TOP 5 powrotów królów strzelców do Ekstraklasy

2013-07-26 13:13:46; Aktualizacja: 11 lat temu
TOP 5 powrotów królów strzelców do Ekstraklasy Fot. Transfery.info
Dawid Kurowski
Dawid Kurowski Źródło: Transfery.info

Już niebawem szeregi krakowskiej Wisły ma zasilić były król strzelców Ekstraklasy, Paweł Brożek. Nie jest to jednak pierwszy najlepszy snajper, który wraca po zagranicznych podbojach, jakie były wcześniejsze powroty?

Nie ważne czy to Polak (Brożek, Lewandowski), czy zawodnik innej narodowości (Rudnevs, Demjan), to po sezonie w którym zostają najlepszym strzelcem w Polsce, zazwyczaj odchodzą za granicę. Ostatnio coraz częściej udaje się im przebić w zachodnich klubach, Lewandowski i Rudnews w poprzednim sezonie zdobyli razem 48 bramek dla swoich zespołów. Jednak to nie dotyczy Pawła Brożka, któremu kariera zagraniczna kompletnie się nie udała i właśnie wraca do Polski. Oto pięciu zawodników, którzy przebyli podobną drogę.

Andrzej Zgutczyński, król strzelców w roku 1986

„Zgutek”, zanim wyjechał zagranicę, dwukrotnie został Mistrzem Polski z Górnikiem Zabrze, a drugie mistrzostwo okrasił zdobyciem korony króla strzelców. W sezonie 1985/86 zdobył dla zabrzan 20 bramek. Wtedy też zdecydował się wyjechać do Francji, skąd dostał ofertę od AJ Auxerre. W Ligue 1 nie szło mu już tak dobrze jak w ojczyźnie i w 31 występach zdobył tylko jedną bramkę. Rok później został sprzedany do AS Dijon, a później występował jeszcze w prowincjonalnych zespołach: CS Meaux i szwedzkim Finnskooga Sysslābeck. Co ciekawe, odkąd opuścił Polskę, przestał otrzymywać powołania do reprezentacji, a jego bilans stanął na pięciu spotkaniach. Po powrocie trafił do Bałtyku Gdynia, nie został tam jednak gwiazdą i w dziewięciu występach strzelił zaledwie trzy bramki.

fot. footnostalgie.free.fr

Dariusz Dziekanowski, król strzelców w roku 1988

Wychowanek Polonii Warszawa w pierwszej lidze zadebiutował w barwach Gwardii Warszawa. Dobra gra 21-latka zaowocowała transferem do znacznie silniejszego Widzewa Łódź. Wielka suma jaką wtedy za niego zapłacono, 21 milionów złotych, nigdy się nie zwróciła. Młody napastnik strzelił sporo bramek, ale zbyt mało, by mówić o spełnieniu pokładanych w nim nadziei. Po dwóch latach i 20 bramkach dla łodzian, powrócił do Warszawy, zostając zawodnikiem Legii. Był to na pewno najlepszy okres jego kariery, o czym może świadczyć transfer do Celtiku w 1989 roku. W Szkocji po raz kolejny nie spełnił oczekiwań, mimo że miewał przebłyski dobrej gry, to 10 goli w 48 grach okazało się być zbyt słabym wynikiem. W efekcie tego przeniósł się do Anglii, a konkretnie do Bristol City FC. Tam również nie wiodło mu się najlepiej, bowiem swoją przygodę z klubem z Wysp Brytyjskich zakończył z bilansem siedmiu goli strzelonych w 43 występach. Zdecydował się więc na powrót do Polski i tym samym na Łazienkowską. W czasie drugiego pobytu w Legii nie nawiązał jednak do miłych wspomnień związanych z grą w koszulce "Wojskowych", strzelając jedną bramkę w sześciu rozegranych meczach. Po pół roku, w wyniku konfliktu z Pawłem Janasem, odszedł do Alemannii Aachen, a po kolejnej rundzie trafił na cały sezon do FC Koeln. Rundę wiosenną w sezonie 1995/1996 spędził zaś w klubie, w którym stawiał pierwsze kroki w swojej karierze. Z Polonii Warszawa szybko został wyrzucony, a jako powód podano alkoholizm, w który popadł były reprezentant Polski. Zresztą już po skończeniu kariery, "Dziekan" sądził się z "Czarnymi Koszulami", twierdząc że wersja Polonii była nieprawdziwa i w związku z tym godziła w jego reputację. Sprawę ostatecznie wygrał, a klub z Konwiktorskiej musiał wypłacić mu odszkodowanie. Co ciekawe, po opuszczeniu polskiej ligi również stracił miejsce w kadrze narodowej, ostatnie powołanie otrzymując w 1990 roku. Licznik jego występów z orzełkiem na piersi stanął na liczbie 63.

fot. archivofutbol2012.blogspot.com

Stanko Svitlica, król strzelców w roku 2003

Snajper urodzony w Jugosławii, na obecnych terenach Bośni, do Polski trafił jako 25-latek, z polecenia Dragomira Okuki. Popularny „Dragan” szkolił kiedyś snajpera w FK Čukarički Stankom i wówczas bardzo zależało mu na sprowadzeniu go do nowej drużyny, którą przyszło mu prowadzić. W 2003 roku wywalczył koronę króla strzelców polskiej Ekstraklasy, zostając pierwszym obcokrajowcem, któremu ta sztuka się udała. Na początku 2004 roku przeniósł się do Hannoveru, lecz spędził tam tylko pół roku, rozgrywając zaledwie trzy spotkania, w których zanotował jedno trafienie. Jako pozytyw można uznać fakt, że wspomnianą bramkę strzelił samemu Oliverowi Kahnowi z Bayernu Monachium. Do 2006 grał w Ahlen, ale dalej był cieniem piłkarza, który kiedyś zachwycał polskich kibiców. To właśnie po odejściu z Niemiec zdecydował się na powrót do Ekstraklasy, podpisując kontrakt z Wisłą Kraków. Pod Wawelem wiodło mu się jednak fatalnie, bowiem wystąpił tylko w dwóch spotkaniach, w niczym nie przypominając napastnika, który był niegdyś postrachem ligowych bramkarzy.

Fot. PAP/sport.tvp.pl/

Tomasz Frankowski, król strzelców w roku 1999 i 2001

„Franek” trafiając do Francji, a konkretnie do RC Strasbourg w wieku dziewiętnastu lat, na pewno lepiej wyobrażał sobie swoją karierę w tamtejszej piłce. W ciągu trzech lat nie zdołał nawet na moment przebić się do pierwszej jedenastki Francuzów i pożegnano się z nim bez żalu na początku 1996 roku. Pomocną dłoń młodemu Polakowi wyciągnął klub z wydawać by się mogło, egzotycznej, japońskiej ligi, Nagoya Grampus Eight. W Ligue 1 wypatrzył go obecny szkoleniowiec Arsenalu Londyn, Arsene Wenger, który wtedy był trenerem japońskiego zespołu. W „Kraju Kwitnącej Wiśni” nie zabawił jednak długo i już po pół roku zdecydował się powrócić do Francji. Tylko pierwszy z dwóch sezonów spędzonych kolejno w Poitres FC i FC Martigues można uznać za udany, ale należy pamiętać o trzecioligowym, amatorskim poziomie, na który właśnie trafił 22-latek. Po nieudanej przygodzie z Martigues forma miała powrócić już w następnym roku, kiedy 24-latek zdecydował się na powrót do ojczyzny. W pierwszym sezonie w barwach Wisły Kraków zdobył koronę króla strzelców, a dobra postawa zaowocowała pierwszym powołaniem do reprezentacji kraju i mistrzostwem dla ”Białej Gwiazdy”. Drugi raz najlepszym strzelcem w Ekstraklasie został w roku 2001. Był jednym z najważniejszych elementów „Wielkiej Wisły” walczącej z Schalke, Panathinaikosem, czy Lazio i najlepszym obok Macieja Żurawskiego napastnikiem. Drugi raz zdecydował się na wyjazd zagranicę po otrzymaniu oferty z Elche. „El Buitre”, jak zwykli nazywać go Hiszpanie, dokładając 50 tysięcy euro Bogusławowi Cupiałowi z własnej pensji, sprawił że prezes Wisły zgodził się na jego sprzedaż do Elche, a nie Levante proponującego większe pieniądze za transfer. Wystarczyło pół roku i osiem ligowych bramek, by zawodnik zwrócił na siebie uwagę silniejszych zespołów. Zainteresowane były między innymi Deportivo La Coruna i Tottenham, ale najbardziej konkretny okazał się Wolverhampton i składając trzy oferty sprawił, że „Franek” podpisał 2,5-letni kontrakt z angielskim klubem. Jak później twierdził, jego debiut w nowym zespole nastąpił zbyt szybko po kontuzji, stąd słaba dyspozycja. Przez pół roku ani razu nie trafił do siatki rywali i mimo, że był gwiazdą eliminacji, nie został powołany na Mistrzostwa Świata w 2006 roku. Po sezonie zmienił się trener, który nie widział filigranowego napastnika w swojej drużynie. Polak szybko zorientował się, że w Anglii kariery nie zrobi i już w sierpniu ponownie zameldował się w Hiszpanii, a jego nowym miejscem zamieszkania została Teneryfa, gdzie został wypożyczony. Na boiskach Seguna Division był cieniem zawodnika, który brylował w Elche i nikomu nawet przez myśl nie przeszła możliwość zatrudnienia piłkarza na stałe. Po powrocie na Wyspy Brytyjskie rozwiązał swoją umowę z Wolverhamptonem i był bliski powrotu do Polski, do Lecha, ale wtedy do gry włączyło się Chicago Fire. 34-latek w MLS rozegrał jeden pełny sezon zdobywając 2 gole w 17 spotkaniach, ale popadł w konflikt ze szkoleniowcem, który sadzał go na ławce, albo wystawiał do gry jako środkowego pomocnika. Na początku 2009 roku powrócił do Jagiellonii i zdobył w jej barwach trzecią koronę króla strzelców oraz 52 bramki. Jest trzecim strzelcem w historii polskiej Ekstraklasy ze 168 golami.

fot. Agencja Przegląd Sportowy

Maciej Żurawski, król strzelców w roku 2002 i 2004

„Żuraw” wychował się w Warcie Poznań, do której trafił w wieku sześciu lat, to w jej barwach debiutował w Ekstraklasie w przegranym 0:4 spotkaniu z Widzewem Łódź. W 1998 roku przeszedł do znacznie bardziej cenionego Lecha Poznań, w którego barwach zdobył swoją pierwszą bramkę na ekstraklasowych boiskach. Później, przed transferem do Wisły, było ich jeszcze osiemnaście, a sam zawodnik wyrósł na jedną z gwiazd młodego pokolenia naszych ligowych boisk. Po zaledwie jednym sezonie w barwach „Kolejorza” przeniósł się na Reymonta, gdzie z miejsca stał się prawdziwą gwiazdą. 23-letni wówczas piłkarz, w ciągu sześciu lat spędzonych na jak najlepszych występach z Białą Gwiazdą na piersi, strzelił 149 bramek w 248 spotkaniach. W Krakowie stworzył kapitalny duet snajperów z wspomnianym już wcześniej Tomaszem Frankowskim. Łącznie w ciągu sześciu lat, cztery razy sięgali po koronę króla strzelców, tylko dwa razy ustępując innym zawodnikom: Adamowi Kompale i Stanko Svitlicy. W sezonie 2002/03 zdobył 10 goli w Pucharze UEFA ustępując w klasyfikacji generalnej tylko Henrikowi Larssonowi, który miał na swoim koncie 11 goli. Rok po odejściu Szweda do Barcelony, Celtic, sprowadzając do Glasgow właśnie Macieja Żurawskiego, mianował go następcą szwedzkiego bohatera finału Ligi Mistrzów z 2006 roku. Polak natomiast udowodnił, że porównania nie były bezpodstawne i od razu stał się ulubieńcem kibiców „The Bhoys”. „Magic”, jak na niego mówiono w Szkocji, świetnie sobie poradził na zachodnich boiskach w przeciwieństwie do Frankowskiego. Jednak po trzech latach występów w ekipie z Glasgow, „Celci” ze względu na wiek uważali, że snajper nic więcej już nie jest w stanie im zaoferować i oddali go za darmo do greckiej Larissy. Na boiskach Super League spędził półtora roku, niejednokrotnie będąc bohaterem swojej drużyny, pokonując bramkarzy takich drużyn jak: Panathinaikos, Olympiakos Pireus, PAOK Saloniki, czy Aris. W połowie 2008 roku wziął udział w nieudanym dla naszej kadry Euro 2008, a mecz z Niemcami mimo, że pierwszy w turnieju, to z powodu kontuzji był ostatnim w jego reprezentacyjnej karierze. W „Biało-Czerwonych” barwach rozegrał 72 spotkania zdobywając siedemnaście goli. W 2009 roku miał ostatni w swojej karierze przystanek, przed powrotem do Polski. Trafił niedaleko Larissy, jak i całej Grecji, bo na Cypr, a konkretniej do Omonii Nikozja. W stolicy tego wyspiarskiego kraju występował jeden rok zdobywając mistrzostwo. Na jego rozkładzie znalazł się między innymi Anarthosis Famagusta, a w europejskich pucharach pokonał bramkarza FC Vaslui. W połowie 2010 roku po 5 latach powrócił do Wisły Kraków, ale od początku jasne stało się, że ten Żurawski, „Białej Gwiazdy” nie zbawi. Zresztą nie musiał, bo mimo słabej dyspozycji 36-latka, krakowianie sięgnęli po mistrzostwo Polski. To też mały sukces „Żurawia”, bo był to jego piąty triumf w Ekstraklasie, za każdym razem w barwach Wisły. Nie miał już jednak takiego wpływu na grę drużyny, jak przed laty, pokonując tylko bramkarza Polonii Bytom i asystując w spotkaniu z Jagiellonią, w znakomitej większości gier będąc rezerwowym.

fot. maciejzurawski.futbolowo.pl