Trudna miłość Lukaku

2014-07-30 23:51:53; Aktualizacja: 10 lat temu
Trudna miłość Lukaku Fot. Transfery.info
Szymon Podstufka
Szymon Podstufka Źródło: Transfery.info

"We will say what time will tell." Dosłownie: powiemy, co czas powie. Po polsku: zobaczymy, co będzie. Ulubiona fraza wielu piłkarzy pytanych o ich przyszłość. Praktycznie nie stosowana przez tego, który przed kilkoma godzinami zasilił Everton.

Romelu Lukaku. Potężnie zbudowany Belg, który już od jakiegoś czasu wiedział, że chce raz jeszcze być na sezon wypożyczonym do "The Toffees". Nie omieszkał poinformować o tym mediów,  potwornie wkurzając tym samym Jose Mourinho. Może nie pomyślał, może nie skojarzył, co "The Special One" zrobił w Realu z żywą legendą klubu, Ikerem Casillasem.
 
- To chyba jakiś nowy zwyczaj. Zawodnik sam, bez uzgodnienia tego z menedżerem, decyduje gdzie chce w przyszłym sezonie grać i tam właśnie występuje. Choć ja o niczym takim nie słyszałem - zareagował w swoim stylu, z dużą dozą wyczuwalnej ironii, Mourinho.
 
To był początek końca Lukaku w Chelsea. Mecz o Superpuchar Europy, w dodatku uwieńczony zmarnowanym karnym, był jego ostatnim w koszulce "The Blues". Oficjalnie został już zaprezentowany jako zawodnik Evertonu. #WelcomeHomeRom napisano na klubowym Twitterze.
 
Lukaku z tym akurat stwierdzeniem pewnie nie do końca się zgadza. On chciał, by jego dom był na Stamford Bridge. To tam - jeśli kiedyś to nastąpi, na pewno nie za Mourinho - Belg wróci z wielką radością i wzruszeniem. - Chelsea to zawsze był klub, któremu kibicowałem najbardziej. Wiem, że inne zespoły także się mną interesują, ale moim marzeniem jest zagrać właśnie tam - mówił Lukaku bynajmniej nie na prezentacji w Londynie, a jeszcze jako zawodnik Anderlechtu, z wieloma opcjami dalszej ścieżki kariery do wyboru.
 
Gdy przyszła oferta z Chelsea długo się nie wahał. Kilka lat później powie, że popełnił błąd, ale "kto mając 18 lat odmówiłby klubowi swoich marzeń?" Przejście do "The Blues" było jak samospełniająca się przepowiednia. Ta, której treść wybrzmiała z ust Lukaku, gdy pierwszy raz gościł na Stamford Bridge. Z wycieczką szkolną. 
 
 
Oglądając ten krótki i nienajlepszy jakościowo filmik nie sposób nie zauważyć, jak pewny siebie i jednocześnie jak wzruszony jest Lukaku. Jak małe dziecko, który na witrynie sklepowej zobaczyło wymarzoną zabawkę i za każdym razem przechodząc obok niej, wlepiało nos w szybę. Belg swoją zabawkę dostał bardzo szybko. Zasłużył.
 
- Mimo, że w młodym wieku miał już wszystko - drogi sprzęt, drogie ciuchy - to ani przez moment nie uderzyło mu to do głowy. Był skupiony na celu, jaki ma przed sobą - mówił BBC Yannick Ferrera, były trener drużyn młodzieżowych Anderlechtu, skąd Lukaku wypłynął na szerokie wody. 
 
O sodówkę trudno nie było. Hype wokół Lukaku nie był może tak spektakularny, jak choćby ten wokół Fredy'ego Adu, ale i tak było głośno. Wiedziano, że w rękach trenerów Anderlechtu spoczywa diament. Ogromny diament.
 
- Moja budowa to dar od Boga, czy - jak to mówią Francuzi - to było w wodzie, którą za młodu piłem. Na siłowni byłem kilka razy, jako 14-latek. Od tamtej pory nie dźwigam żadnych ciężarów, trenuję normalnie w klubie i nic poza tym - przekonuje Lukaku. - Ale jestem świadom, że fizycznie bardzo się rozwinąłem. Już jako młody zawodnik grałem ze starszymi od siebie, a w wieku 15 lat zadebiutowałbym w dorosłej drużynie Anderlechtu, gdyby nie przepisy. Mówią one, że do ukończenia 16. roku życia, zawodnik nie może występować w profesjonalnych rozgrywkach.
 
Że nie są to puste słowa, przekonuje nas data debiutu Lukaku w lidze. 24. maja 2009, dokładnie 11 dni po osiągnięciu wymaganego wieku. Kolejny sezon to już kilkadziesiąt występów w pierwszym zespole i 19 goli poparte 11 asystami. Niesamowity bilans jak na 16-latka. I - jeszcze raz to powtarzamy - cud, że mu nie odbiło. Ogromna w tym zasługa ojca, którego piłkarz uważa za swój największy wzór. Jednocześnie za idola i za autorytet. Roger Lukaku doczekał się też pochwał od samego... Jose Mourinho.
 
- Chcieliśmy Lukaku bardzo szybko u siebie, jednak jego ojciec okazał się być mądrym facetem. Chciał, by Romelu został w Anderlechcie i tam się rozwijał. Chciałbym, żeby każdy ojciec na świecie był taki jak on - mówił ówczesny menedżer Realu Madryt.
 
Jego ojciec okazał się być mądrym facetem, bo nie oddał syna w ręce Mourinho - chciałoby się dopisać. Portugalczyk bowiem nigdy nie dał Lukaku prawdziwej szansy. A Belg nie należał do cierpliwych i świadom swoich umiejętności chciał grać. To on poprosił o wypożyczenie do Evertonu, gdy w Chelsea rozgrywała się walka o plac w ataku pierwszego zespołu. Prawdopodobnie pomny tego, o czym mówiło wiele osób, gdy grał w Belgii. Otóż podczas jego ostatniego sezonu w Anderlechcie wysnuto tezę, że przez taktykę klubu z Brukseli, Lukaku stoi w miejscu. Grano tam bowiem wtedy dość bezpośrednio, do bólu chcąc wykorzystać to, że na szpicy stoi wielki i silny jak tur chłopak. Laga do przodu, przyjęcie i oczekiwanie, aż partnerzy się podłączą, czasami długa piłka na walkę za plecy obrońców - tak to w skrócie wyglądało. "To niezwykle rzadki talent, ale w Anderlechcie nie zyskuje, ponieważ nie grają oni tak, aby umożliwić mu rozwój techniki" pisał Jonathan Stevenson z BBC. 
 
W Anglii dostał możliwość rozwoju. Ale raczej od West Bromu i Evertonu, niż od Chelsea. Dlatego dla dobra zawodnika transfer na Goodison Park to zbawienie. Ale też ostateczne odebranie sobie szansy na zostanie legendą Chelsea. - Gdy pierwszy raz wejdę na murawę Stamford Bridge, jedyny raz w życiu zobaczycie łzy w moich oczach - deklarował, gdy o wielkiej sławie i "jedynkach" na Wyspach mógł dopiero marzyć. W Chelsea jeszcze pewnie będą żałować, bo Belg to snajper co się zowie na lata. 
 
Gdy natomiast Lukaku będzie strzelać kolejne bramki dla Evertonu, klubu w którym przecież czuje się znakomicie, z pewnością parę razy najdzie nas refleksja - skoro tak gra tutaj, to jak wyglądałoby to w barwach klubu, który zawsze miał miejsce numer jeden w jego sercu. Klubu, za który dałby się pokroić. The special one. Chelsea.