Sunderland till I die, czyli co słychać w angielskim trzecioligowcu

2019-05-08 13:45:50; Aktualizacja: 5 lat temu
Sunderland till I die, czyli co słychać w angielskim trzecioligowcu Fot. Eric Harlow
Redakcja
Redakcja Źródło: Transfery.info

Serial „Sunderland till I die” nie kończył się happy endem, jednak dawał nadzieję na lepsze jutro dla fanów „Czarnych Kotów”. Faktycznie, Sunderland może bardzo szybko wrócić do Championship, jednak droga do tego nie była usłana róża

W ostatnim odcinku serialu Netflixa poznaliśmy Donalda Stewarta, nowego właściciela Sunderlandu. Nie jest to człowiek znikąd – wieloletni fan Oxford City oraz większościowy udziałowiec Eastlight. W ciągu pięciu lat zainwestował w ten klub aż 10 milionów funtów. Sam Stewart powiedział, że 10 milionów funtów, to o 9,5 miliona więcej niż oczekiwał, ale gdyby mógł to zrobić jeszcze raz, to by to zrobił. Pod wodzą biznesmena z Whitney Eastlight awansował z Conference South do National Conference.

Stewart rozpoczął pracę w Sunderlandzie od ograniczenia kosztów drużyny. Finanse klubu cały czas były w opłakanym stanie, więc istniała potrzeba przewietrzenia szatni. Latem sprzedano Joela Asoro do Swansea, Lensa do Besiktasu, Boriniego do Milanu, McNaira do Middlesbrough oraz Khazriego do Saint-Etienne. Na tych pięciu transferach klub zarobił ponad 27 milionów funtów. Za darmo odeszli między innymi Jack Rodwell, Johna O’Shea czy Kazenga Lua Lua. Łącznie Stadion Światła opuściło ponad 20 zawodników!

Dodatkowo kontrakt z winy piłkarza rozwiązano z Papym Djilobodjim oraz Didierem Ndongiem. Zwłaszcza rozstanie z tym drugim było dla klubu kosztowne – Ndong jest najdroższym piłkarzem w historii Sunderlandu – za 13,6 miliona funtów kupił go do „Czarnych Kotów” David Moyes, podpisując z zawodnikiem pięcioletni kontrakt. Co gorsza, pomimo spadku, już nowy właściciel Sunderlandu musiał zapłacić kolejną ratę za piłkarze – ponad dwa miliony funtów.

Zarządzający klubem wyliczyli, że przez rozwiązanie kontraktu z Ndongiem i Djilobodjim klub stracił siedem milionów funtów. A dlaczego klub się z nimi rozstał? Od maja aż do jesieni nie pojawili się w klubie, więc w momencie pojawienia się w końcu na obiektach treningowych Akademii Światła, po prostu rozwiązano umowy.

Sunderland musiał zastąpić piłkarzy, którzy odeszli, jednak w przerwie letniej nie zrobiono rewolucji – na transfery wydano 900 tysięcy funtów. Zdecydowana większość transferów była bezgotówkowa. Do klubu przyszli Charlie Wyke z Bradford, Jack Baldwin z Peterbough, Reece James z Wigan czy Tom Flanagan z Burton.

Zarządzający klubem postanowili, by więcej szans dostali młodzi zawodnicy, którzy zostali po spadku (co ważne, w Sunderlandzie został również Lee Catermole). W pierwszej rundzie szansę gry dostali  19-letni Josh Maja (24 spotkania, 15 bramek i 2 asysty), Benjamin Kampioka oraz George Honeyman, który został kapitanem drużyny.

Pieczę nad zespołem objął Jack Ross – były trener St. Mirren oraz autor książek dla dzieci. W Szkocji Ross został nawet menadżerem sezonu, co wskazywało, że działacze Sunderlandu wybrali dobrego trenera. Szkot na spotkaniu z kibicami zaprezentował się z dobrej strony – przedstawił wizję gry (klub ma grać 4-3-3) oraz dużo mówił o oczyszczeniu klubu z graczy, którzy nie chcą grać w Sunderlandzie i zrobieniu kompletnego resetu.

Działacze oraz trener dostali od kibiców wsparcie w formie karnetów – sprzedano ich ponad 22 tysiące, co w klubie uznano za bardzo dobry wynik.

Sunderland rozpoczął ligę bardzo dobrze – co prawda nie udało mu się prowadzić w lidze, jednak przez większość rundy jesiennej trzymali się bardzo blisko czołówki, a od czternastej do dwudziestej trzeciej kolejki klub zajmował drugie miejsce w tabeli – premiowane bezpośrednim awansem do Championship. Wszystko wskazywało na to, że drużyna spokojnie wróci na drugi poziom rozgrywkowy w Anglii.

(Uwaga - spoiler, scena pojawi się w drugim sezonie „Sunderland till i Die”).
26 grudnia, w przerwie spotkania z Bradford, pojawił się na boisku Charlie Methven, dyrektor wykonawczy Sunderlandu, i powiedział kilka zdań do 46 039 kibiców (!) oglądających to spotkanie. Przede wszystkim skupił się na tym, żeby potwierdzić kibicom, że klub ma być przekształcony w stabilny podmiot bez zadłużenia.

Methven zauważył również, że w ostatnich latach fani nienawidzili działaczy, piłkarzy oraz wszystkich, którzy prowadzili klub w sposób nieudolny. Dodał też, że w ostatnich latach sposób zarządzania klubu przypominał „rosyjską ruletkę”.

By wyjść na prostą, postanowiono organizować na Stadionie Światła koncerty, zamknięto nierentowne sklepy klubowe oraz zredukowano personel. - Każdy wydatek, który nie jest skierowany w sprowadzenie nowych, lepszych zawodników, będzie powodował duże straty finansowe - argumentował cięcia kosztów Metvhen.

Dodał również, że cały klub musi odbudować poczucie wspólnoty wobec klubu: - Większość klubów piłkarskich nie jest prowadzona przez fanów piłki nożnej. Kibiców traktują jako konsumentów i klientów. My traktujemy ich jako część klubu.

Runda rewanżowa miała być formalnością dla Sunderlandu. Klub sprzedał jednak Josha Maję do Bordeaux za 1,70 miliona funtów, co odbiło się na jakości w zespole. Co prawda kupiono Willa Griggsa za 3,5 miliona funtów, jednak Irlandczyk chwilowo zawodzi (w 18 spotkaniach tylko 4 bramki). „Czarne Koty” zaczęły remisować spotkania oraz przegrywać z niżej notowanymi przeciwikami. Efekt – na koniec sezonu zasadniczego Sunderland zajął piąte miejsce ze stratą sześciu punktów do drugiego miejsca.

Sam menadżer Sunderlandu przyznał, że jest rozczarowany końcówką rundy w wykonaniu swoich podopiecznych: „Niektórych rzeczy nie schowasz pod dywan”. Ross jednak starał się unikać rozmów zaraz po spotkaniu, zwłaszcza że wszędzie za nim chodziły kamery Netflixa. Według angielskich mediów w przypadku braku awansu Szkot może zostać zwolniony.

Nie wszyscy jednak są zmartwieni brakiem bezpośredniej promocji. Tony Davison, dyrektor wykonawczy klubu, powiedział, że finansowo bardziej opłaca się awansować przez play-offy i finał na Wembley, gdyż do bilansu finansowego dochodzi sprzedaż transmisji, jak i biletów na finałowe spotkanie. Kolejnym zastrzykiem optymizmu jest wypowiedź Asamoaha Gyana, który obiecał klubowi pomóc po tym, jak zakończy karierę.

W półfinałach play-offow Sunderland zmierzy się z innym poważanym klubem, Portsmouth, z którym jeszcze w tym sezonie nie wygrał. Spotkania odbędą się 11 maja oraz 16 maja. Kibice Sunderlandu nie biorą pod uwagę innego scenariusza niż awans do Championship. Jednak tak samo było rok temu, gdy nie dopuszczali do siebie myśli, że ich klub spadnie.

ŁUKASZ KARPIAK
Więcej na ten temat: Anglia Sunderland AFC Championship