Symbol porażek Anglików rezygnuje z dalszej męki

2014-07-22 17:10:40; Aktualizacja: 10 lat temu
Symbol porażek Anglików rezygnuje z dalszej męki Fot. Transfery.info
Tadeusz Olewicz
Tadeusz Olewicz Źródło: Transfery.info

Steven Gerrard potwierdził, że nie zagra już więcej dla reprezentacji Anglii. Innymi słowy, z międzynarodowej sceny schodzi symbol porażek dumnych Wyspiarzy we wszystkich wielkich turniejach rozegranych dotychczas w XXI wieku.

 

Żeby była jasność – ten tekst nie ma na celu obrażenia świetnego piłkarza, jakim jest kochany przez kibiców Liverpoolu „Stevie G”. Można też kłócić się o to, czy Wayne Rooney albo Frank Lampard nie zasługują bardziej na poświęcenie im uwagi, jednak ta dwójka nie splata tak dokładnie w jeden łańcuch wszystkich porażek Anglików na przestrzeni ostatnich kilkunastu lat. Jeśli bowiem spróbować podsumować je jakimś jednym obrazkiem, wyglądałby mniej więcej tak:



Sfrustrowany, zawiedziony Gerrard. I najgorsze jest to, że dla reprezentacji Anglii zrobił całe mnóstwo dobrego, zarówno w eliminacjach, jak i w samych turniejach, jednak zawsze wypadki obracały się tak, że kończył z miną, którą dobrze też znamy z meczów Liverpoolu w Premier League, szczególnie po ostatnim sezonie.

Ostatnio wyglądało to tak - Rooney zmęczony, na wielkich turniejach albo świeżo po kontuzji, albo wyczerpany ciągnięciem całej gry Manchesteru United. Lampard z kolei nie odgrywał już zbyt ważnej roli w kadrze, sprawiając wrażenie pogodzonego z tym, że nie może jej dać tyle, co Chelsea. A Gerrard przeciwnie – zawsze dobrze mentalnie nastawiony do wielkich imprez, mobilizujący kolegów, trzymający w ryzach cały skład. Wytrzymał nawet zmianę pokoleniową przeprowadzoną przez Roya Hodgsona, do końca przy tym wierząc, że coś z kadrą osiągnie. Nie udało się i dlatego właśnie to on jest tu bohaterem tragicznym.

Za każdym razem bardzo chciał i za każdym generalnie nie mógł sobie nic zarzucić, jednak zawsze pomimo tych chęci to on był w głównym kręgu wydarzeń, które eliminowały Anglików z wielkich imprez. I to często nie z własnej winy.

Raz zdarzyło mu się spudłować w serii rzutów karnych w ćwierćfinale z Portugalią na Mundialu w Niemczech, kiedy miał sobie zrekompensować to, że siedział na ławce w tej samej fazie rozgrywek z tym samym rywalem dwa lata wcześniej na mistrzostwach Europy. Innym razem znakomicie wszedł w turniej, strzelając bramkę już po 4 minutach pierwszego meczu mundialu w RPA z Amerykanami, jednak tylko po to, by jeszcze w pierwszej połowie Robert Green przepuścił „szmatę” i mecz zakończył się remisem, który w dużym uproszczeniu podciął Anglikom skrzydła na cały turniej.

Jeszcze innym razem znalazł się nawet w najlepszej „jedenastce” turnieju, ale co to za wyczyn, skoro na Euro 2012 znów awans do strefy medalowej wybiły rzuty karne, tym razem z Włochami. I wreszcie niemal idealne podsumowanie kariery Gerrarda w reprezentacji na wielkich turniejach, a więc pechowe zgranie piłki głową do Luisa Suareza, który swoim drugim golem przypieczętował zwycięstwo Urugwaju, a jak się okazało dzień później, odpadnięcie Anglii już w fazie grupowej.

Gerrard zawsze był gdzieś obok, zawsze się starał, pokrzykiwał, mobilizował, jednak sukces międzynarodowy nie był mu pisany. Były też w XXI wieku dwa turnieje, w których nie zagrał, mundial w 2002 roku oraz Euro 2008. Z pierwszego 34-latka wyeliminowała pechowo kontuzja, natomiast do drugiego Anglicy się nie zakwalifikowali. Chyba nie trzeba mówić, kto wraz z selekcjonerem Stevem McClarenem musiał wziąć odpowiedzialność za to, że w zastępstwie nosił opaskę kapitana zespołu w przegranych spotkaniach z Rosją i Chorwacją, które zadecydowały o losie Anglii w eliminacjach. Znowu pech.

Wbrew swojej woli Gerrard stał się nie winowajcą, ale symbolem wszelkiego zła, które przydarzyło się angielskiej kadrze w przeciągu kilkunastu ostatnich lat. Były jeszcze pogłoski, że dalej mu się chce, że jeszcze nie zrezygnował ze swojego wielkiego celu, ale jego zejście z reprezentacyjnej sceny stało się faktem. Chyba po prostu nie chciał już się dłużej męczyć. 

Więcej na ten temat: Anglia Steven George Gerrard