LE - Liga Emocji (w końcówkach)
2014-08-07 23:02:53; Aktualizacja: 10 lat temu Fot. Transfery.info
Choć rundy eliminacyjne Ligi Europejskiej nie należą do najlepszych widowisk świata, ba - często sporo w nich rąbanki, a mało grania - to jednak dzisiaj dostarczyły wielkich emocji. No, przynajmniej niektóre potyczki.
Tą najbardziej - z punktu widzenia polskiego kibica - emocjonującą był mecz Ruchu Chorzów z Esbjerg. Wynik 1:1 po pierwszej połowie premiował "Niebieskich", którzy jednak zdecydowanie za bardzo chcieli utrzymać. Zemściło się. Dwunasty strzał Esbjerg w 2. połowie na bramkę zamienił beznadziejny Pusić. W dodatku zrobił to praktycznie w samej końcówce, w 86. minucie. Wydawało się, że jest już pozamiatane.
Nie dla podopiecznych Jana Kociana.
Nie zasłużyli na ten awans - jasne. Za minimalizm w drugiej połowie powinni dostać dwa tygodnie treningów a'la ten z Czesławem Michniewiczem, kiedy kazał swoim piłkarzom za karę stać nieruchomo przez 90 minut na boisku, uświadamiając im, dlaczego przegrali. Jeden rzut rożny, dośrodkowanie, zgranie Malinowskiego, strzał Surmy. Jak to celnie podsumował ktoś na Twitterze - 75 lat i 891 meczów w Ekstraklasie dają Ruchowi awans. W 95. minucie drugiego meczu.
95. minuta okazała się także być szczęśliwa dla Hajduka Split. Piłkarze z Chorwacji przegrali z Szachtiorem Karaganda w Kazachstanie 2:4, by u siebie ograć ich 3:0 po bramce właśnie w piątej minucie doliczonego czasu gry. Oczywiście 2:0 także dawałoby im awans, jednak pieczęć przybili właśnie tak, jak piłkarze Ruchu oszaleli ze szczęścia w Danii.
Decydującego o awansie gola w końcówce zaliczył też grecki Asteras, wyrzucając za burtę Ligi Europejskiej FSV Mainz. Nie było co prawda dramaturgii doliczonego czasu gry, ale dające awans Mainz 2:1 na 3:1 dopiero w 86. minucie zmienił Mazza. Ten sam zresztą, który trafił na 2:1.
To jednak wszystko nic wobec tego, co działo się w Norwegii. Molde miała czekać formalność w postaci ogrania Zorii. Rywal Legii z poprzedniej edycji Ligi Mistrzów znakomicie spisuje się w lidze i po prostu musiał awansować. Nie awansował, a okoliczności były zadziwiające.
W 87. minucie, przy stanie 1:1, premiującym Ukraińców, Molde dostało karnego, do którego podszedł Vegard Forren. Nie trafił. Dwie minuty później ten sam Forren wpakował sobie samobója na 1:2. Norwegowie nie poddawali się, mimo że brakowało im w tym momencie dwóch goli. Jednego mógł zdobyć Mohamed Elyonoussi, bo sędzia podyktował kolejną jedenastkę dla Molde.
Pewnie się domyślacie, co było dalej? Tak, spudłował.