Po meczu ze Szkocją: problemy w defensywie i Lewandowski superstar

2015-10-10 20:41:54; Aktualizacja: 9 lat temu
Po meczu ze Szkocją: problemy w defensywie i Lewandowski superstar Fot. Transfery.info
Mateusz Jaworski
Mateusz Jaworski Źródło: Transfery.info

Reprezentacja Adama Nawałki z meczu na mecz nabiera coraz wyraźniejszych kształtów. Nie inaczej było w spotkaniu ze Szkocją, które dostarczyło kolejnych cennych informacji o naszej drużynie narodowej.

W środę zastanawialiśmy się, jaką reprezentację Polski zobaczymy w spotkaniu ze Szkocja – tę z meczu z Irlandią, czy raczej z niedawnej porażki z Niemcami (czytaj TUTAJ). Wyszło na to, że właśnie we Frankfurcie Polacy byli bliżej swego prawdziwego "ja".

Źródło: uefa.com

Wniosek ten można wysnuć już na podstawie samych tylko statystyk. Polacy potrafili w Glasgow przejąć inicjatywę i dłużej utrzymać się  przy piłce – 56% czasu gry, do tego celność podań na poziomie aż 86% (405/473), podczas gdy przeciwko Irlandii było to ledwie 75% – a przy tym tworzyli sobie sytuacje bramkowe, aż 14-krotnie (w tym 5 razy celnie) uderzając na bramkę Davida Marshalla. Temu stosunkowo ofensywnemu nastawieniu nasi zawodnicy dali wyraz już w 3. minucie.

Piłkę w środku polu przejmuje Mączyński, który zagrywa do Błaszczykowskiego i następnie otrzymuje podanie powrotne. Piłkaza moment trafia do Milika, który wykorzystuje fakt, że w środku pola Szkoci mieli naprawdę sporą lukę. Nieatakowany przyjmuje piłkę i robi z nią kilka kroków w kierunku bramki rywali. Kluczowy dla powodzenia akcji bramkowej był błąd Martina, który – przy braku asekuracji środkowych pomocników – wyskoczył do Lewandowskiego. Polak natomiast był w stałym ruchu i doszło do „mijanki” – Martin musiał więc momentalnie odwrócić się i ruszyć za wyprzedzającym go Lewandowskim, przez co znalazł się plecami do gry i nie wiedział, co robi Milik. Ten natomiast znakomicie to wykorzystał, posyłając piłkę między Martina – wciąż będącego tyłem do Milika i w dodatku bokiem do Lewandowskiego – a Huttona. Później już „tylko” znakomite wykończenie Lewandowskiego i 1:0.


Polacy tworzyli sobie kolejne sytuacje – najlepszą zmarnował Jakub Błaszczykowski – ale nie zdołali podwyższyć prowadzenia. I gdy wydawało się, że na przerwę polski zespół zejdzie przy korzystnym rezultacie, znów zawiodła gra w defensywie. Owszem, Matt Rithcie oddał fenomenalny strzał, jednak nasi zawodnicy byli w tej sytuacji nie bez winy.

Na lewym skrzydle dryblingu próbuje Forrest. Szkot ścina do środka, wychodząc spod krycia aż trzech rywali. Dogrywa do środka, jednak niedokładnie, bo pomiędzy Ritchiego i Browna. Nie ma to jednak większego znaczenia – Polacy cofnęli się bowiem dosyć głęboko, a jednocześnie nikt nie przejął do krycia ustawionego w środku na wysokości Ritchiego. Ten zaś nie tylko zdążył cofnąć się o dobre 4-5 metrów, ale również przyjąć piłkę i oddać uderzenie. I Krychowiak, i Mączyński byli w tym momencie spóźnieni, a ponadto w kluczowym momencie, gdy Ritchie przyjmował piłkę, zawahał się. Ostatecznie – niewykluczone – właśnie tego metra zabrakło do skutecznego bloku. 

 

Druga bramka dla Szkotów znów obciąża drugą linię niż samą formację obronną. 

Polacy szybko wznawiają grę z rzutu wolnego i próbują wyprowadzić błyskawiczny atak. Strata piłki przez Grosickiego powoduje, że po momentalnym podaniu Fletchera do Ritchiego przed linią piłki jest aż 8 naszych zawodników – Szkoci znaleźli się w sytuacji 3na3. Ritchie, choć naciskany przez wracającego „Grosika”, miał po bokach Naismitha i Fletchera. W tym miejscu trzeba odnotować, że nasza linia obrony zachowała się w tej sytuacji tak, jak powinna, tj. wobec równowagi (czyli sytuacji niekorzystnej) pozostali blisko siebie. Dopiero po zagraniu Ritchiego Pazdan doskoczył bliżej Fletchera. I znów, zachowanie stopera Legii było właściwe (tj. wybrał „mniejsze zło”) – nie otworzył bowiem Fletcherowi możliwości zejścia do środka. Po raz kolejny jednak zawodnik gospodarzy popisał się świetnym uderzeniem – w dodatku bez przyjęcia! – przy którym Fabiański po prostu nie miał szans.  

 

Szkoci wyszli na prowadzenie i to polska drużyna znalazła się na musiku. Nasi gracze tworzyli sobie sytuacje, jednak raczej po strzałach z dystansu i brakowało czystych okazji strzeleckich. Swego dopięli dopiero w doliczonym czasie gry, gdy wyrównanie dał wślizg Lewandowskiego. W okolicznościach – dodajmy – niecodziennych. Po pierwsze, z rzutu wolnego źle dośrodkował Kamil Grosicki (równie źle zachowali się Szkoci wbiegając głęboko we własne pole karne, co skutkowało tym, że żaden z nich nie wybił piłki lecącej na wysokości metra i spadła na 11. metr). Po drugie, od samego początku akcji żaden ze Szkotów nie pilnował bliżej Lewandowskiego. Był to jednak tylko skutek szerszego problemu – gospodarze, kryjąc strefą, cofając się za atakującymi Polakami, w pewnym momencie się zatrzymali (licząc zapewne na spalonego po przedłużeniu dośrodkowania przez jednego z naszych graczy). W efekcie, gdy piłka zbliżała się do bramki Marshalla, mieliśmy aż trzech zawodników w okolicach 5. metra za plecami (sic!) ostatniego ze szkockich obrońców.

 

Ten remis nie tylko pozbawił Szkotów jakichkolwiek szans na awans na przyszłoroczne mistrzostwa Europy, ale przede wszystkim – wobec nieoczekiwanego zwycięstwa Irlandii nad Niemcami – istotnie polepszył sytuację Polaków. Bezpośrednią kwalifikację na  Euro 2016 da bowiem w niedzielę nie tylko zwycięstwo, ale również niski remis (0:0 lub 1:1), co znacząco wpływa na taktykę naszych rywali. Parkowanie autobusu od początku meczu nie wchodzi bowiem w grę. 

MATEUSZ JAWORSKI

Więcej na ten temat: Polska Szkocja Robert Lewandowski Euro 2016