Lucas RESENDE: Kochaj albo rzuć
2014-06-12 14:56:24; Aktualizacja: 10 lat temuMundial to jedno z najbardziej wyczekiwanych wydarzeń sportowych. To czas piłkarskiego święta, jednak nie wszyscy mogą się cieszyć i świętować. Często przy takich okazjach zapomina się o zwykłych ludziach.
O nich przypomina Lucas Resende, Brazylijczyk mieszkający w Goiânie, stolicy stanu Goiás, który z bliska przygląda się temu, co dzieje się na miejscu. Zapraszamy do pierwszego wpisu Lucasa.
To już dzisiaj. Po siedmiu długich latach, wydanych piętnastu miliardach, z których tylko osiem poszło na stadiony, Brazylia zorganizuje Mistrzostwa Świata po raz pierwszy od 64 lat. Jednakże pojmowanie Brazylii za "najbardziej piłkarski kraj na Ziemi", w końcu odbierane jest jako kłamliwe przechwałki, jakimi zawsze były. Protesty, które mają miejsce od czerwca 2013 roku, były pierwszymi spojrzeniami w rzeczywistość. 52% mieszkańców sprzeciwia się mundialowi, a szczególnie temu, w jaki sposób zostały wydane pieniądze, by go zorganizować.
Odczuwa się tutaj wrażenie wyraźnego podziału na dwa obozy. Od 1994 roku oglądam każdy mundial i entuzjazm z nim związany nigdy nie był niższy. Brazylijczycy kochają samochody, niektóre gospodarstwa domowe mają po trzy, cztery. Naszym sposobem okazania oddania jakiejś drużynie, jest wywieszanie flag tego zespołu na dachu auta. Oczywiście w moim mieście są tuziny pojazdów z brazylijskimi flagami, ale zdecydowanie mniej, aniżeli w 1998, a już szczególnie w 2006 roku. Brazylijczycy byli najbardziej podekscytowani, kiedy mogli określać się panującymi mistrzami.Popularne
Podział jest widoczny w typowy dla XXI wieku sposób - poprzez media społecznościowe. Połowa ludzi, których znam, jest przeciwna mistrzostwom, ogromu wydanych pieniędzy, pozbywaniu rodzin ich własnych domów oraz nie mającej limitu władzy FIFA nad krajem przez najbliższy miesiąc. Druga połowa mówi - "nie jest tak źle", i że wpływy z turystyki pokryją wszystkie koszta (nie pokryją), że stadiony pomogą odzyskać blask brazylijskiej piłce (nie pomogą), i że drużyna narodowa jest ponad tym wszystkim, że "Seleção" nie mają nic wspólnego z tym, ile wyrzucono pieniędzy. Według nich, patriotyzm to wspieranie reprezentacji niezależnie od warunków i w każdej sytuacji.
Weźcie jednak pod uwagę to - drużyna narodowa nie jest własnością zwykłych Brazylijczyków. W żadnym wypadku. Jest prowadzona przez Brazylijski Związek Piłki Nożnej (CBF), które, tak po prawdzie, działa jak zwykła firma. Brazylijski Rząd nie ma nic do powiedzenia. To dlatego prawa do każdego meczu towarzyskiego do 2022 roku zostały sprzedane arabskiej firmie. To prawda. Kiedykolwiek oglądasz "Seleção", to ich przeciwnik, miejsce rozegrania spotkania i data są ustalane przez wspaniałomyślnych ludzi z International Sports Events. CBF i każda inna brazylijska istota nie ma z tym nic wspólnego. CBF, oprócz używania reprezentacji jako dojnej krowy, kontroluje ligę brazylijską - “Brasileirão” - czyli naszą słabą podróbkę ligi. Tak naprawdę, to nie jest liga, skoro kluby nie mają nic do powiedzenia. O wszystkim decyduje CBF. Zasady, terminarz, urlopy. CBF, używając stanów, utrzymują kluby w garści. Kluby potrzebują pieniędzy ze stanów, by móc przetrwać, więc wspierają obecnych rządzących. Ci natomiast, mają dług wobec CBF, więc głosują na ludzi, którzy trzymają całą władzę w ręku. To system stworzony po to, by kluby były słabe i mieć je pod kontrolą oraz zapewnić sobie ich pozostanie w strukturach CBF.
Było kilku polityków, Romário w ostatnim czasie, którzy próbowali zbadać działania CBF, by móc zebrać dowody, pozwalające na usunięcie tych ludzi bądź chociaż zakwestionować ich władzę. Ale CBF wylobbowało sobie ścieżkę do Brazylijskiego Kongresu Narodowego. Czterech do sześciu kongresmenów znajduje się pod ich wpływem i zawsze trafiają do odpowiednich komisji, by blokować każde ruchy innych polityków, chcących uderzyć w CBF. To smutna rzeczywistość, z której większość Brazylijczyków nie zdaje sobie sprawy, nawet zwykły kibic piłki nożnej. Tylko dziennikarze, którym leży na sercu dobro futbolu, walczą przeciwko CBF i odkrywają prawdę. Ale bez wsparcia, ich głosy spotykają się z pogardą i nienawiścią.
"Kochaj albo rzuć" - te słowa często były wypowiadane podczas dyktatur wojskowych, jakie mieliśmy w latach 1964-1984. "Nie zgadzacie się z tym co myślimy/robimy? To opuście ten kraj", kilku artystów, dziennikarzy i zwykłych obywateli tak właśnie zrobiło. Brazylia nie zabiła tysięcy obywateli w tamtym czasie, "tylko" około 500 (to brzmi tak dziwnie, jakby było czymś pozytywnym...), więc wyjazdy z kraju były czymś powszechnym. Ludzie, którzy wspierają reprezentację i uważają, że koszty związane z MŚ "nie są tak duże", często mówią tym samym głosem, co generałowie, rządzący Brazylią przez dwadzieścia lat: "Jesteś Brazylijczykiem, musisz wspierać Brazylię. Nie podoba ci się, to wyjedź do innego kraju w Ameryce Południowej/Europie!". Większość osób wypowiadających te słowa, nie zdaje sobie sprawy z tego, jak jest to okrutne, ale to pokazuje, jak chwiejne jest tutaj pojęcie demokracji, używając delikatnych określeń.
Brazylijczycy przyjęli rolę przegranego, gdzie wszystko co jest zrobione, nie wystarcza. Gdzie obywatele nie zmienią swojego podejścia, swojego "jeitinho" (drygu) i korupcja oraz skorumpowani politycy nigdy nie przestaną istnieć bądź nawet nie zostaną odsunięci od władzy. Tak duża część obywateli myślała przez większość swojego życia. Ale wtedy wydarzył się czerwiec 2013 roku. Kilka milionów ludzi na ulicach, by protestować przeciwko rządowi, podatkom, przemocy, braku opieki medycznej, edukacji i rozwoju... i przeciwko piętnastu miliardom dolarów wydanych na Mistrzostwa Świata. Inspirujące było samo przyglądanie się temu, a jeszcze bardziej branie w tym udziału.
Bez względu na to, mundial się odbędzie. Wystartuje dzisiaj. Stadiony nie są w stu procentach gotowe, nawet ten, na którym rozpocznie się cała zabawa. Wyobraźcie sobie: loże VIPowskie, gdzie zasiądą prezydent kraju wraz z innymi wielkimi osobistościami i światowymi liderami, wciąż są montowane w ogromnym pośpiechu, a zostało kilkanaście godzin do meczu Brazylia - Chorwacja. Lotniska nie są przygotowane, jedynie to, które zbudowano od zera w Natal. Prace transportowe, mające się zakończyć przed mundialem, są wykończone w 40%. Na niektóre drogi trzeba będzie czekać do 2017 roku!
Ludzie, którzy są przeciwni mundialowi, byli tego świadomi i wiedzieli, że do tego dojdzie. Druga część kraju przymyka oko bez względu na wszystko i wywiesza flagi na dachach samochodów. Smutną rzeczywistością nie jest ten podział. Smutna rzeczywistość to ten mały procent obywateli, który głos się nie liczy. Oni są za biedni, zbyt "nieistotni", żeby przejmowano się ich potrzebami. Dlatego więc ponad 200 tysięcy tych "nieistotnych" zostało wyrzuconych z ich domów, miejsc, gdzie niektórzy żyli przez 40 lat. Wszystko po to, żeby okolice stadionów wyglądały "czysto" i "dostatnio". Dodaj ich do 350-380 tysięcy Brazylijczyków, którzy zostali zamordowani w przeciągu ostatnich siedmiu lat, bo tylko 40% budżetu na ochronę zostało wykorzystane i wówczas otrzymujesz boleśnie smutną rzeczywistość.
Kiedy pisałem ten ostatni akapit, znów usłyszałem - "Wyjedź z tego kraju, jeśli jesteś przeciwny wszystkiemu, co tutaj robimy". Kochaj albo rzuć? Kocham, dlatego nie rzucę.
Lucas Resende