Cracovia: Trzech rycerzy i reszta żołnierzyków
2016-12-27 18:33:01; Aktualizacja: 7 lat temuChyba nikt przy Kałuży nie spodziewał się, że po niezwykle udanym sezonie 2015/16 nadejdzie kolejny, o którym w Krakowie wszyscy będą chcieli jak najszybciej zapomnieć.
Kiedy w kraju emocjonowaliśmy się Euro 2016 we Francji, „Pasy” dopisywały kolejną kartę w historii polskich blamaży w europejskich pucharach. Cracovia postawę w meczach z Shkendija Tetovo utrzymywała na krajowym podwórku. Efekt? 14. miejsce w ligowej tabeli, tylko cztery wygrane mecze i aż dziewięć remisów. Mówiąc krótko, dorobek zupełnie niepasujący do przedsezonowych założeń.
Jeszcze pół roku temu każdy wytrawny fan Ekstraklasy mógł lokować Cracovię w TOP 3 najefektowniej grających drużyn naszej ligi. „Kolos” stworzony przez szkoleniowca „Pasów” zaczął lekko utykać już wiosną, kiedy Kraków na Reading zamienił Deniss Rakels. Wtedy jednak grę ciągnęli niezawodni wówczas Kapustka, Dąbrowski i Cetnarski.
Dzisiaj „Kapi” swoje dramaty przeżywa w Leicester, Dąbrowski gra w piłkę na swoim poziomie tylko czasami, a Cetnarski regularnie mecze zaczyna na ławce rezerwowych. Popularne
Przez to też w postawie Cracovii trudno znaleźć jakiekolwiek pozytywy. Ale jeśli już, to na wyróżnienie zasługuje najlepszy asystent w drużynie, Jakub Wójcicki. Były gracz m.in. Zawiszy Bydgoszcz najczęściej ustawiany był jako prawy defensor, jednak część gier zaczynał formację wyżej, gdzie zazwyczaj był najaktywniejszym ogniwem całej drugiej linii.
W pozytywnym świetle należy postawić również Miroslava Covilo. Siedem ligowych bramek jak na zawodnika o inklinacjach obronnych jest sporym wyczynem. Serb zdecydowanie lepiej prezentował się w początkowej części sezonu. Później wyraźnie obniżył loty, chociaż najczęściej i tak był najwyżej ocenianym graczem „Pasów”.
Marcina Budzińskiego należy z kolei wyróżnić ze względu na walory estetyczne zaliczanych przez niego bramek. „Budzik” z pewnością nie ma w sobie nic z Pippo Inzaghiego, o którym mówiło się, że strzela wyłącznie brzydkie gole. Pomocnik Cracovii, jeśli już trafia do siatki to tylko z wielkim przytupem.
Pieniądze szczęścia i jakości nie dały
Kilka miesięcy temu profesor Filipiak zadeklarował – „Będziemy aktywni na rynku transferowym”. Słowa dotrzymał i do Krakowa sprowadził sporo nowych twarzy. Fakty są jednak takie, że oprócz Piątka i Szczepaniaka, których można uznać za udane wzmocnienia, to cały zaciąg uznawanych przed sezonem za perspektywicznych zawodników okazał się niewypałem.
Szczególnie zawiódł Róbert Litauszki, stawiany przed sezonem, jako potencjalny lider formacji defensywnej „Pasów”. 26-letni środkowy obrońca na boisku zameldował się tylko trzy razy – w dwóch inauguracyjnych kolejkach i w tej ostatniej tegorocznej w meczu z Lechem.
Kolejnym graczem, który w poprzednim sezonie rozbudził nadzieje kibiców Cracovii był Tomáš Vestenický. Wprawdzie przekreślanie 20-latka na podstawie nieudanej w jego wykonaniu rundy byłoby sporą nierozwagą to Słowak nie poradził sobie zarówno w ataku, jak i na skrzydle.
„Szczęście się od nas odwróciło”
Jeśli decydujemy się na ocenę „Pasów” po pierwszej części rozgrywek LOTTO Ekstraklasy należy uczciwie postawić sprawę i przyznać, że Cracovii w wielu spotkaniach brakowało szczęścia. Nie można jednak zrzucać winny na złośliwość przeznaczenia, kiedy wspomnianemu szczęściu często nie chciało się pomóc. Bo równie wiele spotkań krakowski zespół przegrywał w efekcie braku piłkarskiego farta, co w konsekwencji żargonowego sportowego frajerstwa. Teorię mogą potwierdzać chociażby spotkania z Piastem, Arką czy Śląskiem.
Podsumowanie – „Och co ja widzę, Cracovia znów w pierwszej lidze?”
Cracovia w ostatnim półroczu była trochę jak jej najbardziej utalentowany zawodnik, Damian Dąbrowski. Dobre mecze przeplatała tymi zdecydowanie słabszymi. Zespół jak i zawodnik głównie razili nieefektywnością. Dlaczego? Każdy, kto oglądał mecze Cracovii jesienią może przyznać, że w większości gier „Pasy” nie były wyłącznie tłem dla swych rywali, często dotrzymując im kroku przez całe spotkanie. Tak było między innymi w Warszawie w starciu z Legią. Były jednak takie mecze jak z Niecieczą, gdzie krakowianie „nie dojechali”, chociaż grali na swoim terenie, przegrywając z kretesem 1:3.
Wiosna dla zespołu Zielińskiego musi być lepsza, bo jeśli okaże się podobna lub gorsza to wielce prawdopodobne, że „Pasy” znów przywitają się z I ligą. Oby nie, bo chyba każdy podpisze się pod sztandarowym już niemal tekstem dobieranym do dowolnej drużyny – „Silna Cracovia jest potrzebna tej lidze”.