Koncert na dwóch rozgrywających [ANALIZA]

2014-11-14 11:50:59; Aktualizacja: 10 lat temu
Koncert na dwóch rozgrywających [ANALIZA] Fot. Transfery.info
Szymon Podstufka
Szymon Podstufka Źródło: Transfery.info

Semir Stilić i Sebastian Mila. Dwaj zawodnicy o niemal identycznej charakterystyce. Świetna lewa noga, wolne bite w punkt, błyskotliwość, szybkie myślenie, nieco wolniejsze bieganie. W sobotę obu mieliśmy na jednym boisku. Dopiero po raz piąty.

Jakoś tak się składało, że gdy zespoły Stilicia, czyli najpierw Lech Poznań, a teraz Wisła Kraków, grały ze Śląskiem Mili, to bardzo często jeden czy drugi nie mógł wystąpić. Bo to przypałętał się jakiś uraz, to znowu forma nie ta… Aż do soboty Mila i Stilić na jednym boisku grali przez 296 minut. We wspomnianych spotkaniach zaskakiwały słabiutkie liczby obu tych panów. Stilić - czego nie zmienił i w tym meczu - wciąż pozostaje bez gola czy asysty w potyczkach, w których po drugiej stronie barykady stawał „Roger”. Mila w tym czasie zaliczył gola (z karnego) i jedną asystę. Te spotkania to kolejno:
 
31.10.2009: Lech Poznań - Śląsk Wrocław 1:0
Semir Stilić (Lech) - 72 minuty, 0 bramek, 0 asyst
Sebastian Mila (Śląsk) - 65 minut, 0 bramek, 0 asyst
 
11.09.2010: Śląsk Wrocław - Lech Poznań 1:2
Sebastian Mila (Śląsk) - 90 minut, 0 bramek, 0 asyst
Semir Stilić (Lech) - 90 minut, 0 bramek, 0 asyst
 
1.04.2011: Lech Poznań - Śląsk Wrocław 2:2
Semir Stilić (Lech) - 61 minut, 0 bramek, 0 asyst
Sebastian Mila (Śląsk) - 90 minut, 1 bramka, 0 asyst
 
23.09.2011: Śląsk Wrocław - Lech Poznań 3:1
Sebastian Mila (Śląsk) - 80 minut, 0 bramek, 1 asysta
Semir Stilić (Lech) - 90 minut, 0 bramek, 0 asyst
 
8.11.2014: Wisła Kraków - Śląsk Wrocław 1:1
Semir Stilić - 90 minut, 0 bramek, 0 asyst
Sebastian Mila - 90 minut, 0 bramek, 0 asyst
 
Nie można się oczywiście dawać zwodzić liczbom, według których obaj wypadają tutaj na mało produktywnych. Wszyscy przecież doskonale wiemy, jak wiele znaczą dla swoich ekip w rozegraniu. A Bośniak - choć znów w punktacji kanadyjskiej pojedynków Stilić kontra Mila pozostał z niczym - zaliczył przecież znakomitą asystę drugiego stopnia przy bramce Pawła Brożka. Bez jego błyskotliwego odegrania do Mariusza Stępińskiego, były Widzewiak nie mógłby obsłużyć snajpera „Białej Gwiazdy”.
 
Globalnie, to właśnie Stilić lepiej wyglądał w tym meczu w liczbach. Zaliczył mniej strat, podawał na wyższym procencie celności, zaliczył o jedno kluczowe podanie więcej i - szczególnie w pierwszej połowie - częściej wycofywał się po piłkę, by Urydze i rozgrywającemu świetną partię Boguskiemu, pomagać w rozegraniu i rozrzucaniu piłki w wolne sektory. Mili za to zdarzały się niepotrzebne długie podania „na stratę”, choć kilka takich bardziej ryzykownych wyższych piłek dochodziło do adresatów.
 
 
To, za co musimy Milę pochwalić i za co wystawiamy mu wyższą cenzurkę od Bośniaka, to gra defensywna. Patrząc na zamieszczone powyżej liczby i poniżej grafiki tego nie widać, ale to reprezentant Polski agresywniej zakładał pressing i biegał za defensorami rywali na podobnym zaangażowaniu do tego, jakie prezentował w spotkaniu z Niemcami. Nie zakończyło się to żadnym jego przechwytem czy odbiorem, ale często z jego powodu obrońcy Wisły musieli grać długą piłką, z pominięciem drugiej linii. 
 




 
 
Nie będziemy jednak udawać, że to na czym skupialiśmy się najbardziej przy analizie gry obu zawodników, to ich ofensywna produktywność. Obaj piłkarze zaliczyli po jednym uderzeniu z rzutu wolnego w słupek, w niemal identycznych sytuacjach, obaj też raz zostali przy próbie strzału zablokowani. I jeśli ktoś szuka argumentów za tym, że Stilić i Mila to piłkarze identyczni, to w tym meczu argumentów dostał sporo.
 
To, co rzuciło nam się w oczy, to kierunek podań. Stilić w zasadzie grał to na lewo, to na prawo, to prostopadle do Pawła Brożka, natomiast jeśli chodzi o Milę, to było widać, z kim gra mu się najlepiej. Jeśli grał do przodu, to można było obstawiać w ciemno, że 7 na 10 piłek poda do Flavio Paixao. W pierwszej połowie Robert Pich otrzymał od Mili bodaj trzy podania, natomiast Portugalczyk - lekko ponad dziesięć. Oczywiście wiązało się to z wystawieniem przez Franciszka Smudę Wilde Donalda Guerriera na lewej obronie. Opłaciło się. To właśnie Guerrier faulował Flavio w sytuacji, w której sędzia podyktował rzut karny dla Śląska. 
 
 

 
Bośniak więcej razy niż Mila zagrywał natomiast do tyłu, a także częściej zwalniał akcje, dając się faulować. Ciężko ocenić, czy strategia Stilicia ze zwalnianiem gry, czy Mili z graniem z uporem do przodu, dała lepsze efekty, skoro padł remis, ale obaj z pewnością przyznają, że grali już w swoim życiu lepsze mecze. Oczywiście byli ważnymi postaciami swoich zespołów, ale gdyby opisać ich grę jednym słowem, to na usta ciśnie się „porządna”. „Dobra”. U Stilicia - z jednym bardzo wyraźnym błyskiem, gdy zagrał wspomnianą prostopadłą piłkę do Stępińskiego.



 
Musimy się jednak na koniec przyczepić do niego w jednej kwestii. Koniec pierwszej połowy. Wisła przegrywa na własnym boisku ze Śląskiem i wszyscy oczekują, że w drugą część meczu drużyna wjedzie na pełnym zaangażowaniu. Skoro tak, to dużo wymaga się od graczy ofensywnych - ruchu od Brożka, gazu od skrzydłowych i brania na siebie ciężaru gry przez Stilicia. Tak? No to spójrzmy na to, co przez pierwszych piętnaście minut po przerwie zmajstrował na boisku Bośniak:
 

 
Jedno celne podanie, jeden udany drybling, jeden zablokowany strzał i jeden wywalczony faul, zdecydowanie za daleko od bramki Pawełka, by próbować go zaskoczyć. Do tego aż trzy niecelne zagrania. Mało. Zdecydowanie za mało.
 
Oczywiście kolejne pół godziny Stilić znów zagrał na swoim wysokim poziomie, ale przypomina się to, co najczęściej gnębiło trenerów Lecha z czasów, gdy Bośniak grał przy Bułgarskiej. To samo, co chyba najczęściej w naszej lidze zarzuca się Filipowi Starzyńskiemu. Znikanie na długie fragmenty meczu. Jeden z największych grzechów głównych rozgrywającego.