Serce i mózg Bayernu

2013-03-06 16:25:58; Aktualizacja: 11 lat temu
Serce i mózg Bayernu Fot. Transfery.info
Maciej Zaremba
Maciej Zaremba Źródło: Transfery.info

"Hasta la vista, Bayern finalista" krzyczał do mikrofonu jeden z najbardziej popularnych niemieckich komentatorów Wolf-Christoph Fuss po rzucie karnym wykonywanym przez Bastiana Schweinsteigera w Madrycie.

Wielki triumf w stolicy Hiszpanii oznaczał dla wicekapitana Bayernu początek prawdziwego koszmaru.

Pierwszy, najmniej bolesny akt wielkich porażek Schweinsteigera miał miejsce w Berlinie w finale Pucharu Niemiec. Tydzień później, już w swoim ukochanym Monachium, 28-latek musiał przeżyć ogromny szok po "Finale Dahoam". Tragiczną serię zakończył półfinał Mistrzostw Europy w Warszawie, gdzie Niemcy przegrali z Włochami 1:2. Wielu myślało, że były to ciosy po których "Basti" już się nie podniesie.

Na szczęście dla kibiców Bayernu i reprezentacji Niemiec Schweinsteiger nie poddał się i wrócił jeszcze mocniejszy. Wychowanek bawarskiego giganta gra w obecnym sezonie bardzo dobrze, a jego występy w 2013 roku można określić mianem "fantastycznych". Swoją postawą na boisku w ostatnich tygodniach odpowiedział krytykom (Olaf Thon czy Gunter Netzer), którzy wątpili w jego przydatność dla "Die Nationalelf".
 
Oglądając ostatnie spotkania rekordowego mistrza Niemiec nie można nie zauważyć w jakiej kapitalnej formie jest obecnie Bastian Schweinsteiger. Tempomat, serce czy mózg zespołu to najlepsze określenia dla roli jaką pełni na boisku 28-letni Niemiec. Jego występami zachwycają się też niemieckie media, które piszą nawet o tym, że jest on obecnie w najlepszej dyspozycji w całej swojej karierze.
 
Jednym z głównych powodów dla takiej formy "Schweiniego" jest jego wewnętrzna mobilizacja. W wywiadach często podkreśla, że porażki z poprzedniego sezonu wzmocniły jego charakter i jeszcze bardziej zwiększyły apetyt na kolejne trofea. Wielkim marzeniem "Bastiego" jest triumf w Lidze Mistrzów. Po przedłużeniu swojego kontraktu z "Gwiazdą Południa" podkreślał, że końcowe zwycięstwo w tych elitarnych rozgrywkach da mu największą radość tylko wtedy, gdy wygra je w barwach Bayernu Monachium.
 
Innym ważnym aspektem dla dyspozycji Schweinsteigera jest obecność w drużynie Javiego Martineza. Hiszpan po kilku miesiącach adaptacji pokazuje, dlaczego Uli Hoeness i reszta bossów Bayernu zdecydowała się zapłacić za niego 40 milionów euro. Bask zachwyca swoją grą w destrukcji i w przeciwieństwie do Luiza Gustavo potrafi też dobrze rozegrać piłkę. Współpraca na linii Schwesinteiger-Martinez może się bardzo podobać. Obaj znakomicie się uzupełniają, co potwierdza duża przewaga Bawarczyków w środku pola niemal w każdym spotkaniu. Nieprzypadkowo wysoka forma Hiszpana przyszła w tym samym czasie co genialne występy "Bastiego".
 
Na duży szacunek kibiców nie zasługuje tylko forma piłkarska 28-latka. Schweinsteiger nie jest już młodzieńcem z pofarbowanymi włosami na blond, który do Olivera Kahna zwracał się per Pan. Mimo, że "Schweini" jest tylko wicekapitanem drużyny to widać, że to on jest prawdziwym liderem zespołu. Potrafi krzyknąć i zmotywować kolegów. O porównywanie go do legendy Bayernu Kahna ciężko, jednak można przytoczyć tu słynny wywiad "Tytana", którzy stwierdził: "jaj, potrzebujemy jaj". Wydaje się, że jest ich w obecnej drużynie Bayernu coraz więcej, m.in. dzięki Schweinstegierowi.
 
Przyjście Pepa Guardioli może spowodować, że "Basti" stanie się jeszcze lepszym piłkarzem. W jednym z wywiadów 28-latek zaznaczył jednak, że nie wyobraża sobie, że hiszpański trener będzie chciał wprowadzać w Bayernie podobny styl, jaki stosował w FC Barcelonie. "Mia san Mia to nasza własna tożsamość z której możemy być dumni" mówi wychowanek rekordowego mistrza Niemiec.
 
W obecnym sezonie Bastian kroczy po swoje szóste mistrzostwo Bundesligi. Bardzo realny wydaje się też szósty Puchar Niemiec. Jednak jeśli "Schweini" chce stać się prawdziwą legendą niemieckiej piłki to musi wygrać coś jeszcze na arenie międzynarodowej. Rosnąca potęga Bayernu i ogromna siła reprezentacji Niemiec pozwala mu realnie myśleć o wielkich trofeach. Kto wie, może 2014 rok będzie należał właśnie do niego?