Grad goli na pożegnanie z Ekstraklasą: ostra wymiana ciosów w Bielsku

2016-05-14 17:43:58; Aktualizacja: 8 lat temu
Grad goli na pożegnanie z Ekstraklasą: ostra wymiana ciosów w Bielsku Fot. Transfery.info
Aleksandra Sieczka
Aleksandra Sieczka Źródło: transfery.info

Palący ogień, box-to-box i wielka ambicja. Podbeskidzie przegrało, ale pokazało swoją lepszą, bardziej odważną stronę i będzie miało cały sezon na zebranie nowych sił.

Jak spadać to efektownie

Fałszywy alarm nakazujący natychmiastową ewakuację był jedynie przedsmakiem tego, co mieliśmy zobaczyć w Bielsku. Choć, może właśnie miało być to pierwsze ostrzeżenie skierowane do wiślaków, by niezwłocznie opuścili stadion inaczej… inaczej mogą źle skończyć.

No bo Podbeskidzie wcale nie wzięło sobie spadku do serca. „Górale” w pierwszej połowie prezentowali się tak, jakby wciąż o coś walczyli, jakby wyparli ostatni mecz, całą historię z podziałem punktów i zamieszaniem z tym jednym, a jakże potrzebnym „oczkiem”. Co prawda „Biała Gwiazda” nie wymaszerowała na murawę w podstawowym składzie, ale… trzeba było to jeszcze wykorzystać.

Obie drużyny miały pełną swobodę w dostępie do własnych „szesnastek”, jednak to gospodarze byli znacznie bardziej konkretni w atakach. Zresztą, całkiem nieźle potrafili zorganizować się w defensywie, gdy chodziło o ataki Małeckiego. W innych przypadkach było znacznie gorzej. Warto przytoczyć tu akcję bramkową na 1:1, gdy defensywa Podbeskidzia nie zdołała pokryć Brożka, ale miała dostatecznie dużo czasu, by przywdziać betonowe buciki. Chociaż dośrodkowanie Jovicia było naprawdę dobre, to obrona „Górali” mogła zachować się znacznie lepiej. No ale centry to w ogóle nie był jakiś problem – gospodarze pozwalali Wiśle na naprawdę wiele. Inna sprawa, że nie potrafiła wykorzystać darów losu.

Trudno się jednak dziwić, gdy w środku pola szaleje Uryga, a obrona nie miała wielkiej przyjemności grać w takim zestawieniu. Drzazga dawał się ogrywać Mójcie w każdy możliwy sposób, a wklejenie się w obronę wiślaków i raptowne z niej wyskoczenie nie należało do szczególnie problematycznych. Już samo to, jak Demjan otworzył wynik gry: co prawda Miśkiewicz wypluł uderzenie Kato i nieszczęśliwie podsunął piłkę Słowakowi pod nogi, ale Głowacki mógł zachować się znacznie lepiej i przypilnować napastnika przeciwnika. Niewiele lepiej zachowali się wiślacy w obliczu gola Stefanika, który balansował na linii spalonego i w tym jednym jedynym momencie wyrwał do futbolówki wykańczając fenomenalną wrzutkę Mójty. Trzeba przyznać, ze obrońca radził sobie naprawdę, bardzo dobrze – wygrywał większość pojedynków na flance i cieszył oko swoją nieźle ułożoną nogą. Inna sprawa, że Podbeskidzie miało naprawdę masę miejsca do gry w okolicach „szesnastki”. Właśnie uderzeniem z dystansu Sokołowski próbował zaskoczyć Miśkiewicza, ale bezskutecznie – piłka nieznacznie minęła jego bramkę.

Cios za cios

Panowie, to jest spadkowicz, nie obchodzi mnie, że wyszliście w innym składzie – zdawał się wykrzykiwać Wdowczyk w przerwie meczu. „Biała Gwiazda” na drugą połowę wyszła znacznie bardziej zmotywowana, pewna siebie i na długi czas przejęła pałeczkę. Spokojnie układała sobie futbolówkę tak, żeby w odpowiednim momencie tylko docisnąć. Takie działania przyniosły efekty niedługo po rozpoczęciu drugiej części starcia. Wolski posłał świetną piłkę w kierunku całkowicie niepilnowanego Boguskiego i po raz kolejny w tym spotkaniu doprowadził do remisu. Na tym nie zakończył się upór gości. Naciskali na defensywę przeciwnika, zbierali piłki w okolicach „szesnastki” i dążyli do pewnego zwycięstwa. Dużo wniosło wejście na boisko Mączyńskiego i Boguskiego, których doświadczenie upłynniło akcje „Białej Gwiazdy”. Wiślacy grali bliżej siebie, pewniej doskakiwali do przeciwnika i ich odbiory był znacznie bardziej konkretne niż w pierwszej połowie. Taka gra musiała przynieść wymierne korzyści.

…i chociaż Ondrasek zbierał się na 5 razy i w końcu oddał strzał wślizgiem, to i tak zdołał zmylić obronę „Górali” i wyprowadzić drużynę na prowadzenie. Warto również zwrócić uwagę na świetne zachowanie podopiecznych Wdowczyka w środku pola – od razu po odbiorze piłka została skierowane na flankę do niekrytego „Kobry”.

Gdyby Podbeskidzie grało z taką werwą przez cały sezon, być może nie musiałoby w  tym momencie martwić się pierwszoligowym bytem. „Górale” nie mając nic do stracenia otworzyli się jeszcze bardziej i zawiązali jedną z ładniejszych akcji w tym meczu. Sloboda uruchomił Demjana, który piętką odegrał do Stefanika, a ten pewnym strzałem pokonał Miśkiewicza. Jeszcze do końca spotkania kilkakrotnie mogli ucieszyć trybuny, ale za każdym razem czegoś brakowało i piłki lądowały ponad poprzeczką.

Wynik nic tutaj nie zmienia. Co prawda Podbeskidziu nie udało się zwyciężyć i ostatecznie uległo Wiśle 3:4 (wynik gry ustalił Mączyński wykorzystując inteligentne zachowanie Wolskiego i jego chłodną ocenę sytuacji mając przed sobą ścianę złożoną z obrony przeciwnika), ale to nie jest ważne. „Górale” ostatecznie są zmuszeni pożegnać się z Ekstraklasą i spędzą sezon na niższym poziomie rozgrywkowym. Chociaż dzisiaj pokazali ducha walki, udowodnili, że potrafią przeć do przodu i iść za ciosem, to było już za późno. Być może ten spadek nie jest aż takim złym „rozwiązaniem”. Wszak, bielszczanie powinni wrócić silniejsi.