Piętki i łzy Villi. Hiszpania rozbija Australię

2014-06-23 20:02:14; Aktualizacja: 10 lat temu
Piętki i łzy Villi. Hiszpania rozbija Australię Fot. Transfery.info
Maciej Wdowiarski
Maciej Wdowiarski Źródło: Transfery.info

Hiszpania wygrała z fatalnie grającą Australią 3-0, choć mogła o wiele wyżej. W swoim prawdopodobnie ostatnim meczu reprezentacyjnym piękną bramkę piętką zdobył David Villa.

Gdyby przed mundialem jakikolwiek kibic pokusiłby się o stwierdzenie, że Australia zaprezentuje się na brazylijskim turnieju lepiej od Hiszpanii, inni wysłaliby go zapewne do lekarza na konsultację. Obie drużyny przegrały swoje dwa mecze grupowe, ale styl jaki po sobie pozostawiły był skrajnie różny. „Socceroos” przegrali z Holandią i Chile po wyrównanych i zaciętych bojach. Hiszpanie nie podjęli nawet walki ani z jednymi, ani drugimi. Podopieczni del Bosque poszli drogą Polski z wielkim imprez – mecz otwarcia, mecz o wszystko, mecz o honor. Spotkanie z Australią miało poprawić nastroje w obozie reprezentacji Hiszpanii.

Co ciekawe, Australia w swoich trzech poprzednich występach na Mistrzostwach Świata nigdy nie przegrała wszystkich trzech meczów grupowych. Hiszpanie zaś w dwóch spotkaniach brazylijskiego Mundialu stracili więcej goli niż w trzech poprzednich turniejach (Euro 2008, Euro 2012, Mistrzostwa Świata 2010) łącznie. Statystyki i forma obu drużyn przemawiały więc delikatnie na korzyść Australii.

Del Bosque pokusił się o małą rewolucję w składzie. Dał szansę zmiennikom i zagrali między innymi: Juanfran, Koke, Reina, Albiol czy Villa. Australia natomiast musiała radzić sobie bez Bresciano i Cahilla.

Reakcje trybun od razu dawały do zrozumienia, kogo dziś faworyzują kibice. Dzielni Australijczycy mogli liczyć na swojego dwunastego zawodnika i niesieni dopingiem fanów od pierwszych minut chcieli zaatakować. Ich akcjami niepodzielnie rządził jednak chaos, przez co nie potrafili stworzyć realnego zagrożenia pod bramką Reiny. Obie drużyny sparaliżowane presją nie kwapiły się, by mocniej przycisnąć. Gra w końcu toczyła się o to, by nie zająć ostatniego miejsca w grupie. Z czasem do głosu zaczęli dochodzić Hiszpanie, którzy zdali sobie sprawę, że bezsensownym klepaniem piłki nic nie osiągną.

Podopieczni del Bosque naciskali, ale brakowało werwy i chęci w ich akcjach. Najaktywniejszy był David Villa, który szczególnie upodobał sobie zagrywanie piętą. Przez długi czas ta efektowność nie szła w parze z efektywnością, ale w 36. minucie Hiszpanom nareszcie udało się trafić. Swoją 59 bramkę w reprezentacji zdobył właśnie Villa po strzale – a jakże by inaczej – piętą.

Pierwsza połowa meczu Australia-Hiszpania należała do jednej z najsłabszych na mundialu. Na pierwszy rzut oka wydawało się, że aktywniejsi są „Socceroos” – szybciej i z większą werwą poruszali się po boisku. Jak stwierdził jednak kiedyś Pep Guardiola, lepiej mądrze stać niż głupio biegać, co umiejętnie wdrażali w życie Hiszpanie. Podopieczni del Bosque wolno się rozkręcali, dość zdecydowanie jednak dominowali i w końcówce pierwszej połowy kilka razy zagrozili bramce Ryana. Niemniej pierwsze 45 minut nie było specjalną zachętą, by z niecierpliwością wyczekiwać drugiej połowy. Warto wspomnieć natomiast, że David Villa strzelając swojego 9. gola w finałach Mistrzostw Świata przegonił w tej klasyfikacji Diego Maradonę.

Po słabych 45 minutach szukano dla Hiszpanów jakichkolwiek pozytywów…

…jednak niestety bezpodstawnie.

Na nieszczęście widzów druga połowa nie odbiegała specjalnie poziomem od pierwszej części gry. Co prawda w 69. minucie bramkę po świetnym prostopadłym zagraniu Iniesty strzelił Torres, ale ani Hiszpanie ani Australijczycy specjalnie się tym nie przejęli. W grze ani jednych ani drugich nic się nie zmieniło, więc tempo spotkania także pozostało takie samo – mizerne.

Druga część gry miała też swój wątek melodramatyczny, gdy z boiska zszedł David Villa. Dla „El Guaje” był to prawdopodobnie ostatni występ w reprezentacji, co mocno przeżył i dał upust swoim emocjom już po opuszczeniu placu gry. Końcówkę tego meczu Villa oglądał więc z wysokości ławki rezerwowych ze łzami w oczach.

W następnych minutach fatalnie zorganizowani „Socceroos” prosili się o stratę kolejnych bramek. Hiszpanie niepodzielnie panowali - co typowe dla nich - w środkowej części boiska, ale byli dość nieskuteczni. Przez dłuższy czas byli dla Australijczyków łaskawi, ale w końcu nie wytrzymali i wepchnęli trzeciego gola. Jego autorem był Juan Mata, który kilkanaście minut wcześniej zastąpił Davida Villę.

Hiszpania pożegnała się z mundialem, ale trudno powiedzieć, czy było to pożegnanie słodkie czy gorzkie. Owszem, mecz o honor zakończył się dla „La Roja” pewnym zwycięstwem 3-0, ale styl gry z pewnością nie dał kibicom nadziei na lepsze jutro. Przeciętny występ Hiszpanów dziwił szczególnie dlatego, że Australijczycy grający bez Bresciano i Cahilla (ten pierwszy pojawił się na placu dopiero w drugiej połowie) zupełnie nie potrafili się zorganizować. Gdyby podopieczni del Bosque naprawdę chcieli, zakończyliby ten mundial z o wiele wyższym dorobkiem bramkowym.

Australia zawiodła, bo w poprzednich meczach pokazała się z bardzo dobrej strony. Tym razem widać było jednak, że to spotkanie o przysłowiową pietruszkę, bo ani jedni, ani drudzy nie kwapili sie do podjęcia walki.

Choć w ciągu 90 minut padły 3 gole, to jednak cały mecz delikatnie mówiąc nie porwał i można go podsumować krótką „piosenką” autorstwa Kabaretu Ani Mru Mru: