Oszustwa Fenerbahçe pomogą utrzymać posadę Wengerowi?

2013-08-21 20:06:35; Aktualizacja: 11 lat temu
Oszustwa Fenerbahçe pomogą utrzymać posadę Wengerowi? Fot. Transfery.info
Dawid Kurowski
Dawid Kurowski Źródło: Transfery.info

W piłce nożnej szczęście albo się ma, albo nie. Jakiś niemożliwy potencjał farta ma chyba Boss Arsenalu, Arsene Wenger.

Francuskiemu menadżerowi „Kanonierów” od dawna wypomina się brak trofeów, jednak szefostwo klubu to toleruje. Dlaczego? W każdym roku na Emirates Stadium witała Liga Mistrzów, o którą w tym sezonie może być niezwykle ciężko.

Jak twierdzi wielu ekspertów, w jednej z najciekawszych par tej fazy Ligi Mistrzów, Fenerbahçe ma potencjał dzięki któremu może sprawić Arsenalowi niemiłą niespodziankę. Faworytem bukmacherów pozostają naturalnie „Kanonierzy”, jednak po głębszej analizie tego, co powinniśmy zobaczyć dzisiaj w Stambule, zwycięstwo gości nie wydaje się tak oczywiste.

Kontuzje i słaba forma

Arsenal boryka się z kontuzjami wielu ważnych zawodników, a w opłakanym stanie pozostaje defensywa klubu. Łatwo przewidzieć, że Wojtek Szczęsny będzie miał wiele pracy, bo do gry zdolnych jest zaledwie pięciu obrońców. Nie mogą zagrać Vermaelen, który zazwyczaj jest jednym z najpewniejszych punktów zespołu, także lewy obrońca Nacho Monreal jest kontuzjowany, ale zastępuje go podobnie utalentowany Kieran Gibbs. Problemem jest natomiast postawa Laurenta Koscielnego, który w ostatnim spotkaniu z Aston Villą, rozegrał prawdopodobnie najgorsze zawody w karierze, prokurując karnego, co prawda nie słusznego, a następnie dostając drugą żółtą kartkę i w rezultacie wyleciał z boiska.

W pomocy brakuje tylko Abou Diaby’ego, ale jego nieobecność już dawno jest niezauważalna, nawet przez najzagorzalszych kibiców zespołu. Nie będzie mógł za to zagrać obdarzony wielką szybkością i ciągiem na bramkę Alex Oxlade-Chamberlain. Brak reprezentant Anglii nie powinien być jednak wielką stratą, dopóki w pełni sił będzie Theo Walcott.

W ekipie Fenerbahçe jedynie dwóch zawodników być może nie będzie mogło zagrać w tym spotkaniu: trzeci bramkarz, który i tak nie miał szans na grę, czyli Erten Ersu, ale przede wszystkim Gökhan Gönül. Reprezentant Turcji to wielka strata dla „Żółtych Kanarków”. 28-latek jest podstawowym prawym obrońcą w drużynie, a wśród jego kolegów nie ma żadnego zastępcy.

Brak poważnych wzmocnień

Nie wiele, a właściwie żadna z hucznych zapowiedzi o wydawaniu pieniędzy, o których zapewniał Arsene Wenger, jak do tej pory się nie spełniła. Po Internecie już krąży dowcip o wydaniu w weekend więcej pieniędzy, niż Francuz przez dwa miesiące na transfery. Źle się dzieje w Londynie, bo zawodnicy wolą kosztem Arsenalu wybierać inne zespoły, jak: Stevan Jovetić do Manchesteru City, Bernard do Szachtara Donieck, czy Luiz Gustavo do VfL Wolfsburg (!), albo zwyczajnie pozostać w starej drużynie: Rooney i Luis Suárez. Do klubu przyszedł właściwie tylko Yaya Sanogo, ale nie warto się nad nim rozwodzić.
Ersun Yanal w tym oknie nie żałował pieniędzy na wzmocnienia zespołu i można być pewnym, że będą to godne transfery na ligę turecką. Przede wszystkim Emmanuel Emenike. Każdy wie ile znaczy solidny snajper dla jakiejkolwiek drużyny. Teraz wyobraźcie sobie, że klub ze Stambułu ma takich trzech, bo oprócz Emenike są to jeszcze: Sow i Webó. Cała trójka potrafi wygrywać spotkania w pojedynkę, więc Wojtek Szczęsny powinien mieć się na baczności i nie prowokować kolejnych okazji do świetnych interwencji, jak w meczu z Aston Villą, bo tu może z tego wyjść super babol.

Linię pomocy wzmocnił Alper Potuk, który już w debiucie ligowym w barwach Fenerbahçe, zaliczył asystę. Na pewno jego niekonwencjonalne podania mogą raz po raz przeszywać, w ostatnim czasie dziurawą jak ser francuski, obronę „Kanonierów”. Zespół ze Stadionu Şükrü Saracoğlu poczynił również wielkie wzmocnienia w defensywie. Na stoperze może zagrać reprezentant Portugalii, z atomowym uderzeniem, Bruno Alves. Piłkarze Arsenalu powinni uważać na faule w okolicach 20-30 metra, bo przy takim wykonawcy, każdy z nich może przynieść bramkę. Oprócz wymienionych graczy, do Turcji przyjechał również Michal Kadlec, a to przecież etatowy lewy obrońca kadry Czech. Niedawno zresztą walczący o mistrzostwo Niemiec w barwach Bayeru Leverkusen. 28-latek wniósł do drużyny ogromny spokój.

Kibice Fenerbahçe

Na pewno nie będą potulni, jak Ci angielscy, którzy jedyne na co w trakcie meczu mogą się zdobyć to: ochy, achy i brawa. Tak na wszelki wypadek, żeby Arsenal wiedział z kim ma do czynienia, postanowili w nocy odpalać petardy, race i śpiewać jak bardzo kochają turecki zespół, a nienawidzą tego londyńskiego. Tak się złożyło, że miało to miejsce akurat pod oknami hotelu, w którym spali Santi Cazorla i spółka.

Brak awansu? Nic się nie stało

Arsenal bez względu na rezultat sportowy powinien awansować do Ligi Mistrzów, a wszystko może odbyć się przy zielonym stoliku. O co chodzi? Fenerbahçe jest oskarżone o ustawianie meczów, na tej zasadzie z kwalifikacjami pożegnał się już Metalist Charków, który zastąpił PAOK. Klub ze Stambułu odwołał się jednak od werdyktu pierwszej instancji, która orzekła na ich niekorzyść. Małe są szanse na zmianę orzeczenia przez drugą instancję, więc małe także na awans „Żółtych Kanarków”.

W centrum tego wszystkiego jest prezes Fenerbahçe, Aziz Yildirim, dzięki jego decyzjom stambulczycy mogą pożegnać się z europejskimi pucharami na dwa, a nawet trzy lata.
 Jakkolwiek nie skończy się sprawa "Żółtych Kanarków", piłkarze Arsenalu nie mogą liczyć na awans inny, niż ten wywalczony na murawie. Przecież nic w sprawie „Sarı; Kanaryalar” nie jest jeszcze przesądzone, a ewentualne odpadnięcie, nawet zrehabilitowane później walkowerem zostanie wyśmiane przez resztę świata.