Lepszy zapaśnik niż napastnik: ŁUKASZ TEODORCZYK
2016-10-12 00:25:40; Aktualizacja: 8 lat temuNa rachunku wystawią mu procent od zmarnowanych sytuacji, ale w niższych sektorach boiska wyglądał naprawdę dobrze. Tylko co z tego, jak w drugiej połowie dała o sobie znać powszechna w naszej reprezentacji wada fabryczna…
Futbol kontaktowy
Gdyby Teodorczyk pracował w korporacji na jego biurku szybko pojawiłby się karton i list z krótkim, ale bardzo treściwym komunikatem: „Panie Łukaszu, bardzo nam przykro, ale do księgowej poszło nowe zestawienie. I nikogo nie obchodzi ciężka praca w odbiorze”. W oczach kibiców i ludzi o zdrowym podejściu do futbolu (zwłaszcza po takim dramatycznym meczu, który wypada zgłosić do prokuratury), sytuacja jest zero-jedynkowa. Napastnik albo strzela gole, albo jest uważany za kompletnego nieroba. Tylko co w sytuacji, gdy większość podań wymienia w obrębie od linii środkowej do szesnastego metra i nieustannie dręczy defensywę przeciwnika? Wypadałoby wówczas sięgnąć po odcienie szarości na tej monochromatycznej palecie barw. Swoją drogą, idealnie wpisuje się ona w listopadowe nastroje…
Popularne
Czerwone kwadraty - faul na Teodorczyku, czarny kwadrat - przewinienie napastnika.
Łukasz Teodorczyk w pierwszej połowie został sfaulowany czterokrotnie i raz sam popełnił przewinienie. Najważniejszy jest jednak fakt, że Andonian wyleciał z boiska właśnie przez faule na polskim napastniku. Mimo wszystko były zawodnik poznańskiego Lecha zostanie zapamiętany głównie przez pryzmat zmarnowania niezliczonej liczby sytuacji. A to dość krzywdzące. Owszem, ten piłkarz, którego większość kojarzy tylko dlatego, że wiecznie chodzi z nosem na kwintę i patrzy na wszystkich spode łba, mógł walnie przyczynić się do zwycięstwa Polaków i oszczędzić kibicom całej tej nerwówki. Jednak na pewno nie był zawodnikiem bezproduktywnym.
25-latek świetnie radzi sobie w grze z rywalem na plecach. Z jednym. Dwoma. Nawet trzema. Potrafi dobrze się zastawić i przy okazji utrzymać na nogach.
W jednej z ostatnich akcji pierwszej części meczu, Teodorczyk został całkowicie osaczony przez przeciwnika, a mimo wszystko zdołał zachować futbolówkę i jeszcze odegrać do dobrze wbiegającego w pole karne (rzadkość w tym spotkaniu) Krychowiaka. Gdyby nie jego siła i ogromne zaangażowanie, Ormianie bez większych problemów oddaliliby zagrożenie z własnego pola karnego. To nie był jedyny moment, gdy napastnikowi Anderlechtu załączyła się rola tego od czarnej roboty. Sytuacje można było mnożyć. „Teo” ewidentnie lubi grę pod presją i nawet w obliczu niechybnej straty porywa się na walkę o futbolówkę. I co ciekawe, w większości przypadków mu to po prostu wychodzi.
Teodorczyk bardzo sprawnie radził sobie w odbiorze w okolicach środkowej strefy boiska – natychmiast doskakiwał do przeciwnika i ze wszystkich sił utrudniał mu życie.
Wówczas, zwykle utrzymywał się nisko na nogach i cierpliwie czekał aż któryś z jego kolegów pokaże się do podania. Nie omieszkał popracować ciałem, trochę przycwaniakować, ale efekty bywały zadowalające. Po krótkim podaniu wracał na z góry ustalone pozycje – zmierzał w światło bramki. Nie zostawał w miejscu, gdzie odebrał futbolówkę, nie przysypiał. Był świadomy swoich obowiązków i starał się je realizować.
O polskim napastniku dobrze świadczyła również reakcja po stracie. W drugiej połowie, gdy Polacy spoczęli na laurach i nie potrafili okiełznać chaosu, który wykształcił się w ich szeregach, Teodorczyk był jednym z nielicznych, który jednak zmuszał się do wysiłku, doskakiwał do rywala i… nawet, gdy stracił piłkę, zaraz starał się ją odzyskać.
Warto podkreślić, że w momencie, gdy Teodorczyk wdawał się w szranki z przeciwnikiem, na boisku robiło się więcej miejsca dla Grosickiego, Rybusa, czy nawet Lewandowskiego. 25-latek ściągając na siebie uwagę gości w niższych sektorach boiska, walnie przyczyniał się do zawiązywania akcji ofensywnych przez swoją drużynę. Co więcej, szło to w parze z jego drugą, bardzo ważną funkcją, o której również w drugiej części spotkania słuch zaginął.
Regulator tempa
Piłkarz Anderlechtu zdecydowanie lepiej sprawdzał się w roli siłowego-pół-rozgrywającego niż typowego snajpera, który obnaża kły w polu karnym rywala. Teodorczyk potrzebuje kilku dogodnych sytuacji, żeby w końcu wpakować piłkę do siatki (i to czasem za mało), nie ma unikalnego patentu na gole, ale gdy obok postawi mu się drugiego napastnika, okazuje się być całkiem przydatny. Tylko, że wówczas realizuje zupełnie inne zadania.
Dwa świetne dośrodkowania, które powinien wykończyć. Dwie bardzo dobre okazje na trafienie, gdy piłka pomknęła obok bramki. A mimo wszystko Teodorczyk nie zasłużył na szubienicę. Nie tak od razu.
25-latek włożył masę wysiłku w pierwszą część spotkania i można powiedzieć, że na boisku wypracował swoją pozycję, którą roboczo można określić jego nazwiskiem. Schodził niżej, pomagał z odbiorem, naciskał przeciwnika, a jak udało mu się wygarnąć futbolówkę, na krótko posyłał ją do najbliżej ustawionego kolegi. Na tym nie kończyła się jego praca. Przecież ktoś musiał zająć się nominalnymi obowiązkami. Teodorczyk wyruszał więc na wycieczkę w pole karne przeciwnika i tam starał się ustawić w świetle bramki. Powyższa sytuacja ukazuje, jak bacznie śledził ruch pozostałych zawodników i pokazywał do podania. Wystarczyło mu dograć. Takie ustawienie umożliwiało napędzenie akcji ofensywnej i zaskoczenie rywala. Inna sprawa, że Polacy dość rzadko porywali się na szybkie rajdy, które z pewnością wytrąciłby gości z równowagi.
Przez przeważającą część pierwszej połowy, można było wypatrzeć Teodorczyka w okolicach środkowej strefy, gdzie grał tyłem do bramki. Zwykle obrazek był jeden: nisko na nogach i z piłką, w oczekiwaniu na wsparcie.
Ormianie mieli z nim niesamowicie trudne życie. 25-latek zachowywał się jak rasowy zapaśnik pomagając sobie wszystkim, czym tylko mógł, żeby nie stracić futbolówki. Taki był cel i postawił sobie za punkt honoru, że uda mu się go zrealizować w jak największym stopniu.
Regulacja tempa gry w wykonaniu Teodorczyka była istotna także we współpracy z linią obrony. Polski napastnik potrafił zejść bardzo nisko, oddać futbolówkę, uspokoić grę i wrócić na z góry ustaloną pozycję.
Piłkarz Anderlechtu nie szczędził płuc (jak się później okazało, ich pojemność okazała się być za mała) i pomagał w rozegraniu. Nic dziwnego, skoro w środku pola wytwarzał się potężny kanion, a w nikogo, kto wziąłby na swoje barki odpowiedzialność za rozporządzanie piłką. Krychowiak tylko raz pozwolił sobie na ofensywną wyprawę, Zieliński był mocno przygaszony, a wprowadzać futbolówkę próbował nawet Glik. Doświadczony obrońca dwukrotnie na początku pierwszej połowy przeniósł ciężar gry z okolic środka pola na flankę.
Teodorczyk udzielał wsparcia także w bocznych sektorach boiska, już w końcowej fazie ataku, gdzie starał się zmusić swój zespół do szybkiej gry. Nie bez przyczyny grał na krótko i zwykle (gdy nie był osaczony) z pierwszej piłki.
W grze 25-latka na pierwszy plan wybijały się siła fizyczna i pewna nuta cwaniactwa (w drugiej połowie przesadził z nurkowaniem). Napastnik miał ogromne problemy ze skutecznością, ale w żadnym razie nie można mu było odmówić zaangażowania i udziału w tzw. czarnej robocie.
Nie zaniedbywał przy tym swoich nominalnych obowiązków meldując się w świetle bramki, czy na domknięciu akcji ofensywnej.
Jednak nawet to miało swój kres. Reprezentanci Polski udowodnili, że wina nie leży w jednym przepalonym obwodzie, a problemem jest wada fabryczna.
Monochromatyczny
Kłopoty Polaków nie wynikają z destabilizacji w jednym sektorze. Nawet nie chodzi o dwa czy trzy elementy. Tam korozja zbiera potężne żniwo i cały mechanizm woła o pomoc. Mało powiedzieć, że zębatki przestały do siebie pasować. Zdecydowanie najbardziej w oczy rzucają się problemy w środku pola, gdzie brakuje: albo kreatywnego zawodnika, który byłby w stanie pograć piłką i pokusić się o niekonwencjonalne zagranie zamiast wycofywać do linii obrony/mozolnie posyłać futbolówkę na flankę, albo typowego zapaśnika. Ten znowuż mógłby przytrzymać piłkę, ocenić sytuację i w odpowiednim momencie podkręcić tempo. W kolejnym spotkaniu widać, że nie ma kto wrzucić tego wyższego biegu i wszystko stało się niesamowicie czytelne.
I nie pomaga nawet Teodorczyk, który poraża swoją nieskutecznością, ale przynajmniej stara się coś wypracować. No, w drugiej połowie to się nawet nie starał. Wyglądało to tak, jakby selekcjoner kazał mu ustawić się w świetle bramki i czekać na piłkę. Brzmi całkiem fajnie, bo w pierwszej części meczu czasami brakowało kogoś na wykończeniu, tylko, że dośrodkowania po ok. godzinie gry były całkowicie pozbawione jakości i nawet nie było szans, żeby któreś spadło na głowę piłkarza Anderlechtu.
Mimo wszystko, jak to na Teodorczyka przystało, nie wytrzymał i musiał zrobić coś po swojemu. Nawet mogło się to udać.
25-latek dwukrotnie pokusił się o nieco bardziej finezyjne zagranie i puścił piłkę w uliczkę – raz na Lewandowskiego, potem na Wszołka. W tej drugiej sytuacji arbiter dopatrzył się spalonego, ale całość mogła się podobać. Akcja w końcu miała tempo, a nie była kolejną bezsensowną wrzutką z kategorii a może tym razem się uda.
W pierwszej połowie również w ten sposób wymieniał pozycję z Lewandowskim, co przynosiło całkiem niezłe efekty.
Sposób gry Teodorczyka jeszcze bardziej uwypuklił polskie problemy ze środkiem pola. W momencie, gdy napastnik wrósł w pole karne przeciwnika, nie było praktycznie nikogo, kto zejdzie niżej, zajmie się rozegraniem i wyreguluje tempo nielicznych akcji ofensywnych. Piłkarzowi Anderlechtu nie wychodziło to idealnie, ale od tej pory brakowało kogokolwiek, kto pokusi się o futbol kontaktowy.
Łukasz Teodorczyk i tak nie uniknie krytyki za ten mecz niewykorzystane okazje z pierwszej połowy, ale warto zwrócić uwagę, że poniekąd spełnił rolę tego drugiego napastnika. Wszak, jednak potrafił cofnąć się po futbolówkę, dobrze się z nią zastawić i jeszcze dokładnie dograć do wychodzącego do ataku kolegi. Jego piłki miały tempo i nie był aż tak czytelne. Inna sprawa, że zbiegło się to ze zmarnowanymi sytuacjami i bardzo słabą grą pozostałych podopiecznych Nawałki. A 25-latek jest napastnikiem, nie zapaśnikiem, żeby bić się o futbolówkę w środku pola. Nie z tego będzie rozliczany.