń chcą sięgnąć po klucz do europejskich wrót i gdzieś mają gadanie o „pocałunku śmierci”. Bo co: trener powie tak piłkarzom i nagle przestaną grać? Przecież tu właśnie chodzi o zdrową rywalizację, sprawdzanie własnych umiejętności i ambicję. A właśnie tego ostatniego nie można odmówić obu drużynom. „Miedziowi” czarują piłką. Ich pressing powoduje zbieranie szczęki z podłogi, ich gra w bocznych sektorach boiska wzbudza podziw, a do tego w tym wszystkim nie brakuje unikalnego pomysłu i zaangażowania. Stokowcowi udało się dokonać w Lubinie czegoś niesamowitego: magik-Starzyński odpowiada za regulację tempa akcji i jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki rozprowadza futbolówki. A to wysunie do Krzyśka Piątka, który zaliczył ogromny progres, a to podziała z Woźniakiem i Janoszką. Trybiki w miedziowej machinie funkcjonują tak, jak powinny. Co prawda Zagłębie nie zaliczyło fenomenalnego startu w grupie mistrzowskiej i tym nieco skomplikowało sobie sytuację, ale zaraz wzięło się w garść i totalnie zdominowało Legię pokazując jej miejsce w szeregu. Zresztą, pod wodzę Stokowca nawet Tosik zaczął wykazywać się inteligencją i stanowi bardzo ważne ogniwo ekipy. Można? Można. No, nie zapominajmy o wielkiej roli lubińskiej młodzieży i cichym-kreatorze-Kubickim, o którym często się zapomina, a młody pomocnik odpowiada za całą czarną robotę. Spokojnie jednak z tym całym zachwytem, Pogoń potrafi postawić szalenie trudne warunki gry. Podopieczni Michniewicza pną się po szczeblach tabeli i chociaż zaliczają wpadki, to jakoś udaje im się wyjść obronną ręką. Wielka w tym zasługa prof. Murawskiego, który przeżywa prawdziwy renesans i w Szczecinie czuje się jak ryba w wodzie. Raz zarządza w środku pola, by zaraz samodzielnie zabrać się z piłką i wziąć na swoje barki odpowiedzialność za ofensywę. Zresztą, właśnie o tę fajną organizację tutaj chodzi: taktycznie gospodarze potrafią wznieść się na naprawdę wysokie poziomy i doprowadzić przeciwnika do rozpaczy. No i jeszcze jeden smaczek: osoba Dąbrowskiego, dla którego mecze z „Portowcami” należą do szczególnych. Przecież stoper, który przeżywa świetny okres w swojej karierze, spędził w Pogoni aż trzy sezony.
2:0 to niebezpieczny wynik i tym razem „klątwa” Michniewicza powinna aktywować się po raz kolejny. Obie drużyny potrafią pakować piłkę do bramki, nie mają problemów, żeby przenosić się w okolice „szesnastki” przeciwnika, a jeszcze przy okazji dobrze organizują się na boisku. Tylko, że tutaj twierdzenie „do pierwszego błędu” może nie mieć racji bytu: ba, jeśli tak się stanie, to będziemy świadkami brutalnego rozerwania worka z bramkami. Przecież chodzi o europejskie puchary!
TypujeMY: Pogoń Szczecin – Zagłębie Lubin (1:2)
Coś więcej niż zwykły mecz
- Panie i Panowie, gramy o mistrzostwo - jak jeden mąż wykrzykął sztab Legii. I Piasta. Bo obie drużyny walczą o to samo i mają równe szanse. Tu nie ma co kalkulować, trzymać przeciwnika szachu - bezpośrednie starcie wymaga, żeby zadać ostateczny cios, a nie cackać się z rywalem. Stawka jest ogromna, bo najprawdopodobniej ten, który zwycięży już nie da się zepchnąć z fotela lidera. No chyba, że… mimo wszystko skupmy się na tym meczu, bo jest o czym opowiadać. Wielkie i szumne hasła o „polskim Leicester” mogły się już wszystkim znudzić. Ba, nawet „na pewno”. Przyjmijmy więc, że podopieczni Latala to taki kopciuszek, który stawia się stołecznej machinie. Co więcej, staje z nim w szranki jak równy z równym, a nie jak Dawid z Goliatem. I odłóżmy na bok wszelkie zestawienia budżetów obu zespołów, porównania pensji zawodników – niech wygra futbol. Przynajmniej tego byśmy sobie życzyli. A przed tym hitowym starciem szkoleniowiec gliwiczan może dostać prawdziwej migreny z powodu… bogactwa. Wszyscy są zdrowi, trener może wybierać, przebierać, rotować i kombinować. Pewnie i tak tego nie zrobi i postawi na „stary”, dobry, sprawdzony skład, który już niejednokrotnie błyszczał w tym sezonie. „Wojskowi” będą musieli zwrócić szczególną uwagę na Mraza, który zachwyca świetnie ułożoną nogą i stanowi broń masowego rażenia przy stałych fragmentach gry oraz na całe ofensywne trio gliwiczan, które już w meczu z Lechią udowodniło, że potrafi w prosty sposób przedostawać się pod bramkę przeciwnika i siać spustoszenie. Serio, to nie przelewki. Piast ma to „coś” i nie boi się gry na małej powierzchni. Druga sprawa, że potrafi zdominować środek pola (z tego miejsca warto wysłać pozdrowienia w kierunku Radka Murawskiego, który wrócił do swojej dawnej dyspozycji i Bukaty odpowiedzialnego za „czarną robotę” dosmaczonej finezją) i to również kluczowe w kwestii organizowania się na boisku. A co na to Legia? No cóż, nie zachwyca. Na pewno nie nastawi się na obronę (chociaż Pazdan tylko potwierdza profesorską postawę) i zasieki, bo to nie w jej stylu, ale ostatnio na próżno wypatrywać pomysłu na grę, który rozkładałby przeciwnika na łopatki. Wręcz przeciwnie – chodzi o szybkość. Futbolówka ma w mgnieniu oka osiągnąć Nikolicia tak, żeby przeciwnik w ogóle nie połapał się w sytuacji. Tylko, że kontuzja Prijovicia niczego nie ułatwia i nie wiadomo jak zareaguje drużyna bez tego arcyistotnego ogniwa. Już nawet ten pressing nie jest aż tak zmasowany, co pokazało starcie z Zagłębiem, które w tym i jeszcze w kilku elementach było znacznie lepiej zorganizowane.
Takie mecze rządzą się własnymi prawami i najprawdopodobniej nikt nie zdecyduje się, żeby pójść na wymianę ciosów. Gliwiczanie będą chcieli wyczuć grunt i uderzyć w najmniej spodziewanym momencie wykorzystując płynne zazębianie się poszczególnych części formacji, które umożliwia łatwe przedostawanie się pod bramkę przeciwnika, a… Legia nie tylko spróbuje im to uniemożliwić, ale i wyłączyć kluczowych zawodników, żeby na Łazienkowskiej nikt nie rozwijał skrzydeł. No chyba, że w drużynie gospodarzy.
Typujemy: Legia Warszawa – Piast Gliwice (1:2)
Redakcja Transfery.info - Polska (w składzie: Błażej Bembnista, Norbert Bożejewicz, Tomasz Góral, Marcin Łopienski, Aleksandra Sieczka)