Największy niedoceniany
2015-10-03 21:00:42; Aktualizacja: 9 lat temuNiech nie żałuje ten, kto wybrał spacer zamiast soboty z Ekstraklasą: do Kielc zawitało Podbeskidzie, a wraz z nim potężna nuda. Na pewne elementy wypada jednak zwrócić uwagę.
Pęd powietrza smaga złocisto-krwisty punkt, który w mgnieniu oka zdobywa teren sprawiając ogromne problemy rywalowi. Piłka klei mu się do nogi, a o odpuszczaniu nie ma mowy. Nie w takim momencie. Nie w tym klubie. Nie zwalniając wznosi głowę, by jednocześnie ocenić sytuację, dokonać przeglądu pola. Szybka kalkulacja, „pyknięcie” futbolówki i umieszczenie jej w polu karnym przeciwnika. Słowo klucz: zaangażowanie. Łukasz Sierpina z każdym, kolejnym meczem udowadnia, że zasługuje na pierwszy plac.
Zaproszenie na nieznane wody
Strategia drużyny powinna być odzwierciedleniem jej charakteru, pozwalać na skojarzenie nazwy klubu mając tylko na uwadze jej poczynania boiskowe. Korona Kielce wydaje się być idealnym przykładem do wysunięcia powyższej tezy. Choć to nie są te „Scyzory” składające się na „Bandę Świrów” Ojrzyńskiego, to ich DNA na zawsze będzie naznaczone nieustępliwością i agresją. W dzisiejszym meczu okazało się, że jeszcze rozwagą. Kielczanie bardzo rozsądnie weszli w spotkanie czerpiąc wzorce z Rosji, gdy była uwikłana w konflikt z Napoleonem. Nasi wschodni sąsiedzi zdecydowanie wciągali przeciwnika w głąb własnej ziemi, by doprowadzić do jego wyniszczenia i dopiero tu, na znajomym terenie zadać ostateczny cios. Nie byli wyjątkami: taką taktykę preferowała także armia partyjska, a następnie Persowie, nie czując oporów przed wciąganiem wroga do samego serca swojego terytorium. Konieczność przejmowania poszczególnych przyczółków z uwagi na cofanie się rywala, można przyrównać do gry Podbeskidzia, dla którego najgorszą sytuacją wydaje się być pełnia inicjatywy. „Górale” nie radzili sobie w ataku pozycyjnym, dzięki czemu koroniarze w łatwy sposób mogli odebrać im piłkę za sprawą wysokiego pressingu i przenieść się pod bramkę Zubasa. Trener Brosz i jego sztab szkoleniowy dobrze rozpracowali przeciwnika, ale do pełnej realizacji celu zabrakło im dokładności, przez co wiele akcji po prostu paliło na panewce i nawet nie docierało w sektory, które były preferowane. To wszystko wpływało na obraz bardzo rwanej gry, stającej się męczącą po którejś minucie spędzonej w jednej pozycji.Popularne
Generator energii
Kielce powinny pomyśleć nad twórczym wykorzystaniem Łukasza Sierpiny, którego niespożyte zasoby sił witalnych mogłyby przysłużyć się do zasilenia jakiegoś dynamo. Ten już 27-letni pomocnik w każdym, następnym meczu pokazuje, że łatwo pierwszego placu nie odda i dzisiaj również zaprezentował się jako jeden z najjaśniejszych punktów Korony. Koroniarz prezentuje naprawdę fajny balans ciała, którym potrafi zgubić przeciwnika i czyni to z powodzeniem. Dzisiaj jednym zwodem minął Nowaka i Pazio, dzięki czemu znalazł się w naprawdę dogodnej sytuacji. Ale to tylko jeden z przykładów jego dobrej postawy boiskowej. Sierpina robi bardzo dużo wiatru, który bynajmniej nie jest tylko szumem: dwoi się i troi przeskakując z jednej flanki na drugą, odbierając piłki wysoko, walcząc bark w bark i nie bojąc się otwartej gry. Wszystko dopełnia niesamowitą szybkością. Jego rajdy w bocznych sektorach boiska sprawiały wiele problemów obrońcom Podbeskidzia i właściwie dopiero koło 75. minuty Kolcak, czy Pazio zaczęli orientować się w sytuacji i powoli rozpracowywać swojego przeciwnika.
Przy tym wszystkim Sierpina nie jest narwany. Potrafi przytrzymać piłkę przy nodze, ocenić sytuację i rozciągnąć grę, uruchomić któregoś z kolegów, czy po prostu skłonić się ku indywidualnej akcji. Zdecydowanie był dzisiaj jednym z najbardziej aktywnych zawodników na placu boju, choć i jemu udzieliła się demotywacja, gdy w którejś z kolei akcji pozostali koroniarze nie byli w stanie zameldować się na domknięciu.
Zaczęło się od dobrego przechwytu Cebuli, który nie zastanawiał się i wysunął piłkę Sierpinie. Pomocnik w pełnym biegu wypatrzył Cabrerę i posłał mu piłkę wiedząc, że zaraz zamelduje się w docelowym punkcie. Zabrakło jednak wykończenia, futbolówka została uderzona wprost w Zubasa.
Co równie istotne, pomocnik jest w stanie regulować tempo swojej gry. W konfrontacji z Podbeskidziem niejednokrotnie udowodnił, że potrafi przyjąć piłkę w biegu, pomknąć z nią w kierunku pola karnego rywala i jednocześnie dośrodkować nie będąc przy tym pierwszym-hamulcowym. Również jemu zdarzały się słabsze momenty (tak jak dzisiaj w pierwszej fazie II części spotkania), gdy jego centrom brakowało siły i ostatecznie Kolcak zdołał się dobrze ustawić albo zbyt długo zbierał się do oddania piłki, i nawet defensorzy Podbeskidzia potrafili rozczytać grę, ale w gruncie rzeczy był naprawdę stabilny. Ok. 60% jego podań było udanych, a 3 oddane strzały pomknęły w światło bramki.
Oprócz tego, że Sierpina głównie koncentruje się na obsłudze kolegów podaniami, to nie boi się uderzać na bramkę rywala. W 87. minucie mógł zostać bohaterem Korony, gdy Sylwestrzak wycofał do niego piłkę, a on nie zrobił sobie nic z bliskiej obecności Kolcaka i po prostu huknął w kierunku bramki Zubasa. Litewski bramkarz dobrze się jednak wybił, przejął futbolówkę i w efekcie zabrał show pomocnikowi przeciwnika. Po meczu koroniarz podszedł do goalkeepera i poklepał go po plecach, prawdopodobnie gratulując interwencji. To nie było jedyne uderzenie Sierpiny. Na 10 minut po rozpoczęciu drugiej połowy zabawił się z Kolcakiem i oddał kąśliwy strzał z centrum pola karnego, który wypluł Zubas, a już w doliczonym czasie gry podjął ostatnią próbę, by wyprowadzić swój zespół na prowadzenie. Jego uderzenie okazało się zbyt lekkie i bramkarz po raz kolejny dobrze doskoczył do lewego słupka.
Sierpina prawie-bohaterem meczu. Dobrze odnalazł się w polu karnym, defensywa rywala zostawiła mu masę miejsca do swobodnego oddania mocnego strzału.
Kielecki motor napędowy dobrze wpisuje się w DNA Korony. Jest zadziorny, nieustępliwy i bardzo zależy mu na grze. Dzisiejszy mecz zdecydowanie nie porywał i Sierpina miał prawo czuć się zdemotywowany po tym, jak któraś z kolei naprawdę dobra piłka zaliczała pusty przelot, bo żaden z kolegów nie pokwapił się na domknięcie akcji. Jeszcze nie w sposób idealny prezentuje się jego współpraca z Pawłowskim, który nie do końca wie, gdzie w danym momencie powinien się ustawić, by jak najbardziej pomóc drużynie. Wypożyczony z Lechii zawodnik odebrał asystę Sierpinie nie dając rady odnaleźć się w sytuacji. Choć 27-latek wygrał pojedynek biegowy z Sokołowskim, dopadł do linii końcowej i posłał piłkę wzdłuż bramki na wolne pole, to tam już nikt się nie zameldował. W gruncie rzeczy Pawłowski i tak nie zagrał dzisiaj słabego starcia, bowiem jako jeden z pierwszych oddał celny strzał na bramkę Zubasa i w gruncie rzeczy był pod grą. Dobrze z perspektywy całego boiska wyglądało jego podejście do defensywy – razem z Sierpiną obstawiali skrajne punkty pola karnego w razie czego będąc w stanie oddalić zagrożenie.
Dobra organizacja w cieniu niedokładności
Koronie brakuje snajpera, który byłby w stanie wziąć na swoje barki odpowiedzialność za strzelanie bramek. Mimo wszystko jednak, koroniarza nieźle zachowują się w trakcie ciągłości meczu: defensywa w dużej mierze ustawia się właściwie albo łapiąc przeciwnika na spalonym idealnie zachowując linię, albo dobrze pilnując własnej strefy. Odległości między poszczególnymi częściami formacji są naprawdę niewielkie, dzięki czemu nie tylko można pokusić się o odbiór skutecznym pressingiem (2-3 graczy Korony było w stanie doskoczyć do „Górali”), ale i rozciągnąć grę, by nieco namieszać w szeregach przeciwnika, który nie jest w stanie wymienić 3-4 podań na małej przestrzeni.
Ważnym ogniwem drużyny jest też Cebula, który w pierwszej części spotkania prezentował się naprawdę dobrze i obok Sierpiny i Jovanovicia stanowił ofensywny trzon Korony. Jednym zwodem minął 3 piłkarzy, mając przed sobą jeszcze 2, aż dopiero zatrzymał się przed samą bramką Zubasa, gdy piłkę wybił Pazio.
A gdyby tak więcej wsparcia kolegów…
Jeszcze przed sezonem niewielu byłoby w stanie przewidzieć, że ten szykanowany Sierpina stanie się jednym z ważniejszych zawodników Brosza. 27-latek dobrze utrzymuje się pod grą i jest całkowicie zaangażowany w to, co robi na boisku. Choć czasami mu nie wychodzi, czasem zwolni akcję, a jego piłka nie znajdzie adresata, to jego zaangażowanie i potężny magazyn energii zasługują na pochwałę. Ekstraklasa nie rozpieszcza. Nie zawsze w tak bezbarwnym meczu klaruje się postać, która robi różnicę pomimo, że nie ma bezpośredniego wpływu na wynik. Czasem wystarczy tylko podnieść głowę.