Girondins Bordeaux 2.0, czyli akwitańska pięciolatka

2019-04-30 18:25:02; Aktualizacja: 5 lat temu
Girondins Bordeaux 2.0, czyli akwitańska pięciolatka Fot. Transfery.info
Redakcja
Redakcja Źródło: Transfery.info

Problemy z poprawną wymową nazw francuskich klubów to standard.

Jednym ze sztandarowych przykładów, na którym można by połamać język są popularni „Żyrondyści”, ale dzięki regularnej grze w europejskich pucharach drużyna z Nowej Akwitanii na tyle mocno zakorzeniła się w umysłach, nawet tych mniej zaznajomionych z Ligue 1, kibiców, że przestała sprawiać większe trudności. Jednak od ostatniego ligowego sukcesu – mistrzostwa Francji – i udziału w rozgrywkach Ligi Mistrzów upłynęła dekada. Marka klubu nieco się przykurzyła, ale ostatni rok, z którym wiąże się wdrożenie ambitnego projektu pod batutą nowego właściciela daje nadzieję, że podobnie do tych nieco starszych piłkarskich zapaleńców i tym młodszym nazwa Girondins Bordeaux nie będzie obca.

O transformacji klubu, nowych władzach, aktualnej kadrze, przyszłości Igora Lewczuka i wielu innych sprawach związanych z FCGB porozmawiałem z Marcinem Jabłońskim, wieloletnim kibicem Bordeaux, który od niedawna rozwija projekt Girondins Polska.

Od ostatniego ligowego sukcesu Bordeaux mija właśnie 10 lat. Przez tę dekadę „Żyrondyści” nawet w niewielkim stopniu nie nawiązali do tego osiągnięcia. Czy dla Ciebie, wieloletniego kibica, jest to duży zawód, czy spodziewałeś się, że tamten sezon, podobnie jak to miało miejsce z Lille czy Montpellier w kolejnych latach, był pojedynczym wystrzałem formy?

Po sukcesie ligowym Bordeaux miało jeszcze jeden wzlot, którym było dojście w 2010 roku do ćwierćfinału Ligi Mistrzów [porażka w dwumeczu z Olympique Lyon – przyp.red.]. Niestety w kolejnym sezonie Ligue 1 nie udało się zakwalifikować do europejskich pucharów, co doprowadziło do problemów finansowych i wyprzedaży części mistrzowskiej ekipy. Równocześnie rozpoczęła się dominacja PSG, a walki o czołowe lokaty nie odpuszczały zawsze mocne ekipy Lyonu i Marsylii. Zdawałem sobie sprawę z tego, że mistrzostwo Francji było szczęśliwym zrządzeniem losu, ale patrząc na miejsce, w którym znajdował i nadal się znajduje klub, jako sukces od kilku lat traktuje udział w Lidze Europy. Ewentualnie zwycięstwo w Pucharze Francji lub Pucharze Ligi Francuskiej byłoby miłym zaskoczeniem, szczególnie dla kibiców, ale równocześnie ważnym dlatego, że pozwala rozpocząć kwalifikacje do Ligi Europy od trzeciej rundy.

Wraz z zeszłorocznym przejęciem klubu przez Amerykanina Joe DaGrossę pojawiła się nadzieja na nawiązanie do minionych sukcesów. Jednak wiele zawirowań w klubie pokazuje, że z daleko idącymi planami trzeba się wstrzymać, a obecny sezon wydaje się przejściowym, który ma ustabilizować sytuację w klubie i być kamieniem węgielnym przyszłych sukcesów Bordeaux.

Na pewno cieszy to, że po 19 latach właścicielem FCGB przestało być konsorcjum telewizyjne M6. Plan Joe DaGrossy jest dość klasyczny, czyli zakup młodych, perspektywicznych piłkarzy i ich sprzedaż do większych klubów ze znaczną przebitką. Jednak w ostatnim czasie dziennik „L’Equipe” poinformował, że w trakcie letniego okienka transferowego ma dojść do sześciu-siedmiu wzmocnień z czego dwa mają być głośnymi transferami zawodników o uznanej marce. Ma również dojść do exodusu piłkarzy, z którymi kończą się kontrakty.

Wśród nich jest między innymi Igor Lewczuk?

Tak, w niedawnej ankiecie przeprowadzonej wśród kibiców, ponad 90% odpowiadających stwierdziło, że nie należy przedłużać wygasającego kontraktu Polaka. Ostatni raz na boisku pojawił się on w grudniu i pomeczowe opinie były dość miażdżące. Zarzucano mu wolne tempo poruszania się po boisku i wielokrotne błędy w ustawianiu. Również bardzo doświadczony i zasłużony dla klubu Jaroslav Plašil jest na wylocie, aczkolwiek dla Czecha szykowana jest posada trenera młodzieży.

Wracając jeszcze do planów Joe DaGrossy, wraz z jego przyjściem nastąpiły duże zmiany w administracji klubowej m.in. nowym prezydentem został Frédéric Longuepee – były zastępca dyrektora generalnego PSG, a z Leicester City sprowadzono Eduardo Macię, który ma odpowiadać za transfery i skauting w klubie. Liczne rotacje wydają się słuszne dlatego liczę, że w przyszłym sezonie dostrzeżemy pozytywy idące za nimi. Ulrich Rame, były bramkarz Bordeaux, a aktualnie dyrektor sportowy zapowiada, że w ciągu pięciu lat „Żyrondyści” zakwalifikują się do Ligi Mistrzów.

Ostatnio pojawiły się informacje, że jest pomysł na sprowadzenie Oliviera Girouda.

Reprezentant Francji łączony jest również z Olympique Lyon, ale owszem, jest taki plan i przyjście takiej gwiazdy, choć często wyśmiewanej przez kibiców, byłoby ogromnym sukcesem władz klubu. Wiele rozbija się o finanse, bo Lyon jest w stanie więcej zaoferować, ale tam byłby jednym „z”, natomiast w Bordeaux z miejsca stałby się największą gwiazdą o ogromnym wpływie na drużynę, a taka wizja niejednego może skusić. Nie wątpię, że jest to zawodnik, który ma odpowiednie umiejętności, aby zdobyć na poziomie Ligue 1 kilkanaście bramek w sezonie. 

A jakie są przyczyny tak słabej formy Girondins w obecnych rozgrywkach, zawirowania z trenerami, słabe okienko transferowe, strata Malcoma? Przyzwyczaili nas do bycia 5-6 siłą Ligue 1, a teraz ugrzęźli w drugiej dziesiątce, co musi zastanawiać i jednocześnie niepokoić kibiców.

Z pewnością odejście Malcoma, czyli zdecydowanie najlepszego zawodnika odbiło się na wynikach, ale równie dotkliwe jest ciągłe rotowanie trenerami. Najpierw konflikt Poyeta i zastąpienie go duetem Ricardo-Bedouet, który zupełnie się nie sprawdził. Teraz drużynę przejął Paulo Sousa, niewątpliwy autorytet dla piłkarzy, dwukrotny zdobywca Ligi Mistrzów z Juventusem i Borussią Dortmund, ale cały czas będący trenerem na dorobku, bez sukcesów. Ponadto od dłuższego czasu w Bordeaux nie czuć presji wywieranej na zawodnikach. Po zwolnieniu Ricardo piłkarze otwarcie mówili o lekkich treningach i ciągłej sielance, która była nieadekwatna do wyników osiąganych przez drużynę.

Wracając do trenerów. Sytuacja z Gusem Poyetem na początku sezonu była dość niecodzienna. Konflikt z zarządem spowodowany sprzedażą napastnika Gaetana Laborde’a  (dziesięć bramek w tym sezonie) i brak wartościowego zastępcy w jego miejsce spowodowało, że pożegnano się z Urugwajczykiem, a patrząc na grę Bordeaux w zeszłym sezonie można było wiązać z tym trenerem przyszłość.

Gwoździem do trumny Gustavo Poyeta była konferencja prasowa po meczu eliminacyjnym do Ligi Europy, gdzie otwarcie atakował decyzje władz klubu o sprzedaży Gaetana Laborde’a do Montpellier. Najbardziej kuriozalny jest fakt, że o samej decyzji nie dowiedział się bezpośrednio od swoich przełożonych, a z mediów, co jeszcze bardziej rozsierdziło trenera. Stwierdził, że jest to jego najgorszy dzień w klubie i pieprzy takich działaczy, którzy podejmują decyzję za jego plecami. Ówczesny prezydent Stéphane Martin chwilę później powiedział, że Poyet przekroczył granicę i nie może być sytuacji, że trener jest ponad klubem. Choć uważam, że jest dobrym szkoleniowcem, to po tak mocnych słowach nie było możliwości, aby kontynuować współpracę. Tak naprawdę od tego momentu wszystko zaczęło się psuć w Bordeaux.

W pewnym momencie włodarze byli bliscy zatrudnienia Thierry’ego Henry’ego, ale ostatecznie oczekiwania finansowe Francuza przerosły możliwości Girondins. Patrząc na to, co wyczyniał w Monaco musisz się cieszyć, że finalnie nie udało się go ściągnąć.

Zdecydowanie, wielu kibiców w social mediach dziękowało Bogu, że Henry nie przyszedł do Bordeaux, choć na początku byli wielkimi entuzjastami tego posunięcia. Wszystko rozbiło się o pensje, gdyż Monaco zaproponowało Henry’emu znacznie wyższą. Gdyby nie to myślę, że przyszedłby do FCGB.

Gdzie widzisz największe braki w składzie Bordeaux? Od wielu lat ciężko znaleźć w drużynie „Żyrondystów” napastnika z prawdziwego zdarzenia, ostatnim, który dawał pewność kilkunastu bramek w sezonie był Fernando Cavenaghi, a to było już niemal dekadę temu…

Właśnie w ataku, w drużynie z Nowej Akwitanii od lat próżno szukać skutecznego napastnika, dlatego też tak bardzo liczę na letnie okienko i zakontraktowanie Oliviera Girouda. Liczono, że sprowadzony z Lille Nicolas de Préville zagwarantuje odpowiednią liczbę trafień, ale tak nie jest. Kibice chwalą go za zaangażowanie i ciężko pracę, ale ostatecznie liczy się to co w siatce, a tego brak. Podobna sytuacja tyczy się doświadczonego Jimmy Brianda, weteran francuskich boisk jest wartościowym zawodnikiem, ale jako ten wchodzący z ławki. Nie jest dobrym pomysłem opieranie ofensywy na tak nieskutecznym duecie. W zeszłym roku bramki też nie zdobywali typowi napastnicy. Najlepszymi strzelcami byli Malcom, czyli skrzydłowy, i Younousse Sankharé – środkowy pomocnik. Tego pierwszego w klubie nie ma, a drugi w obecnych rozgrywkach ani razu nie pokonał bramkarza.

Co mocno kuriozalne Sankharé od połowy stycznia do początku marca miał siedem meczów absencji, nie było spowodowane to żadną kontuzją i większość kibiców była zdezorientowana. Niedawno okazało się, że na początku stycznia Younousse przeszedł zabieg przeszczepienia brody, po którym doszło do zakażenia i konieczności chwilowego rozbratu z piłką. W momencie gdy wyszło to na jaw, rozpoczęła się mocna szydera względem Senegalczyka, co ponoć bardzo go zdenerwowało, ale tak naprawdę, który z zawodników decyduje się na zabieg, i to tak dziwny, w środku sezonu, gdzie jego drużyna prezentuje się wyjątkowo słabo?

Niedawno ogłoszono wynik i podsumowano warsztaty „GirondinsEtVous”, które miały na celu zaangażowanie w życie klubu społeczności lokalnej. Jest to na pewno ciekawa forma komunikacji z kibicami i pokazanie, że ich zdanie dużo znaczy.

Kibice będący „na miejscu” mieli możliwość zarejestrowania się online na te warsztaty, przyjścia w umówionym terminie i spotkania się z przedstawicielami klubu, aby powiedzieć co ich boli w funkcjonowaniu Girondins. Jednak nie chodziło o aspekty stricte sportowe, a bardziej przyziemne, jak na przykład trudności w dojeździe na stadion. Wielu kibiców narzekało, że nie czują przywiązania z nowym, bardzo nowoczesnym stadionem Matmut Atlantique wybudowanego na Euro 2016, który nie jest pomalowany w barwy Bordeaux i w żaden sposób nie zachęca do przyjścia na mecz – prowadzone są rozmowy między klubem a właścicielem, miastem, na temat pomalowania krzesełek i zewnętrznej fasady stadionu. Problem jest naprawdę ważki, gdyż frekwencja jest bardzo słaba, niegodna tak pięknego stadionu i takiej drużyny.

Jako formę promocji klubu wśród kibiców z zagranicy można traktować zakup Josha Maji jednego z bohaterów głośnego serialu Netflixa o Sunderlandzie  „Sunderland’ till I die”. Niestety, jak na razie, sportowo to przejście się nie broni. 

Akurat tego zakupy nie wiązałbym z chęcią promocji klubu, a z filozofią obraną przez DaGrosę, czyli promowania dużych talentów i postacią Eduardo Macy, który jako pracownik Leicester miał wiedzę na temat perspektywicznych zawodników z niższych lig. Jednak na ten moment Anglik niewiele pokazał, w ostatnim spotkaniu strzelił premierową bramkę i bilansu nie poprawi, gdyż doznał kontuzji i wypadł do końca sezonu.
Za formę promocji można na pewno uznać niedawny wyjazd kobiecej drużyny Bordeaux do USA na tournée i to właśnie na ten rynek, ze względu na narodowość właściciela, szykowana jest ekspansja marki. W planach jest podobny wyjazd męskiej drużyny, ale na razie nie słychać o szczegółach. 

Letnie wzmocnienia, głównie w ataku, i drużyna jest gotowa na grę o czołowe lokaty w Ligue 1? 

Z pewnością formacją, która wymaga natychmiastowego wzmocnienia jest atak i głośne nazwisko pomoże w realizacji projektu również ze względów marketingowych. Po odejściu Lewczuka i Plašila średnia wieku drastycznie się zmniejszy, co też pokazuje, że plan DaGrossy jest wprowadzany w szybkim tempie. Dodatkowo przydałby się środkowy pomocnik z wysokimi umiejętnościami kreowania akcji i tak, myślę, że będzie to gotowa drużyna na walkę o podium. 

MICHAŁ BOJANOWSKI