Prezes Wisły Kraków - najgorsza robota w piłce

2022-11-02 13:36:20; Aktualizacja: 2 lata temu
Prezes Wisły Kraków - najgorsza robota w piłce Fot. Krzysztof Porebski / PressFocus
Redakcja
Redakcja Źródło: Transfery.info

Prezes Wisły Kraków musi nie tylko zarządzać spółką, ale też szukać jej nowego właściciela, a do tego budować od zera pion sportowy.

Władysław Nowak ma być może najgorszą robotę w polskiej piłce nożnej. Bycie prezesem Wisły Kraków to zawsze było duże wyzwanie - w XXI wieku tę funkcję pełniło aż 20 osób, ale teraz skala tego wyzwania mogłaby przerosnąć niejednego z poprzedników Nowaka.

Od efektów jego pracy zależy przyszłość klubu nie tylko pod względem przychodów czy wyników sportowych (co jest przecież standardem), ale w ogóle egzystencja całej organizacji.

Nowak od lat sponsoruje klub. Najpierw wykupił skybox na stadionie, później logo jego firmy znalazło się na koszulkach, a w grudniu zeszłego roku został jednym z udziałowców klubu.

Jego związek ze spółką zatem coraz bardziej się zacieśniał. Najpierw ją finansował, potem stała się ona częścią jego majątku, a teraz jest za nią odpowiedzialny jako prezes.

Na tym stanowisku zastąpił z początkiem sierpnia Dawida Błaszczykowskiego, który po zakończeniu poprzedniego sezonu (po raz kolejny) podał się do dymisji. Wtedy też z zarządu odszedł wiceprezes Maciej Bałaziński. Do dziś Nowak jest więc jedynym członkiem zarządu Wisły Kraków.

Jednocześnie wciąż pełni funkcję prezesa swojej firmy Nowak-Mosty.

Jak rosło wyzwanie

Swój czas musi dzielić więc między te dwie spółki, a w Wiśle wyzwań z każdym dniem jest coraz więcej. Zapewne dlatego początkowo chciał wyznaczyć na prezesa inną osobę ze swojej firmy, ale właściciele klubu się na to nie zgodzili.

Gdy obejmował stanowisko prezesa, trenerem klubu był wciąż Jerzy Brzęczek. Drużyna zaczynała się rozkręcać i można było mieć wrażenie, że zespół zbudowany przez byłego selekcjonera szybko awansuje do Ekstraklasy.

Zresztą na pierwszym spotkaniu z mediami Nowak powiedział, że Brzęczek ma jego stuprocentowe zaufanie (co w sumie zwykle w polskiej piłce jest pocałunkiem śmierci).

Dodał też, że zamierza spotkać się z innymi współwłaścicielami klubu, by przedyskutować dofinansowanie spółki - spadek pozostawił w klubie dziurę finansową. Potrzeba pieniędzy, by spółka mogła normalnie funkcjonować. Ile? Tego wówczas nie powiedział.

Dziś wiadomo jednak, że w klubie brakuje 10 mln złotych, a może nawet więcej. Dużo więcej. Na tyle dużo, że oprócz bieżącego zarządzania klubem Nowak musi szukać inwestorów i namawiać ich do wejścia w Wisłę. Zmiany właścicielskie pod koniec roku stały się już wśród kibiców krakowskiego klubu memem.

Dlaczego trzeba wzmocnić dział sportowy

Do tego po serii fatalnych wyników z klubu odszedł Brzęczek. To oznaczało nie tylko odejście trenera, ale też de facto - dyrektora sportowego i szefa skautów. Na dzień dobry jego następca, Radosław Sobolewski, powiedział, że nie wyobraża sobie, żeby łączył te wszystkie stanowiska. Chce skupić się tylko na trenowaniu.

Potrzebę szybkich wzmocnień pionu sportowego Wiśle tłumaczy tabela i bilans spółki. Tabela mówi, że Wisła jest poza miejscami dającymi możliwość gry w barażach o awans do Ekstraklasy. A bilans mówi, że bez awansu sytuacja finansowa zmieni się z fatalnej na katastrofalną. Być może zabraknie już przymiotników. Być może oznaczać to będzie najgorsze.

– Na dzień dzisiejszy nie wyobrażamy sobie sytuacji, w której nie awansujemy – mówił (cytat za wislaportal.pl).

Zebrawszy to wszystko do kupy: trudno zazdrościć Nowakowi pozycji.

Nowak nie gryzie się w język

O ile więc można się zastanawiać, po co była Nowakowi ta Wisła, to jednak wiadomo po co Wiśle był ten Nowak.

Do mówienia bez ogródek.

Ciąg zdarzeń wokół Wisły jasno wskazuje, że Nowak zobaczył pełną sytuację klubu i wytłumaczył innym właścicielom, gdzie znajduje się spółka. A później, publicznie, stawał na kolejne odciski.

A to zdradził, że trio właścicielskie (Błaszczykowski, Jażdżyński i Królewski) przejęło klub za siedem i pół tysiąca złotych, a resztę pieniędzy wpakowali jako pożyczki. Inni akcjonariusze akcje musieli kupić. Jak podaje TVP Sport, przez tę wypowiedź z obecności w radzie nadzorczej Wisły miał zrezygnować Jarosław Królewski.

A to powiedział, że w sumie najlepiej byłoby wtedy - w gorącą zimę 2019 roku - ogłosić bankructwo i zacząć od IV ligi bez balastu długów. Tej wypowiedzi nie przyjęło dobrze wielu kibiców Wisły, bo przekreślała ona wagę ratowania klubu w obecnej formie prawnej i ciągłości, jaką to daje.

A to ogłosił, że przez Tomasza Jażdżyńskiego nie było jednomyślności wśród właścicieli w sprawie dofinansowania spółki.

Nowak nie gryzie się w język. Może to mało dyplomatyczne (sam mówi, że w klubie jest duża polityka), ale stanowi ożywczą odmianę względem ostatnich lat.

W końcu Wisła ma prezesa, który nie żyje w pięknej fantazji potencjału (wielki klub, wielka historia zasługują na coś więcej niż tylko wygrywanie pojedynczych meczów), ale w twardej rzeczywistości.

Struktura to kompetencje

Legendarna jest przecież konferencja prasowa po spadku z Ekstraklasy, która trwała niemal dwie godziny, a nie padły wówczas żadne konkretne słowa. Wiele z wypowiedzi zarządzających Wisłą przez ostatnie trzy lata wróciły później do nich ze zdwojoną siłą.

Trudno zliczyć w ostatnich trzech latach wszystkich planów, strategii, perspektyw, które później okazały się pustosłowiem.

Słowa w Wiśle znów nabierają odpowiednich znaczeń, ale wciąż brakuje najważniejszego - kompetencji.

Słowo „struktura” być może zostanie słowem roku 2022 w polskiej piłce nożnej zastępując „strategię” i „plan”. – W tym klubie brakuje struktur – czytamy czasem w analizach.

A struktura to nic innego, jak kompetencje. To ludzie. Dużo ludzi, bo praca na tak konkurencyjnym i chwiejnym rynku wymaga dużych zasobów. Nawet w pierwszej lidze.

Rynek transferowy nie polega dziś na tym, że dyrektor sportowy ma czarny notes z nazwiskami piłkarzy, którzy odmienią losy klubu. Praktycznie nie ma już sytuacji, by jakiś klub w Polsce ściągnął zawodnika, który nie byłby znany innemu. Dlatego przewagę zdobywa się jak najlepszym, szczegółowym rozeznaniem w poszczególnych rynkach i umiejętnością doboru piłkarza do potrzeb zespołu. A także - mądrym prowadzeniem zawodnika już w drużynie.

Dziś w Wiśle brakuje praktycznie każdej z tych kompetencji, bo brakuje w dziale sportowym nie tylko zarządzających, ale też pracowników. Jedni nazwą to brakiem struktury, inni brakiem kompetencji.

Jarosław Królewski zwracał uwagę na to, że w polskich klubach nie ma zbyt wielu osób, których sposób zarządzania warto naśladować i w których kompetencje warto inwestować. Podpierał się autorytetem Michała Świerczewskiego, właściciela Rakowa Częstochowa, który miał rzekomo powiedzieć to jako pierwszy. Dlatego to zarządzający Wisłą sami muszą się tego nauczyć. Nawet kosztem porażek.

Porażki jednak kosztowały Wisłę spadek z Ekstraklasy. Czy przeciętny prezes klubu Ekstraklasy z przeciętnym dyrektorem sportowym, przeciętnymi skautami i przeciętnym trenerem doprowadziłby do degradacji klubu z piątymi największymi przychodami w lidze?

Być może tak.

A być może po tym jak Nowak rzeczywiście znajdzie nowego inwestora, przyjdzie czas na kolejną weryfikację - tym razem piłkarskich kompetencji.

JACEK STASZAK

Więcej na ten temat: Polska Wisła Kraków I liga