Jerzy Brzęczek menedżerem w stylu angielskim. Jedyna słuszna opcja

2022-04-24 20:40:27; Aktualizacja: 2 lata temu
Jerzy Brzęczek menedżerem w stylu angielskim. Jedyna słuszna opcja Fot. Mikolaj Barbanell / Shutterstock.com
Redakcja
Redakcja Źródło: Transfery.info

Jerzy Brzęczek pozostanie trenerem Wisły Kraków nawet po możliwym spadku, a w dodatku w przyszłym sezonie będzie miał więcej do powiedzenia przy transferach. Ten scenariusz, który do niedawna byłby uznany za druzgocący, dziś wygląda na jedyny sensowny.

To dla Wisły coś zupełnie nowego. Na trzy miesiące przed rozpoczęciem nowego sezonu jej kibice wiedzą nie tylko, kto poprowadzi wtedy zespół, ale też kto będzie odpowiadał za transfery. W obu przypadkach będzie to Jerzy Brzęczek, który stanie się menedżerem w angielskim stylu.

Ta klarowność sytuacji powinna być standardem, lecz w Wiśle jest luksusem.

Historia niestabilności Wisły

Rok temu pozycja trenera Petera Hyballi na tyle osłabiła się, że wiadomo było, że najpóźniej po ostatnim meczu sezonu odejdzie z klubu. Szykowano się do zatrudnienia dyrektora sportowego, ale nie wiadomo było, kto może nim zostać. Przewidywano, że Artur Płatek, skończyło się Tomaszem Pasiecznym, który przyszedł już po tym, gdy zatrudniono trenera Adriana Gulę.

Sezon wcześniej też szukano kogoś na to stanowisko, ale z nikim się nie dogadano. Trenerem był Artur Skowronek, który przedłużył co prawda kontrakt po utrzymaniu Wisły w Ekstraklasie, lecz jednocześnie pozbył się ze sztabu Leszka Dyji, zaufanego człowieka Jakuba Błaszczykowskiego. Możemy więc mówić o zdecydowanie niestabilnej pozycji.

W 2019 roku wychodzący z olbrzymiego kryzysu klub działał w myśl zasady „wszystkie ręce na pokład” i za budowanie drużyny wziął się każdy z członków ekipy ratunkowej, który miał do dyspozycji po dwa transfery. Nic dziwnego, że wyszła z tego drużyna, która zanotowała najgorszą serię porażek w historii klubu.

A teraz już praktycznie wszystko wiadomo - to Brzęczek zbuduje i przygotuje drużynę do następnego sezonu. Jedyne, czego nie wiadomo, to w której lidze to nastąpi. Ot, szczegół.

Wisła - klub Błaszczykowskich

W zasadzie było to oczywiste, że ten moment kiedyś nadejdzie. Choć głównych właścicieli Wisły Kraków jest trzech, a każdy z nich ma tyle samo akcji klubu, pozycję lidera trzyma Jakub Błaszczykowski i to on ma największy wpływ na to, co dzieje się w klubie.

Jego brat jest prezesem, a z wiceprezesem Maciejem Bałazińskim czy dyrektorem akademii Krzysztofem Kołaczykiem były kapitan reprezentacji Polski zna się od wielu lat. To jego ludzie podpisują się pod decyzjami w klubie.

Brzęczek - wujek Błaszczykowskich - długo był poza tym układem. Najpierw prowadził reprezentację Polski, a później wydawało się, że Wisła byłaby dla niego za dużym krokiem do tyłu. Zarówno finansowo, jak i sportowo. W klubie też nie brano pod uwagę za bardzo tej opcji. W Polskę poszedłby wtedy sygnał, że Wisła to tak naprawdę klub Błaszczykowskich.

Dookoła płoną lasy

Lecz teraz nie ma to w zasadzie znaczenia. Krakowianie tak bardzo zagrożeni spadkiem do pierwszej ligi w najnowszej historii jeszcze nie byli. W dramacie „Śmierć komiwojażera” jedna z postaci wybucha: „Nie interesują mnie historyjki z przeszłości ani żaden kit tego rodzaju, kiedy lasy się palą, rozumiecie? Wszędzie szaleją pożary!”.

W Wiśle tak krzyknąć mógłby Jakub Błaszczykowski. Dookoła Wisły płoną lasy i nie ma co zwracać uwagi na to, jak ludzie postrzegają klub. Najważniejsze jest utrzymanie.

Dla zagrożonej spadkiem Wisły nie było na rynku lepszej opcji niż Brzęczek. I nie ma też lepszej opcji w polityce sportowej, a taką rolę spełni też w Wiśle były selekcjoner reprezentacji Polski.

– Trener Brzęczek będzie mocniej angażował się w pracę działu sportu. Będzie szybciej włączony w proces skautingowy, już na etapie selekcji. Na dzisiaj nie planujemy zatrudniać dyrektora sportowego – mówił prezes Dawid Błaszczykowski, cytowany przez „Gazetę Krakowską”.

Dlaczego trener nie powinien decydować o transferach

Ten ruch - skupienie praktycznie całej władzy sportowej w jednych rękach - oceniany przez pryzmat przyjętych obecnie standardów w piłce, jest raczej błędem.

Trener ma bowiem z natury niestabilną pozycję i zbudowana przez niego kadra nie będzie pasować jego następcy.

Trener patrzy z reguły na następny mecz, a klub powinien patrzeć szerzej.

Zwolnienie z decydowania o transferach daje też trenerowi czas na bardziej efektywną pracę z obecnym składem.

Dla tych kibiców, którzy chcieliby w Wiśle zobaczyć klub budowany tak jak choćby Raków Częstochowa, gdzie zbudowano silne struktury, skauting oparty jest o dane, a głównym kryterium zatrudnienia jest wiedza i ekspertyza, taki obrót spraw pod Wawelem może być trudny do przyjęcia.

Ale sytuacja Wisły nie jest podręcznikowa. Ludzie z zewnątrz mają w Wiśle mocno pod górkę. Nawet najlepsza struktura rozbije się w pewnym momencie o najważniejszy aspekt w każdej organizacji - ludzki.

Nie będą kwestionować Brzęczka

Były prezes klubu Piotr Obidziński opowiadał w wywiadach dla „Interii” czy „Przeglądu Sportowego” o braku zaufania, który wychodzi od samego otoczenia rodziny Błaszczykowskich i przechodzi przez wszystkie szczeble klubu, nawet do samej szatni. I praktycznie każdy spoza wąskiego kręgu ludzi Błaszczykowskiego będzie się z tym problemem zmagał.

Zapowiedział też tym samym niejako zwolnienie dyrektora sportowego Tomasza Pasiecznego, którego dziś zarząd Wisły wskazuje jako jednego (głównego?) z winnych nieudanego sezonu.

– Popełniliśmy błąd, że nie przypilnowaliśmy działu sportowego w sposób efektywny. To nie zadziałało tak jak powinno – powiedział, cytowany przez „Gazetę Krakowską”, wiceprezes klubu Maciej Bałaziński.

Jerzy Brzęczek będzie więc tym, którego zdania w Wiśle nikt nie zakwestionuje, a sam otrzyma zaufanie i prawo do popełnienia błędu.

Brzęczek z zaufaniem

To, czy Brzęczek ma więc wiedzę, umiejętności czy zdolność planowania potrzebną do pracy przy budowaniu kadry zespołu, nie jest w tym momencie tak istotne. Ważne jest to, że dostanie najważniejsze narzędzie dla każdego dyrektora sportowego - zaufanie zarządu i właścicieli klubu.

A Brzęczek jest przecież dla Błaszczykowskiego autorytetem, zwłaszcza w kwestiach sportowych. Takiej pozycji nie miałby w Wiśle niemal nikt.

Wisła nie pozuje więc na awangardowy klub, budujący w Ekstraklasie polskie Brentford, ale stawia za to na spokój i stabilność, nieobecną w jej strukturach od wielu lat. A to pierwszy krok do tego, by zacząć grać na miarę, a nie poniżej, swoich możliwości.

Nie jest to układ idealny, ale najlepszy

Decydujący o transferach trener nie jest układem idealnym, ale w tym konkretnym przypadku wychodzi na jedyny sensowny, dający Wiśle jakąkolwiek szansę na coś trwalszego.

Mający od lat w głowie i wdrażający go w kolejnych klubach schemat zespołu Brzęczek będzie w stanie odsiać tych piłkarzy, którzy na pewno mu nie przypasują. Łatwiej też oceni, którzy piłkarze raczej będą w stanie pomóc zespołowi.

Wreszcie też status Brzęczka będzie na tyle duży, że nie zadrży o posadę po każdym słabym meczu, co pozwoli mu lepiej spojrzeć na politykę transferową. Trudno się też spodziewać, by jakiemukolwiek piłkarzowi uszło płazem marudzenie na trenera.

Brzęczek - wujek właściciela i prezesa klubu - pełniący obowiązki zarówno trenera, jak i dyrektora sportowego, stałby się w tym układzie rodzinno-właścicielskim kimś w rodzaju wiceprezesa do spraw sportowych.

Tak duża władza jest marzeniem niejednego polskiego trenera. Jednemu udało się w ostatnich latach taką władzę mieć. Ale nie mówcie kibicom Wisły, w jakim stało się to klubie.

JACEK STASZAK