Fryburska szlifiernia diamentów. Druga szansa Kapustki
2017-07-17 16:27:44; Aktualizacja: 7 lat temu Fot. Transfery.info
Zaledwie trzech etatowych skautów, ale aż 2000 zawodników pod stałą obserwacją. Relatywnie niski budżet, ale siódme miejsce w Bundeslidze. Produkcja talentów na dużą skalę, ale z większym planem. I tu pojawia się Bartek Kapustka.
Przez bryzgowijską fabrykę talentów przewinął się mistrz świata Matthias Ginter, nowy nabytek Borussii Dortmund Ömer Toprak, były reprezentant Niemiec Dennis Aogo, znany z angielskich boisk Papiss Demba Cissé czy najdrożej sprzedany w historii klubu Maximilian Philipp. Dyrektorzy są rokrocznie przygotowani na utratę gwiazd, dzięki sprawnemu wynajdywaniu następców
***
„Faktem jest, że istnieją dobrzy piłkarze w rozsądnych cenach” - Klemens Hartenbach
***
(fot. Achim Keller)
“Brazylijczycy z Bryzgowii” mają na koncie “odbudowanie” kilku piłkarzy, którzy na pewnych etapach kariery nieco się pogubili. Najbardziej znany z tego grona jest Admir Mehmedi. Szwajcar kilka lat temu przeprowadził się z ojczystego Zurycha do Kijowa, ale w ciągu dwóch lat rozegrał tam tylko 31 spotkań. O jego bilansie w klasyfikacji kanadyjskiej nie wspomnimy z szacunku do jego obecnych osiągnięć. Na Ukrainie minął się z Łukaszem Teodorczykiem, zastępującym go w Kijowie w roli etatowego ławkowicza, a sam udał się do Niemiec z silnym postanowieniem poprawy. Jak mu poszło? 20 bramek i 5 asyst w 71 występach na wszystkich frontach. Jeszcze lepsze liczby prezentuje po ośmiomilionowym transferze do Bayeru Leverkusen i w kuluarach mówi się o jego kolejnej przeprowadzce. Tym razem do Nicei.
Gdy w wieku 25 lat przenosisz się do Bundesligi po jednym roku na jej zapleczu, to albo jesteś “niemieckim Grzegorzem Piechną”, albo masz dużo szczęścia. Jedno jest pewne - nie ma czasu na ogrywanie się. Florian Niederlechner zamienił w lecie 2015 roku Heidenheim na Mainz. W Bundeslidze dostawał sporo szans i to pomimo okrągłych zer w statystykach bramek i asyst. W przerwie zimowej Mainz wypożyczyło go na drugi poziom, gdzie miał powrócić do formy i odzyskać instynkt strzelecki. Wybrał Freiburg.
Niederlechner wprowadził zespół ze Schwarzwald-Stadion do Bundesligi i został w klubie w ramach wypożyczenia na kolejny rok. W ostatnim sezonie był najlepszym strzelcem drużyny z Bryzgowii z jedenastoma trafieniami w lidze. Mogłoby się to wydawać mało, ale należy pamiętać, że trener Christian Streich jest wielbicielem taktyki 4-4-2, więc odpowiedzialność rozłożona jest na dwóch napastników. Jego partner z ataku, Nils Petersen, zdobył w tym czasie dziesięć bramek.
No dobrze, ale możecie się zastanawiać: dlaczego niemiecki klub, oddalony o kilka tysięcy kilometrów od Brazylii, nosi na stałe przydomek „Breisgau-Brasilianer”, czyli „Brazylijczycy z Bryzgowii”? Problem jest dużo bardziej złożony, niż choćby „brazylijska Pogoń”.
Otóż w 1993 roku, gdy Freiburg po raz pierwszy awansował do Bundesligi, wygrał w trzech sezonach z rzędu każde domowe spotkanie z Bayernem Monachium. Jedno z nich nawet 5-1. I to pomimo ograniczonych funduszy, bo ich najdroższy zawodnik kosztował wówczas zaledwie 500000 tysięcy marek (!). W tamtym czasie zakwalifikowali się również do Pucharu UEFA. Dziesięć lat później średnia frekwencja na meczach domowych wynosiła 2400 osób. Było to spowodowane obecnością w mieście innego zespołu - Freiburgera FC.
Lokalny rywal występuje aktualnie w szóstej lidze, ale sukcesy odnosił na wiele lat przed Freiburgiem. Zresztą to jeden z klubów-założycieli niemieckiego związku piłki nożnej (DFB). Na początku XX wieku sięgnęli po mistrzostwo kraju, ale nikt nie mógł tego pamiętać. Nadal świeże w pamięci pozostawały za to wspomnienia o grze Freiburgera w 2. Bundeslidze w latach 1977-1982. SC Freiburg? Ich mieszkańcy Fryburga mieli za kogoś obcego. Przydomek pochodzi od regionu otaczającego Fryburg – Bryzgowii i Brazylii odnoszącej się do ładnego dla oka i technicznego futbolu, który grali wówczas zawodnicy.
Nie jest tak, że Freiburger FC miał jedynie zły wpływ na lokalnego rywala. To właśnie oni w 1982 roku sprowadzili do miasta Christiana Streicha, obecnego trenera SC Freiburg. 52-latek wychował się w 49-tysięcznym Lörrach i był juniorem w tamtejszym FV Lörrach-Brombach. W wieku siedemnastu lat otrzymał propozycję dołączenia do wspomnianego drugoligowca. Streich jest na pewno dużo lepszym trenerem, niż był piłkarzem, ale na tym drugim polu też nie ma się czego wstydzić. Występował głównie na poziomie 2. Bundesligi, ale poznał również smak gry na najwyższym poziomie. Dokonał tego w barwach FC 08 Homburg podczas ich jedynego sezonu w Bundeslidze.
***
- Moja rodzina i przyjaciele są we Fryburgu. To mój dom. Który szkoleniowiec z Bundesligi może to powiedzieć? Niektórzy przechodzą do jednego klubu i kilka miesięcy później przeprowadzają się ponownie. Ja mogę iść do domu, do mojej rodziny i przyjaciół codziennie; to przywilej – Christian Streich.
***
Wielu trenerów po relegacji jest zwalnianych, jednak za Christanem Streichem opowiedzieli się zarówno kibice, jak i zarząd. Szkoleniowiec prowadzi klub od pięciu lat, najdłużej ze wszystkich trenerów w Bundeslidze, ale gdy obejmował tę posadę, to nie był we Freiburgu nikim nowym. Oprócz wystepowania w barwach drużyny, współpracował z „Brazylijczykami z Bryzgowii” ponownie od 1995 roku już jako członek sztabu szkoleniowego. Zaczynał od roli trenera zespołów młodzieżowych, a w 2007 roku był już przy pierwszym zespole jako asystent Robina Dutta, a później Marcusa Sorga.
(Christian Streich - fot. imago/Avavnti)
W późniejszym czasie Streich zasłynął z rozwijania młodych gwiazd. Wprowadził do pierwszej drużyny Freiburga między innymi Matthiasa Gintera. Obrońca dzięki niemu wyjechał na Mistrzostwa Świata w 2014 roku i zaraz po nich odszedł do Borussii Dortmund. Ostatnio klub z Signal Iduna Park sięgnął także po gwiazdę zeszłego sezonu, czyli Maximiliana Philippa. Freiburg skasował za niego 20 milionów euro, co jest nowym rekordem sprzedaży z klubu. Gdy dołożymy do tego 6 milionów euro za Vincenzo Grifo, to robi się już pokaźna suma. Pod względem rozwoju drzemiącego potencjału Kapustka nie mógł trafić na lepszego szkoleniowca i klub.
***
- Jeśli zsumujemy kilka ostatnich lat, na naszej liście obserwowanych piłkarzy mamy około 2000 nazwisk, ale liczba jest w ciągłym ruchu - Klemens Hartenbach
***
Dyrektor sportowy Klemens Hartenbach i kierownik sportowy Jochen Saier są zatrudnieni na różnych stanowiskach we Freiburgu, odpowiednio, od jedenastu i czternastu lat. Ich filozofia jest prosta - zminimalizować ryzyko wpadki transferowej i zawsze dopinać budżet. W Niemczech nie ma parasola ochronnego tak, jak w Anglii. Gdy Freiburg w 2015 roku spadł z najwyższej klasy rozgrywkowej musiał rozpocząć wyprzedaż. Gra w Bundeslidze to około 20 dodatkowych milionów euro rocznie z tytułu praw telewizyjnych, odcięcie tej gotówki i zachowanie w klubie kadry z Bundesligi mogłoby się zakończyć katastrofą.
Dzięki obrotnym dyrektorom klub zgarnął ponad 25 milionów euro i mógł częściowo wykorzystać te środki do sfinansowania przyszłego trzonu zespołu. Trzonu, który zagwarantował w ubiegłym sezonie miejsce w Lidze Europy.
(Klemens Hartenbach i Jochen Saier - fot. Patrick Seeger)
Do drużyny trafili wówczas między innymi: lewy pomocnik Vincenzo Grifo z Hoffenheim za milion euro i środkowy napastnik Nils Petersen z Werderu Brema za 2,5 miliona euro. Wypożyczono Pascala Stenzela z Borussii Dortmund i wspomnianego wyżej Floriana Niederlechnera z Mainz. Co ważne w kontekście Kapustki, obaj zostali wykupieni w ostatnich miesiącach za 4 i 2,3 miliona euro.
Charyzmatyczny trener szybko potwierdził, że pozostawienie go w klubie było najlepszą decyzją. Streich nie jest zwyczajnym trenerem. Gdy jeszcze na poziomie 2. Bundesligi dziennikarz zapytał go o palącą w Niemczech kwestię uchodźców, nie oddalił pytania. Problem ten dzieli u naszych sąsiadów całe rodziny, ale 52-latek nie bał się wziąć na siebie odpowiedzialności i wygłosił do zgromadzonych dziennikarzy długie oraz emocjonalne przemówienie. Odnosił się do kultury przenoszenia winy i rosnącej ksenofobii. Zgromadzeni dziennikarze mogli odnieść wrażenie, że to jedna z instytucji rządowych, a nie salka konferencyjna przed drugoligowym meczem.
***
- W piłce nożnej musi być szacunek. Na boisku w dowolnym momencie może znajdować się nawet dziesięć osób o różnych narodowościach. Jak można wykluczać inną osobę z powodu jej pochodzenia? – Christian Streich
***
Kapustka powinien od początku zwrócić uwagę na podejście, jakie zaszczepił w piłkarzach Streich. Szkoleniowiec często rozmawia w szatni z zawodnikami na temat problemów lokalnych i tych o szerszym zasięgu. Na przykład wyborach prezydenckich w Stanach Zjednoczonych. Trener jest przekonany, że piłkarze powinni mieć świadomość praw obywatelskich i głosowania w wyborach. Wymaga od zawodników, by po wyjściu na miasto nie byli postrzegani, jak piłkarze, ale jedni z mieszkańców Fryburga. Włączając w to rozmowy z przypadkowymi ludźmi, witanie się z innymi i dziękowanie. Praca piłkarzy jest wyjątkowa, ale wśród mieszkańców są tylko jednymi z wielu.
Tutaj po raz kolejny Streich dał przykład swoim podopiecznym. Przed każdym meczem domowym i wracając z niego, szkoleniowiec przebywa drogę na rowerze. Nie mieszka daleko, bo zaledwie 300 metrów od stadionu, ale pewnego razu i tak został zapytany, czy nie obawia się o własne bezpieczeństwo. Odpowiedział, że nie potrzebuje ochroniarzy, bo oni są dla celebrytów. Ofertę pracy we Freiburgu otrzymał w przerwie zimowej sezonu 2011/12, ale początkowo odmówił. Nie tylko nie chciał jej przejmować po koledze, ale też unikał życia na świeczniku.
Streich wymaga od swoich zawodników dużej kreatywności. Często dzieli zespół na grupy, które dostają pół godziny na opracowanie różnych rozwiązań stałych fragmentów gry. Po tym wychodzą na boisko i testują nowe rozwiązania. Taki sposób ma polepszyć naukę, bo według opiekuna SC Freiburg, uczymy się lepiej, gdy nad czymś intensywnie myślimy. To także zjednuje grupę. Streich nie udaje przed zawodnikami, że jest alfą i omegą. Zdarza się, że pyta graczy o zdanie w pewnych kwestiach lub sami przychodzą do niego z uwagami. Oczywiście, ostateczna decyzja należy do niego, ale nie ma charakteru bezwzględnego dyktatora, który często można dostrzec u szkoleniowców.
Takie rozwiązania przyniosły skutek w 2. Bundeslidze. Drużyna zdobyła 33 bramki z 75 strzelonych po stałych fragmentach gry. Tendencja została utrzymana także po awansie do najwyższej klasy rozgrywkowej. Mogą jednak potrzebować nieco pomocy przy obronie, bowiem po stałych fragmentach stracili najwięcej goli spośród wszystkich zespołów w lidze.
Gdyby w poprzednim sezonie fantastycznie nie zaprezentował się beniaminek z Lipska, za największa sensację należałoby uznać właśnie SC Freiburg. Beniaminek z drugim najniższym budżetem w lidze to przepis na spadek, a oni powalczą w najbliższych tygodniach w eliminacjach do Ligi Europy.
Wielu ekspertów widzi we Freiburgu kandydata do spadku także przed kolejnym sezonem. Powód? Dobrze nam znany z polskiej LOTTO Ekstraklasy pocałunek śmierci w postaci europejskich pucharów. To, co jest przekleństwem dla drużyny, może się okazać zbawienne dla Kapustki. Zespół jest osłabiony odejściem największych gwiazd i nie może się pochwalić rozległą kadrą. Konkurencja na pozycji byłego gracza Cracovii jest znikoma i wszyscy widzą w nim następcę dla byłej gwiazdy – Vincenzo Grifo (6 bramek, 12 asyst w ubiegłym sezonie). Na pozycji Polaka jest jedynie powracający z wypożyczenia do trzecioligowego Magdeburga Florian Kath. Inni zawodnicy, jak Janik Haberer grają tam raczej z przymusu, więc 20-latek powinien wywalczyć sobie miejsce w pierwszym zespole. Co prawda, pięć milionów euro zapisane jako klauzula wykupu w umowie wypożyczenia jest dużą kwotą dla Freiburga, ale przykłady Stenzela i Niederlechnera pokazują, że przy dobrej dyspozycji takie środki w klubowej kasie się znajdą i reprezentant Polski będzie mógł się zadomowić we Fryburgu na dłużej.