Nudziarze z Monaco

Nudziarze z Monaco fot. Transfery.info
Paweł Machitko
Paweł Machitko
Źródło: Transfery.info

Ich występy można by sparafrazować dialogiem z filmu „Rejs” – „A w meczach Monaco, proszę pana, to jest tak: nuda... Nic się nie dzieje, proszę pana. Nic. Tak, proszę pana... W ogóle brak akcji jest. Nic się nie dzieje”.

W obecnym sezonie czyste konto zachowali w 23 z 40 meczów, nie stracili bramki w dziewięciu pojedynkach z rzędu, przez 931 minut. Do Londynu jechali z zaledwie 40 golami strzelonymi w 37 spotkaniach. Trzy razy trafiali do siatki przeciwnika jedynie w bojach z Bastią i Arsenalem.

Nawet jeśli przeciętny kibic łaknący na boisku przede wszystkim huraganowych ataków, ciągłych emocji i atrakcji, powybrzydzałby na pragmatyczny styl gry Monaco, stwierdzając, że w trakcie ich spotkań przez 90 minut wieje nudą, to już losy tego klubu śledziłby z zapartym tchem. To bowiem historia pełna piłkarskich wzlotów i upadków, a ostatnimi czasy milionowych transferów, błyskawicznej wyprzedaży gwiazd oraz walki o raj podatkowy. Być może właśnie teraz otwierają następny rozdział w swych dziejach. Równie nieoczekiwany, co piękny. Tak jak przed jedenastoma laty.


Wiosna cudów

To była prawdziwa wiosna cudów, po raz ostatni w finale Ligi Mistrzów zagrały wtedy zespoły z Portugalii i Francji, a zestaw półfinałowych par nie tworzył żaden z ówczesnych wielkich faworytów do trofeum. Kiedy Monaco eliminowało Real Madryt, Didier Deschamps mówił, że niemożliwe nie istnieje i że można osiągnąć absolutnie wszystko, jeżeli tylko wystarczająco się tego pragnie. Carlos Queiroz z kolei, wówczas szkoleniowiec „Królewskich”, na łamach dziennika „El Pais” mówił: „W życiu są tylko dwa podobne do siebie miejsca – piekło i futbol”. Kto by pomyślał, że siedem lat później w owym piekle znajdzie się francuska ekipa. 

Któż by się spodziewał, że to właśnie wtedy do pogrążonego w poważnym kryzysie zespołu, grającego w Ligue 2, rękę wyciągnie pewien obrzydliwie bogaty Rosjanin. Dmitrij Rybołowlew przejął klub w grudniu 2011 roku. Opowie potem, że wcześniej próbował wykupić udziały w Manchesterze United, a gdy nie powiodło mu się, to zwrócił uwagę na drużynę z południa Francji, której historia go zwyczajnie urzekła.

Dalej potoczyło się jak z płatka – w 2013 roku awansowali do Ligue 1 z przytupem, podczas poprzedzającego sezon letniego okienka na transfery wydali najwięcej w Europie, przeszło 170 milionów euro, rzucili wyzwanie innym bogaczom, tym z Paryża, i wywalczyli jako beniaminek wicemistrzostwo kraju. Potem również wszystko powinno pójść jak z płatka. Kolejne wielomilionowe transakcje, w końcu mistrzostwo i może nawet finał Ligi Mistrzów. Maszynka do wygrywania i zdobywania trofeów w pewnym momencie zaczęła jednak zgrzytać, w jej tryby wpadły elementy niepożądane. 

I tej przestającej sprawnie działać maszynerii nie pomogliby żadni genialni piłkarscy konstruktorzy, choćby byli odpowiednikami Lemowskiego Klapaucjusza i Trurla, bo wszystko rozeszło się o pieniądze. O raj podatkowy, o rozwód i finansowe fair play.

Kasa, misiu, kasa

Latem 2013 roku sloganem promującym ich kampanię transferową stało się zdanie: „Jesteśmy ambitni, jesteśmy Monaco”. Kilkanaście miesięcy później fajerwerków w trakcie okienka już nie było. Rosyjski oligarcha na zakupy przeznaczył czterokrotnie mniej, a z klubu odeszło dwóch gwiazdorów – James Rodriguez oraz Radamel Falcao.
 
Polityka transferowa zmieniła się o 180 stopni. Zamiast szastania gotówką na prawo i lewo, inwestowano w młodych, uzdolnionych, lecz z reguły nieznanych graczy. Słowami Wadima Wasiljewa na łamach „The Guardian” tłumaczono, że będą teraz kładli większy nacisk na juniorów - w obecnej kadrze Monaco znajduje się ośmiu wychowanków i 15 zawodników poniżej 23 roku życia - wyławiali talenty za bezcen, a celem nadrzędnym stanie się wieloletni projekt budowy silnej i konkurencyjnej drużyny.
 
Wzburzeni taki obrotem spraw fani mogli poczuć się oszukani. Protestowali i żądali zwrotu pieniędzy za koszulki oraz bilety, których ceny wahały się od kilkuset do grubo ponad tysiąca euro. 96% sympatyków stwierdziło wówczas, że nie wierzy już w klubowy projekt. Dla władz nie to jednak było największym zmartwieniem, ponieważ z kibicami kłopot mieli tam od zawsze.
 
Ci nigdy nie przychodzili tłumnie na stadion, nawet wtedy, gdy Arsène Wenger prowadził ich do tytułów mistrzowskich, kiedy występowali w nim Thierry Henry oraz David Trezeguet, czy gdy walczyli w finale Champions League. Monaco nie jest chętnie oglądanym zespołem – średnia frekwencja na swoim stadionie rokrocznie wynosiła zazwyczaj 8-9 tysięcy – i chyba jedynym na planecie, który mógł pochwalić się zdecydowanie większą widownią w spotkaniach wyjazdowych. Ale inaczej przecież być nie mogło w drużynie z niewielkiego, prawie 40-tysięcznego Księstwa, żyjącego swym własnym, spokojnym i niespiesznym rytmem, gdzie co trzeci człowiek to milioner i w którym mało jest miejsca na futbol.


To nie jest kraj dla bogatych klubów

Nie lada problemem stały się nie tylko marne przychody z dnia meczowego, co zupełny brak zainteresowania ze strony potencjalnych sponsorów. Do drzwi Monaco, klubu raczej nierozpoznawalnego w świecie, poza granicami państwa marki słabej renomy, nie zapukali inwestorzy, nawet wtedy, kiedy o ekipie zrobiło się głośno po transferowej gorączce lata 2013 roku. I tak krąg się zamykał. Klub pozbawiony dodatkowych dochodów, nie był w stanie sprostać wymaganiom Financial Fair Play, stąd w ciągu następnego okienka wyglądał na sklep wyprzedający swoje najcenniejsze towary.
 
Kolejny cios przyszedł od pozostałych francuskich drużyn. Konkurencji, której dosolono 75-procentowym podatkiem dla najzamożniejszych, tych zarabiających co najmniej milion euro rocznie – to z jego powodu z kraju uciekł i przyjął rosyjskie obywatelstwo aktor Gerard Depardieu – podczas gdy Monaco mogło sobie hulać i szastać gotówką, nie odprowadzając żadnego eurocenta. Konkurencja wysiadająca finansowo – milionowa pensja w ekipie z Księstwa w innych zespołach wyniosłaby trzy miliony – nie miała zamiaru godzić się na taki stan rzeczy. Podobnie zresztą jak na ich żądania nie miał zamiaru godzić się Rybołowlew.
 
Wojna trwała w najlepsze. Kluby postanowiły, że za żadne skarby nie będą sprzedawać własnych graczy do Monaco. Do Monaco, któremu grożono wykluczeniem z ligi i podkreślano, że każdy kto chce występować w Ligue 1, musi mieć siedzibę we Francji i odprowadzać podatki zgodnie z prawem francuskim. Zwracano uwagę, że w skali roku rywale z południa uzyskają o 50 milionów euro większe przychody.
 
Narodowej chryi nie umiał rozwiązać szef tamtejszej federacji piłkarskiej, bo jego propozycja 200-milionowej rekompensaty została wyśmiana. Sprawa trafiła do sądu i wydawało się, że będzie ciągnąć się w nieskończoność. Ugodę załatwiło tymczasem 50 milionów euro, które Rosjanin zgodził się zapłacić w zamian za pozostanie pod monakijskimi przepisami podatkowymi.


Pan i pani Rybołowlew

Najcięższy sierpowy wymierzyła jednak pani Rybołowlew. Jej prawnik opowiadał potem o najkosztowniejszym rozwodzie w historii. Prawie 9-miliardowy majątek Dmitrija uszczuplał o połowę. Stało się tak, gdyż rosyjskie prawo w przypadku trudnych procesów rozwodowych przewiduje podział majątku pół na pół. A pan Rybołowlew posiadał tylko paszport rosyjski i zgodnie z tamtejszymi przepisami był sądzony.
 
W owym czasie usilnie starał się o obywatelstwo monakijskie, ale książę Grimaldi mu odmówił. Dało to spore pole do popisu dziennikarzom, ci z gazety „L’Equipe” zaczęli snuć teorie, jakoby odmowa księcia doprowadziła do wyraźnego pogorszenia jego relacji z właścicielem Monaco. Rosjanin ponoć rozważał porzucenie drużyny. Myślał o czymś, co po niezapomnianym dla niego i wszystkich sympatyków ekipy z południa Francji wieczorze na „The Emirates” musiał natychmiast wymazać z pamięci.

Zespół targany różnymi zewnętrznymi przeciwnościami losu, bez swoich najważniejszych ogniw, które zastąpił anonimowymi dla przeciętnego fana kopanej nazwiskami, zawodnikami bez większego doświadczenia jak Bernardo Silva, Abdennour czy Bakayoko, sprostał rywalowi w paszczy lwa, na obiekcie „Kanonierów”, i sprawił nie lada sensację. Nie tylko wygrał pewnie, pokazując futbol żelaznej defensywy, mądrości taktycznej i wzorowej organizacji gry, co dopiero po raz drugi w bieżącym sezonie zdobył trzy bramki w meczu.
 
Można mówić, że w ich pojedynkach próżno szukać atrakcyjnej piłki, że są konsekwentni i do bólu skuteczni, a przy tym straszliwie nudni, lecz to Arsenal w tej chwili musi główkować intensywnie, jak szturmem wziąć monakijską twierdzę. Za gospodarzami przemawiają nie tylko statystyki - w trakcie 60-letniej rywalizacji w Pucharze/Lidze Mistrzów raptem jednemu klubowi, Ajaksowi w 1969 roku, udało się odrobić dwubramkową domową stratę z pierwszego spotkania. Nudziarze z Monaco nie tracą po prostu goli. W tym sezonie bowiem zaledwie raz dali sobie wbić ich więcej niż dwa - 17 sierpnia ubiegłego roku przegrali 1-4 z Girondins Bordeaux.

KAMIL KAŹMIERCZAK

Więcej na temat: AS Monaco Francja

Zobacz również

Relacje transferowe na żywo [LINK] Relacje transferowe na żywo [LINK] „Kibicowskie zdjęcie roku”. Wyjątkowy obrazek przy okazji finału Pucharu Polski [FOTO] „Kibicowskie zdjęcie roku”. Wyjątkowy obrazek przy okazji finału Pucharu Polski [FOTO] Rafał Gikiewicz zachwycony piłkarzem Wisły Kraków. „Gra Lobotkę” Rafał Gikiewicz zachwycony piłkarzem Wisły Kraków. „Gra Lobotkę” Sandro Tonali usłyszał wyrok za obstawianie spotkań w Anglii [OFICJALNIE] Sandro Tonali usłyszał wyrok za obstawianie spotkań w Anglii [OFICJALNIE] Efektowna oprawa kibiców Wisły Kraków w finale Pucharu Polski [FOTO] Efektowna oprawa kibiców Wisły Kraków w finale Pucharu Polski [FOTO] Bayern Monachium może zapomnieć o jego zatrudnieniu. „Nic się nie zmieniło” Bayern Monachium może zapomnieć o jego zatrudnieniu. „Nic się nie zmieniło” Jens Gustafsson wziął gracza Pogoni Szczecin na „poważne rozmowy”. „Musi lepiej reagować” Jens Gustafsson wziął gracza Pogoni Szczecin na „poważne rozmowy”. „Musi lepiej reagować” Finał Pucharu Polski: Składy na Pogoń Szczecin - Wisła Kraków [OFICJALNIE] Finał Pucharu Polski: Składy na Pogoń Szczecin - Wisła Kraków [OFICJALNIE] Na to czekał Xavi. FC Barcelona o krok od wyczekiwanego transferu Na to czekał Xavi. FC Barcelona o krok od wyczekiwanego transferu

Najnowsze informacje

Ekstra

Ekstra

Nasi autorzy