Historie Adriana Mutu
2012-03-04 11:34:03; Aktualizacja: 12 lat temuOdchodząc w 2003 roku z AC Parma do londyńskiej Chelsea, uchodził za wielkie objawienie rumuńskiej piłki. Mimo wielu świetnych meczów w wykonaniu Adriana Mutu, jego kariera za zawsze przyćmiona będzie sprawami pozaboiskowymi.
Urodził się 8 stycznia, 1979 roku w małej miejscowości o nazwie Călineşti. Pierwsze kroki w dorosłym futbolu stawiał jako zawodnik Argeş Piteşti, skąd następnie trafił do Dinama Bukareszt. Kariera piłkarska Adriana Mutu nabrała prawdziwego rozpędu w 2002 roku, kiedy to, Rumun przeniósł się z Hellas Verona do AC Parma. Ekipa „Gialloblu” zaliczała się wówczas do czołówki Serie A. W zespole prowadzonym przez Cesare Prandellego występowały wschodzące gwiazdy włoskiego futbolu na czele z Alberto Gilardino, Marco Marchionnim, Sebastianem Freyem czy też brazylijskim snajperem - Adriano. Wkrótce, utalentowanym Mutu zainteresowała się Chelsea Londyn i po sezonie 2002/03, napastnik dołączył do teamu Claudio Ranieriego.
Początek piekła
Miało być tak pięknie; gra dla wielkiego klubu, czterdzieści tysięcy sympatyków oklaskujących jego każdą bramkę i drybling… Nieszczęście rumuńskiego piłkarza rozpoczęło się w 2004 roku. Pomimo znakomitego startu w barwach „The Blues”, ( Mutu zdobył cztery gole w trzech meczach), kariera 25-latka zawisła na przysłowiowym włosku. Wszystko za sprawą testów medycznych, które potwierdziły obecność w organizmie Mutu narkotyków - a konkretnie - kokainy.
Decyzją FA, Rumun został zawieszony w wykonywaniu swojego zawodu na okres siedmiu miesięcy. Ponadto wyszedł na jaw konflikt między piłkarzem, a portugalskim szkoleniowcem. Podobno Mourinho nie chcąc, aby Mutu uczestniczył w spotkaniu eliminacyjnym swojej reprezentacji do Mistrzostw Świata 2006 przeciwko Czechom, wymógł na lekarzach klubowych Chelsea wypisanie fałszywego zaświadczenia, które miało stwierdzić u Rumuna kontuzję, uniemożliwiającą grę. Oczywiście prawda nigdy nie ujrzała światła dziennego i możemy się tylko domyślać rzeczywistego przebiegu zdarzeń.
Jedno jest jednak pewne, Roman Abramowicz i spółka nie mogli pozwolić sobie z różnych oczywistych względów na zbytni rozgłos w kwestii afery Adriana Mutu. Transfer szacowany na około 16 milionów euro, okazał się wielka klapą, nie tylko sportową.
Milionowy dług
Był maj 2005 roku, kiedy krnąbrny Mutu powrócił na boisko po niemal rocznej dyskwalifikacji. Tym razem, nowym pracodawcom Rumuna stał się Juventus Turyn. Umowa zawarta została jeszcze w styczniu, podczas zimowego „mercato”. Właściciel Chelsea, wspomniany już Abramowicz, rozwiązał kontrakt z piłkarzem, dając mu przy tym wolną rękę w poszukiwaniu kolejnego klubu. Mogłoby się wydawać, że kłopoty niepoprawnego zawodnika nareszcie dobiegły końca, ale będąc szczerym, był to dopiero początek jego wielkich tarapatów.
Jeżeli chodzi o rozwój kariery Rumuna, to gracz po zaledwie roku, zamienił „Starą damę” na Fiorentinę. Tym czasem, rosyjski miliarder od dawna domagał się zadośćuczynienia od Mutu za wynikłe przez niego problemy. W końcu klamka zapadła - piłkarz zmuszony był zapłacić astronomiczną rekompensatę w wysokości ponad 17 mln. euro! Z biegiem czasu ( rok 2010) wyrok stał się prawomocny, mimo odwołań ze strony Mutu, sąd przychylił się do wymierzonej kary względem Rumuna. Wysokość sumy podyktowana była przybliżoną kwotą, jaką Chelsea zapłaciła Parmie za piłkarza kilka lat wcześniej. Jednak w tym wypadku na zawodnika nie nałożono zakazu gry.
Przyszłość Mutu stanęła pod wielkim znakiem zapytania. W kuluarach mówiło się o przeprowadzce gracza do klubów posiadanych przez rosyjskich oligarchów lub azjatyckich szejków, którzy wyłożyliby na stół podaną wcześniej sumę. Nieoczekiwanie, piłkarz pozostał we Florencji. Jak sam przyznawał - po pierwsze - nie miał wystarczających środków finansowych, aby spełnić żądania Chelsea, - po drugie - według Adriana, nałożona kara była po prostu niesprawiedliwa.
Ale to jeszcze nie koniec! W kwietniu 2010 roku Rumun po raz drugi został zdyskwalifikowany, tym razem na 10 miesięcy. Powodem było zażywanie przez reprezentanta Rumunii, niedozwolonej substancji - sibutraminy ( lek na hamowanie łaknienia). Wspomnieć należy także półroczną przerwę piłkarza ze względu na kontuzję. Podsumowując, Mutu stracił około dwóch lat czynnej gry!
Ostatecznie Fiorentina pozbyła się Mutu przed obecnym sezonem. Pomimo dobrej dyspozycji strzeleckiej napastnika, działacze „Violi” chcieli pozbyć się gracza z powodów dyscyplinarnych, (pamiętna jest między innymi kłótnia Mutu z Arturem Borucem).
Mutu winnym?
Z pewnego punktu widzenia na pewno tak. Przecież nikt nie nakazywał mu zażywania narkotyków, środków dopingujących czy też burzliwego zachowania. Jednak historie Adriana Mutu posiadają drugie dno. Według mnie dużą winę za przebieg niekorzystnych dla Rumuna wydarzeń miał sam agent - Victor Becali. Przecież kuzyn sławnego George, ani razu osobiście nie wstawił się w obronie Mutu.
Nie chodzi mi tu o usprawiedliwianie konkretnych wybryków gracza, ale w mojej opinii obciążenie Rumuna siedemnastoma milionami euro byłą zupełnie nieuzasadnione i wpływowy Becali mógł temu zapobiec. Przecież Abramowicz doskonale zdawał sobie sprawę, że żąda od Mutu niemożliwego. Wychodzi na to, iż Rosjanin pragnął zniszczyć Adriana nie tylko w aspekcie materialnym, ale również psychicznym i mentalnym, a to już moim skromnym zdaniem zdecydowana przesada.
Wiele niewytłumaczalnych i nieodpowiedzialnych posunięć w wykonaniu Adriana ma ścisły związek z jego mało stabilną psychiką. Ponadto trzeba powiedzieć jasno, że życie prywatne piłkarza także nie było usłane różami i w obliczu wynikłych konsekwencji, Mutu został sam jak palec, gdziekolwiek się nie obejrzał wszyscy byli przeciwko niemu i znikąd nie mógł otrzymać zwykłego wsparcia.
Niestety, niektórzy ludzie traktują sportowców jak maszyny, potrafiąc tylko mówić: „ o patrz ten to się zmarnował, przecież jak mógł tak zrobić?!” albo „nie no, ale głupek, co on w ogóle zrobił?!”. Więcej zrozumienia, ludzie!
Na zakończenie zachęcam do obejrzenia filmiku poświęconego Adrianowi Mutu.
Łukasz Kulak