Jak procent składany tłumaczy to, że Emirates Stadium ma najlepszą atmosferę w Premier League?
2022-10-30 14:32:38; Aktualizacja: 2 lata temuKibice Arsenalu dawno nie czuli takiej jedności ze swoimi zawodnikami. Bilety na mecze Kanonierów są praktycznie niemożliwe do zdobycia, a drużyna u siebie gra porywająco. Wszystko przez fenomen, który Albert Einstein nazwał „ósmym cudem świata”.
Kibice Arsenalu dawno nie czuli takiej jedności ze swoimi zawodnikami. Bilety na mecze „Kanonierów” są praktycznie niemożliwe do zdobycia, a drużyna u siebie gra porywająco. Wszystko przez fenomen, który Albert Einstein nazwał „ósmym cudem świata”.
Choć zdobycie przez Arsenal mistrzostwa Anglii w tym sezonie nie byłoby raczej - jak pisał Jim White w „The Telegraph” - sensacją na miarę Leicester City, tak wciąż byłoby olbrzymią niespodzianką.
Zbyt wiele wskazuje na to, że ostatecznie to i tak Manchester City wygra Premier League. Ale to Arsenal - zamiast Liverpoolu, Tottenhamu czy Chelsea - wyrasta na głównych konkurentów piłkarzy Pepa Guardioli w obecnych rozgrywkach.Popularne
To bowiem pierwszy sezon, gdy potencjał drzemiący w młodych zawodnikach Kanonierów zaczął się w końcu realizować.
Bądź o 1% lepszy każdego dnia
Albert Einstein miał kiedyś powiedzieć, że ósmym cudem świata jest procent składany. – Ci, którzy go rozumieją, zarabiają na nim. Ci, którzy tego nie rozumieją, muszą go zapłacić – twierdził wybitny naukowiec.
O co chodzi z tym cudem? Otóż nawet jeśli na początku efekty jakiejś inwestycji wydają się znikome, tak z upływem czasu przychody rosną coraz szybciej. Wzrost o 10% rok do roku powoduje, że zainwestowana kwota powinna się podwajać co siedem lat. Ale w tym pierwszym wielkiego wrażenia nie zrobią.
Wielu próbuje przełożyć ten matematyczny fenomen na inne dziedziny życia, nie tylko finansowe. W książce „Atomic habits” autor James Clear zwraca uwagę, że jeśli każdego dnia człowiek staje się o 1%, to po roku jest w sumie lepszy aż 38 razy.
The Power of Tiny Gains
— Sahil Bloom (@SahilBloom) July 2, 2022
Compounding is one of the most beautiful things in the world.
But it can work for or against you.
Extraordinary achievements are often just the end result of a large volume of consistent tiny actions.
Small things become big things.
(h/t @JamesClear) pic.twitter.com/OHnAwMl5B5
Ludzie z reguły nie zauważają u innych procesu, który sprawia, że ci stają się o 1% lepsi.
Dostrzegają dopiero to, że ktoś „nagle” stał się się 38 razy lepszy.
I w tym sezonie moc procentu składanego pokazuje Arsenal.
Wszystko według tablicy Edu
Mikel Arteta został trenerem Arsenalu w listopadzie 2019 roku, a parę miesięcy wcześniej dyrektorem technicznym klubu z Emirates Stadium został Edu Gaspar.
Po odejściu Arsene’a Wengera władzę w dziale sportowym londyńskiego klubu rozdzielono między trzech nowych pracowników: trenera Unaia Emery’ego, skauta Svena Mislinstata (uchodzącego za najlepszego specjalistę na świecie) oraz dyrektora Raula Sanllehiego (który przyszedł z Barcelony). Jak to jednak zwykle bywa, każdy zaczął ciągnąć wózek w swoją stronę.
Efektem były chaotyczne transfery nierzadko przestarzałych zawodników.
Arsenal, jak każdy wielki klub, ma olbrzymie struktury w skautingu czy analityce, lecz kluczowe jest to, że dwóch najważniejszych pracowników tworzy doskonale rozumiejący się duet. I ciągnie wózek w jedną stronę.
Pierwsze efekty ich pracy były niemrawe i wydawało się, że Arsenal dalej tkwi w post-wengerowskim marazmie. Ale w ostatnich miesiącach poprzedniego sezonu „coś kliknęło”.
Choć ostatecznie to Tottenham zajął ostatnie miejsce w pierwszej czwórce Premier League, to mocna końcówka Arsenalu sprawiła, że walka toczyła się do ostatniej kolejki.
A dziś Arsenal walczy o mistrzostwo, a nie tylko o awans do Ligi Mistrzów.
Z dzisiejszej perspektywy każdy krok Arsenalu w budowaniu drużyny sprawia wrażenie idealnie przygotowanego.
Co prawda z dokumentu „All or Nothing: Arsenal” pokazującego kulisy Kanonierów w poprzednim sezonie najbardziej utkwiły w pamięci sceny z Mikelem Artetą, który w żywiołowy i obrazowy sposób stara się zmotywować swoich piłkarzy, to być może najważniejsze były obrazki z gabinetu Edu, gdzie w tle zobaczyć można było wielką tablicę na której dyrektor techniczny klubu planuje kadrę na następne sezony.
Nic odkrywczego
Decyzje podjęte przez Edu i Artetę nie były piłkarską rewolucją. Arsenal nie zrobił nic specjalnie odkrywczego. W ostatniej dekadzie podobną politykę przyjął choćby Liverpool czy Tottenham.
Zatrudniono pasującego do klubowych struktur trenera, a politykę transferową oparto na piłkarzach dopiero wchodzących w najlepszy wiek dla piłkarza. Nie ma już transferów Lichsteinerów, są transfery Bena White’a czy Takehiro Tomiyasu.
Edu konsekwentnie budował szkielet zespołu, rzadko sięgał po piłkarzy starszych niż 25 lat. Choć zdarzały mu się takie transfery jak David Luiz czy Willian, to ostatecznie zbudował na Emirates zupełnie nową, młodą drużynę.
Piłkarzy, którzy z różnych względów - również charakterologicznych - nie pasowali Artecie, po prostu się pozbywał. Zastąpił ich młodszymi, bardziej chętnymi do pracy. A przed tym sezonem dołożono wisienkę na torcie tej drużyny: Gabriela Jesusa z Manchesteru City, który wprowadził ofensywę Arsenalu na zupełnie inny poziom.
To po prostu musiało się tak skończyć. Wystarczyło trochę czasu, konsekwentna praca w kolejnych okienkach, a Arsenal zaczął znów walczyć o trofea.
Wydano też mnóstwo pieniędzy. Piłkarska inflacja spowodowała, że przebudowa zespołu w oparciu o młodych piłkarzy jest droższa niż wcześniej - sprzedający zorientowali się jak wartościowych zawodników muszą pożegnać. Lecz wciąż, są to pieniądze wydane na najlepsze lata kariery każdego z tych zawodników. Arsenal zapłacił za potencjał, nie za CV. I ten potencjał, jak wiemy, zaczął się realizować.
Dawno nie było takiej jedności
Jednak być może najważniejszym, a raczej niezamierzonym efektem, totalna odmiana atmosfery wokół klubu. – Ludzie, którzy chodzą na mecze od 30 lat, którzy naprawdę są emocjonalnie związani z klubem przychodzą do mnie i mówią, że nigdy jeszcze nie czuli takiej jedności w klubie, jedności między drużyną a kibicami – opowiadał Arteta w rozmowie w podcaście dziennikarza Michaela Calvina.
Arsenal w tym sezonie ma dwa zupełnie inne oblicza: u siebie i na wyjeździe. W meczach domowych wychodzi mu wszystko. Poza Emirates Stadium Arsenal musi znacznie bardziej się namęczyć, aby uzyskać dobry rezultat.
Bo poza domem nie może liczyć na tak wielkie wsparcie jak u siebie. – Emirates to obecnie stadion z być może najlepszą atmosferą w Premier League. Rok temu nikt by tak nie powiedział – zwrócił uwagę John Cross z „Daily Mirror” w tym samym podcaście.
Bywało, że Emirates Stadium był przejmowany przez kibiców gości. Bywało, że kibice Arsenalu niespecjalnie kwapili się do dopingowania swoich zawodników. Złośliwi przypominali, że poprzedni stadion Kanonierów - Highbury - bywał czasem nazywali „library”, biblioteką.
Jeszcze niedawno Arsenalowi grało się wygodniej na wyjeździe, a wybuczany przez własnych kibiców kapitan Granit Xhaka chciał spakować się i wyjechać z Londynu i już nigdy nie zakładać koszulki Arsenalu. Mikel Arteta poprosił jednak swojego pomocnika o pół roku. Minęły już trzy lata, a Emirates dziś kipi od wsparcia dla swoich kibiców. To jeden z najgłośniejszych stadionów w Anglii, a kupienie biletu na mecz Arsenalu graniczy z cudem.
Kibice Arsenalu czują, że w ich klubie dzieją wielkie rzeczy. I chcą być ich częścią.
JACEK STASZAK