Football, bloody hell! Niesamowity sezon Ligi Mistrzów 1998/99

2015-04-23 19:12:27; Aktualizacja: 9 lat temu
Football, bloody hell! Niesamowity sezon Ligi Mistrzów 1998/99 Fot. Transfery.info
Marcin Żelechowski
Marcin Żelechowski Źródło: Red Zone

Jak wiele można zrobić w przeciągu dwóch minut? To wystarczający czas, aby wygrać Ligę Mistrzów, szczególnie dla Manchesteru United.

Choć o ostatecznym triumfie zadecydował doliczony czas gry w jednym meczu, sukces został wypracowany przez kilka niezwykle morderczych miesięcy. Jeżeli zapisywać się na kartach historii, to tylko najgrubszą czcionką, jeśli zdobywać puchary, to tylko po najgorszych trudach. Na wygranie Ligi Mistrzów w sezonie 1998/1999 Czerwone Diabły zasłużyły sobie bardziej niż na jakikolwiek inny puchar. Ostatnie sto dwadzieścia sekund piłkarskiego spektaklu rozgrywanego w Barcelonie stanowiło tylko przepiękne dopełnienie fantastycznego serialu na europejskiej arenie, którego aktorami byli podopieczni Alexa Fergusona.

W tej historii nie brakuje polskiego akcentu, albowiem Manchester United rozpoczął przygodę z Ligą Mistrzów od fazy eliminacji, w której zmierzył się z… ŁKS Łódź. Pierwsze spotkanie na Old Trafford obeszło się bez niespodzianek – wygrana 2:0 dla gospodarzy. Trudniejszy opór spotkał ich w Polsce, kiedy to łodzianie nie mając nic do stracenia, rzucili się do ataku. Ostatecznie padł bezbramkowy remis, jednak warto dodać, iż był to jedyny mecz w ówczesnej edycji Ligi Mistrzów, w którym United nie potrafiło strzelić bramki. Ostatnimi czasy zdjęciem z piłkarskimi pamiątkami w klubowym muzeum chwalił się Ángel Di María, a w jego tle znajdował się… proporczyk łódzkiego klubu z ówczesnego dwumeczu.

Dosyć łatwą przeprawę przez eliminacje zrekompensowała faza grupowa, w której Manchester United musiał walczyć o awans z Barceloną i Bayernem Monachium. Otwarcie grupowej rywalizacji nastąpiło na Camp Nou. Fantastycznie dysponowane Czerwone Diabły miały na koncie zwycięski wynik przez większość spotkania, jednak ostatecznie padł remis 3:3. Decydująca ostatnia bramka dla Barcelony padła w wyjątkowych okolicznościach po tym, jak piłkę z bramki ręką wybijał Nicky Butt. Sędzia wskazał na jedenastkę, którą bezwzględnie wykorzystał Luis Enrique.

Cały artykuł możecie znaleźć w najnowszym numerze magazynu Red Zone. Czasopismo jest do kupienia w salonach sieci Empik na terenie całego kraju oraz w sklepie internetowym: http://bit.ly/1BIvY4c