Dwie zupełnie odmienne połowy: Pogoń z niemałym trudem pokonuje Koronę
2016-02-15 18:55:10; Aktualizacja: 8 lat temu Fot. Transfery.info
Utarło się, że poniedziałkowe spotkania Ekstraklasy i przyjemność to idealny przykład antonimu, ale zupełnie inaczej było w rywalizacji kończącej 22. kolejkę. Pogoń pokonała przy Twardowskiego Koronę 3:2.
Rywal jednak, przynajmniej na papierze, był nie byle jaki. Po tym jak w sobotnich i niedzielnych meczach muskuły prężyły kolejno Cracovia, Lechia, Lech i Legia, wiele wskazywało, że tym razem po pewną i efektowną wygraną sięgnie Pogoń. W trakcie okresu przygotowawczego niemal wszyscy w Szczecinie uśmiechali się od ucha do ucha i nawet głupiec zauważyłby przewijającą się pozytywną otoczkę, jednak gdy przyszła kolej na rozpoczęcie piłkarskiej wiosny w 2016 roku, cały czar prysł.
Trener Michniewicz miał mocny ból głowy, oglądając swój zespół w pierwszej połowie, bo zdominowały ją indywidualne błędy jego zawodników. Przy otwierającym golu absolutnie nie należy nic ujmować cudownie asystującemu Cabrerze i świetnie wychodzącemu na pozycję Pawłowskiemu, ale cała akcja wzięła się z prostej straty Akahoshiego w środku pola, oraz źle trzymającemu linię spalonego Lewandowskiemu. Zwłaszcza po Japończyku nie tyle można, co trzeba się więcej spodziewać. Ofensywny pomocnik po powrocie z Rosji nadal ma olbrzymie problemy z powrotem do poziomu, który prezentował przed wyjazdem ze Szczecina.
Drużyna Michniewicza znana jest z tego, że woli czekać na błąd przeciwnika, niż sama kreować grę i doskonale widać to było w pierwszej części gry. Pogoń pomimo stosunkowo kreatywnego środka pola nie potrafiła stwarzać sobie okazji po ataku pozycyjnym. Wydaje się również, że szkoleniowca zespołu ze Szczecina poniosła trochę fantazja przy wyborze pierwszej jedenastki, bo decyzja o pozostawieniu na ławce Zwolińskiego, a wystawieniu 17-letniego Listkowskiego, który musiał się zmagać się z Kamilem Sylwestrzakiem, była całkowicie absurdalna. Nic więc dziwnego, że już na drugą część gry ci Panowie zamienili się miejscami.
Wiązało się to również ze zmianą ustawienia. Zwoliński był ustawiony dużo bardziej ofensywnie, grając często tuż obok Dwaliszwiliego. Pogoń tym samym zrezygnowała z prób wygrania rywalizacji w środku pola z niezwykle solidnie wyglądającą drugą linią Korony. Większa ilość długich podań, których w głównej mierze autorem był świetnie dysponowany Rafał Murawski, zaowocowała znacznie większą ilością sytuacji podbramkowych, z których trzy udało się zamienić na bramki. Na listę strzelców wpisał się nawet Adam Gyurcso. Nawet, ponieważ przez większość meczu Węgier zdecydowanie rozczarowywał.
Sprawdziło się powiedzenie Czesława Michniewicza, który przy każdej okazji, jak zacięta płyta podkreśla, że prowadzenie 2:0 jest najgorszym możliwym wynikiem. Nie inaczej było tym razem. Oglądaliśmy dwie, zupełnie kontrastujące ze sobą, połowy. Korona z zabójczą skutecznością wykorzystała swoje szanse w pierwszej połowie, ale również świetnie zniechęcała Pogoni grę w piłkę. Druga część gry odbyła się natomiast pod dyktando „Portowców” i to oni inkasują trzy oczka, przed bardzo trudnym wyjazdem do Gliwic.