Film, po którym będziecie mieli szklane oczy. Ian Wright i siła mentorów
2022-02-08 18:28:05; Aktualizacja: 2 lata temuJeden z najbardziej poruszających dokumentów sportowych nazywa się „Home Truths” i przedstawia historię Iana Wrighta. Namiastkę być może widzieliście na Twitterze, gdy była gwiazda Arsenalu rozkleja się podczas spotkania z byłym nauczycielem.
Scenę można oglądać kilkanaście razy. Jej kontekst dotyka czegoś więcej niż piłka.
Kiedy Ian Wright miał dziesięć lat, uwielbiał oglądać magazyn „Match of the Day” ze skrótami ligi angielskiej. Wiedział o tym jego ojczym, więc z premedytacją kazał mu stawać pod ścianą i uderzał za każdym razem, gdy młody odwracał głowę w kierunku telewizora. W tamtym małym pokoju w Brockley w południowym Londynie sadyzm był codziennością. Ojczym bił też matkę dzieci.
Wright, który ma dziś 57 lat, płacze na widok dobrze znanej mu pomarańczowej tapety. Wraca do starego piekła, gdzie dalej stoi ten sam telewizor i piętrowe łóżko.Popularne
„Home Truths” dokumentuje traumę. Widzimy w nim dorosłego człowieka, który chce skonfrontować się z przeszłością. Padają w nim pytania: czy można po latach przebaczyć i czy dziecko, które doświadczyło okropnej przemocy jest w stanie przerwać ten piekielny krąg w dorosłym życiu? Wright ma dziś ósemkę dzieci z dwoma żonami. Żadne nie przeżyło tego samego. Co więcej: Shaun i Bradley zaistnieli w profesjonalnej piłce, a dosłownie dwa tygodnie temu w Stoke zadebiutował D'Margio Wright-Phillips, dla którego Ian jest… dziadkiem.
Historia Wrighta przypomniała mi się, gdy zobaczyłem na Twitterze wspomnianą scenę z nauczycielem. Nagrana została prawie trzy dekady temu, pochodzi z innego filmu, ale wybrzmiewa w „Home Truths”, bo stanowi klucz do kariery drugiego najlepszego strzelca w historii Arsenalu. Wright wychował się bez biologicznego ojca. Był bity i poniewierany. Całe dzieciństwo słyszał o sobie, że jest kawałkiem gówna i jedynie pan Pidgeon, nauczyciel wychowania fizycznego widział w nim coś więcej. „Był jedynym męskim wzorem, jaki miałem” - mówi po latach Wright.
BOMBA EMOCJONALNA
Trzeba ten fragment zobaczyć, żeby zrozumieć jego ogromny ładunek emocjonalny. Wright, widząc nauczyciela, rozkleja się, bo był pewien, że ten parę lat temu umarł. Nie rozmawiali ze sobą dwadzieścia lat. Próbuje rozpocząć rozmowę, ale nie jest w stanie. Siada, zdejmuje czapkę i płacze. Znowu czuje się jakby miał siedem lat. To Pidgegon nauczył go czytać i pisać. Mówił też, by zawsze liczył do dziesięciu w chwili, gdy czuje przypływ agresji. Opowiadał mu o legendach angielskich boisk. Uczył grać w piłkę. „Pierwszy raz ktoś dał mi poczuć, że jestem coś warty” - mówi Wright.
Pidgegon doskonale potrafił wczuć się w jego emocje, bo sam stracił rodziców, gdy miał dwanaście lat. Jako nastolatek został pilotem w trakcie II Wojny Światowej. Zaraz po zwycięstwie aliantów leciał w kordonie triumfalnym nad Buckingham Pałace, ale nawet wtedy nie był tak dumny, jak wtedy, gdy widział debiut swojego wychowanka w reprezentacji Anglii. Był luty 1991 roku, Ian strzelił gola w meczu z Kamerunem, a potem pomknął po kolejne trafienia, trofea i sławę. Dziś jest uznanym ekspertem telewizyjnym i ciągnie wózek dalej.
To jest niesamowite, że najbardziej roześmiana twarz piłkarskiej Anglii skrywa taką przeszłość i że tak dobrze potrafi sobie z nią radzić. Ale to też pozory. Wright zrezygnował kiedyś z występów w „Match of the Day”, bo na siłę chciano zrobić z niego klauna. „Ma w sobie smutek”, mówią jego znajomi, a rodzina twierdzi, że dawne rany najmocniej bolą w takie dni, jak urodziny albo Boże Narodzenie. Nie cierpi wracać do przeszłości - do momentów jak ten, gdy po pierwszym golu w Crystal Palace, nagle cała rodzina przypomniała sobie, że żyje. „Nigdy nie czułem się bardziej samotny niż wtedy” - opowiada były piłkarz.
BOHATEROWIE Z ULICY
Historia Wrighta jest ważna na wielu poziomach. Po pierwsze, pokazuje nam człowieka, któremu nie ma prawa się udać, a jednak się udaje. Syn imigrantów z Jamajki zostaje gwiazdą piłkarskiej Anglii i to jeszcze w czasach, gdy czarnoskórzy gracze traktowani są jak margines. Miał dziewiętnaście lat, gdy pracował w magazynie i wysyłał odręcznie pisane listy do wszystkich klubów w mieście. Za każdym razem słyszał „nie”. Przez chwilę siedział w więzieniu w Chelmsford i to właśnie tam powiedział sobie, że jeśli wyjdzie, zrobi wszystko, by zostać profesjonalnym piłkarzem.
To historia wyjątkowego uporu, ale też tego jak ważne dla budowania własnej wartości jest posiadanie oparcia. Znowu wracamy do tego, że nie byłoby genialnego Iana Wrighta, gdyby nie wspomniany pan Pidgeon. Futbol często skupia się na systemach szkolenia albo infrastrukturze. Zapomina natomiast o mentorach - o tym, że każdy musi mieć jakiś wzorzec i że często wcale nie są to ludzie z pierwszych stron gazet. Wright zadedykował Pidgeonowi swoją autobiografię, a zaraz potem stworzył podcast „Everyday people”, w którym rozmawia z bohaterami dnia codziennego. Są wśród nich pielęgniarki, nauczyciele albo panie z opieki społecznej. Jak to się ładnie mówi - nie każdy superbohater nosi pelerynę.
PRZERWAĆ BŁĘDNE KOŁO
Szacuje się, że w Wielkiej Brytanii aż 1,6 miliona kobiet doświadcza przemocy domowej. W 90 procentach przypadków dzieje się to w obecności dziecka. Ciekawe jest to, że dopiero dwa lata temu weszła ustawa, która mówi, iż dziecko też jest ofiarą przemocy, nawet jeśli tylko obserwuje. Ten temat również porusza „Home Truths”. Wright analizuje zachowanie matki. Próbuje zrozumieć jej chęć odreagowania, przyznaje też, że już w wieku ośmiu lat powiedziała mu: „Żałuję, że cię urodziłam”.
W ostatnich latach zaczęli ze sobą rozmawiać. Chciał nawet, żeby wystąpiła w filmie, ale była już zbyt słaba. Zmarła w grudniu minionego roku. Wright dowiedział się o tym na 30 sekund przed wejściem na antenę. Próbował komentować mecz, ale w przerwie stwierdził, że nie da rady i opuścił stanowisko.
Jest taka scena w dokumencie BBC, gdy Wright ostatni raz zamyka drzwi przy Merritt Road: „Tu nie ma miłości, to na pewno” - mówi. Zaraz potem siada na ławce z bratem Mauricem i dziękuje mu za to, że zawsze, gdy ojciec bił matkę, był tym, który zasłaniał mu uszy. Obaj nie rozmawiali na ten temat przez prawie 50 lat. Są dumni z tego, że udało im się wyjść z bagna. I zgodnie powtarzają: „Przemoc tworzy błędne koło. Od nas samych zależy, czy będziemy w stanie je przerwać”.
PAWEŁ GRABOWSKI
NEWONCE.SPORT, CANAL+