Młode Talenty: cz. 107 [Anthony Watt - maminsynek i pogromca FC Barcelony]

2012-12-05 19:11:55; Aktualizacja: 11 lat temu
Młode Talenty: cz. 107 [Anthony Watt - maminsynek i pogromca FC Barcelony] Fot. Transfery.info
Tomasz Gadaj
Tomasz Gadaj Źródło: Transfery.info

„Look, if you had, one shot, or one opportunity. To seize everything you ever wanted, one moment. Would you capture it?”

Słowa utworu Eminema znalazły idealne odzwierciedlenie 7. listopada 2012 roku. Pewien chłopiec skorzystał wówczas z życiowej szansy. Celtic Glasgow rozpaczliwie bronił jednobramkowego prowadzenia przeciwko FC Barcelonie. Katalońska maszyna do wygrywania okupowała przedpole bramki Frasiera Forstera przez 84 % czasu gry. Niekończącą się nawałnicę podań i wynikające z nich sytuacje bramkowe efektownie stopował jednak angielski golkiper. Dodatkowo, 23-latek zaliczył asystę. Na osiem minut przed końcem meczu wybijał futbolówkę z szesnastki, tak jak to czynił tego dnia wielokrotnie. Katastrofalny błąd popełnił Xavi, nie wiedzieć czemu pełniący wtedy rolę defensywnego pomocnika. Gapiostwo kapitana „Blaugrany” wykorzystał pewien niepozorny zawodnik, który na murawie pojawił się zaledwie 10 minut wcześniej. Do kozłującej, bezpańskiej piłki dopadł Anthony Watt. 19-latek błyskawicznie znalazł się w sytuacji sam na sam z Victorem Valdesem. Szkot pewnym, silnym uderzeniem pokonał Hiszpana. Tym samym, na kilka dni, mieszkający jeszcze z rodzicami nastolatek stał się największą gwiazdą ekipy z Parkhead. Ten kilkusekundowy błysk młodego napastnika dał milionom rodakom Williama Wallace’a nadzieję, że narodził się ktoś, kto zbawi podupadły szkocki futbol. Jakiś nowy Ally McCoist. Lub chociaż Archie Gemmill.

Jeszcze trzy lata temu Anthony Watt nie traktował futbolu poważnie. Piłka był tylko miłym dodatkiem w poukładanym życiu młodziana rodem z Coatbridge. Był co prawda jako dzieciak na testach w Queens Park Rangers, jednak londyńscy trenerzy nie ujrzeli niczego nadzwyczajnego w skromnym chłopaku z północy Wielkiej Brytanii. Dziś Watt utrzymuje, że i tak nie chciałby grać w Anglii. Napastnik często w wywiadach podkreśla swoje przywiązanie do rodzinnego kraju. Wzorem dla niego jest Andy Murray, jeden z najlepszych atletów Szkocji, który na tegorocznych Igrzyskach Olimpijskich wywalczył złoty medal w tenisie. Jeśli zaś chodzi o piłkarzy, tu 19-latek na panteonie stawia Henrika Larssona, legendę „The Bhoys”, piłkarza zresztą o podobnej charakterystyce do niego. Niezbyt wysokiego, lecz dobrze zbudowanego, opierającego się na szybkości oraz technice. Dzisiejszy gracz Celticu, gdy nie miał nawet za sobą 16-stu wiosen, ujrzał plakat informujący o tym, że Airdrie United, mały klub z hrabstwa North Lanarkshire, ogłasza nabór dla zdolnych dzieciaków z okolicy. Na treningu stawiło się 30 chłopców, wśród nich przyszły pogromca „Dumy Katalonii”. W sparingu Watt zdobył dwie bramki i szybko został przydzielony do zespołu U-17. Pośród starszych kolegów napastnik wytrzymał zaledwie trzy miesiące. Po tym czasie oddelegowano go do jeszcze starszych zawodników. Tułając się po juniorskich drużynach „The Diamonds”, udał się pewnego razu na trzymiesięczne testy do pierwszoligowego St. Mirren. Tony usłyszał jednak od głównego koordynatora grup młodzieżowych, że jest zbyt leniwy. Po latach z drwiną wspomina tamtego człowieka, który prawdopodobnie nie pracuje już na Paisley. Nadeszła w końcu chwila na zadomowienie się w szatni pierwszego składu. Szkot związał się z Airdrie profesjonalną umową przed sezonem 2010/2011. Za długo w seniorach nie pograł. Już po sześciu miesiącach liczące się brytyjskie drużyny zaczęły polować na utalentowanego snajpera.

 

Testy w Liverpoolu trwały niecały tydzień. Chęć obejrzenia Watta wyrażało także Fulham, ale nastolatek wylądował ostatecznie w Glasgow, tyle że na treningu…Rangersów. Na Ibrox Park napastnik odbył jednak zaledwie kilka zajęć. Kłopoty finansowe, które już wtedy targały ekipą „The Gers”, nie pozwoliły na nawiązanie z sąsiadami zza miedzy walki o piłkarza Aidrie . Celtic zwyciężył w wyścigu po Anthonego Watta. Mały klub z południa Szkocji dostał za swoją gwiazdkę 80 tysięcy funtów plus bonusy za ewentualne występy i bramki w pierwszym zespole 43-krotnych mistrzów Scottish Premier League.  Dziś już wiadomo, że podstawowa suma co najmniej się podwoiła. 18-letni wówczas gracz początkowo terminował w kadrze U-19 . Ligowy debiut, zważywszy na częstotliwość jego poprzednich awansów, przyszedł nadspodziewanie późno. Niemniej warto było  uzbroić się w cierpliwość. Premierowy występ przypadł na tegoroczną, kwietniową potyczkę z Motherwell. Od kilku spotkań Neil Lennon powoływał młodziaka do meczowej kadry, lecz dotąd nie korzystał z jego usług. W 59. minucie boisko opuścił człapiący przez całe spotkanie Paweł Brożek. Chwilę potem Watt miał już na koncie dwa trafienia dla ówczesnych wicemistrzów Szkocji. Najpierw wykorzystał dośrodkowanie Victora Wanyamy i z ostrego kąta pokonał Darrena Randolpha. Dla irlandzkiego bramkarza nie był to koniec upokorzeń ze strony piłkarza z numerem 32 na trykocie. Po upływie 65. minuty Tony Watt  wykończył szybką kontrę Celtów. Jego uderzenie przeszło między nogami obrońcy oraz obok prawej dłoni 25-letniego golkipera.

 

Jak dotąd 19-latek z Coatbridge w barwach „The Bhoys” rozegrał 24 mecze, zdobywając w nich osiem bramek. Powszechnie znany całemu świat jest dopiero od niespełna miesiąca. Gol w meczu, który przejdzie do historii ekipy z Parkhead, to z pewnością dobry prognostyk. Należy jednak pamiętać, że takich gwiazdeczek, które na starcie kariery strzeliły ważnego gola przeciwko gigantowi było sporo. I nie zawsze oznaczało to potem oszałamiającą karierę. Wystarczy przypomnieć Larsa Rickena, który w wieku 20 lat ośmieszył w finale Ligi Mistrzów samego Angelo Peruzziego czy naszego Wojciecha Kowalczyka, liczącego 19 wiosen, gdy niszczył defensywę Sampdorii Genua. Później obaj panowie, delikatnie mówiąc, nie spełnili pokładanych w nich nadziei. Od gola z 7. listopada Szkot rozegrał pięć spotkań, notując zaledwie jedno trafienie. Trudno jednak wymagać stabilnej formy od tak młodego piłkarza, tak naprawdę wciąż uczącego się futbolowego rzemiosła.

Gol Tonego Watta na 2-0 dał Celticowi sensacyjne zwycięstwo na Barceloną. Dodatkowo, triumf nad „Dumą Katalonii” przedłużył szanse wyspiarzy na awans do fazy pucharowej Ligi Mistrzów. Messi co prawda zdołał pokonać Forstera w doliczanym czasie gry, ale było to dla “Blaugrany” zaledwie honorowe trafienie. Po końcowym gwizdku napastnik, będący wówczas na ustach kibiców na całym świecie, zamiast iść na balangę z tytułem króla Glasgow, udał się prosto do domu. Bohatera uściskali rodzice, którzy akurat tego dnia nie mogli przybyć na stadion. Watt podkreślał, że emocjonalne zachowanie rodzicieli miało dla niego większe znaczenie niż gol przeciwko jednej z najlepszych drużyn w historii futbolu. To pokazuje, że albo Szkot jest dobrym aktorem i z powodzeniem odgrywa rolę miłego chłopaka z sąsiedztwa albo rzeczywiście mentalnie jest jeszcze dzieciakiem, stroniącym od zagrożeń dla nastoletniego idola lubiących przecież wypić Brytoli. Zakochany w rodzinnym kraju Tony Watt bez wahania zgodził się przedłużyć do 2016 roku kontrakt z Celtikiem, pomimo zakusów za strony menedżera Liverpoolu, Brendana Rodgersa. „The Bhoys” wiedzą co robią. W końcu nie byle kto może doprowadzić do łez takiego hedonistę i kobieciarza jak Rod Stewart.