Trudny francuski romans
2015-02-01 13:26:18; Aktualizacja: 9 lat temu13. Tylu Francuzów sprowadził na St. James’ Park podczas swojej pięcioletniej kadencji Alan Pardew. Najdroższym został ostatni z nich, wykupiony za okrągłe 10 milionów euro z Montpellier Rémy Cabella.
Miłość to była ciężka, bo Pardew na Cabellę stawiał konsekwentnie, a Cabella w rewanżu konsekwentnie... zawodził. Anglik zaczynał wątpić. Od piątej kolejki Premier League wirtuoz urodzony w Ajaccio ani razu nie rozegrał pełnych 90 minut.
Gdy menedżer żegnał się ze swoimi piłkarzami, po stronie zdobyczy ofensywnego pomocnika widniało zero bramek i ledwie jedna asysta. Czyżby Pardew zawiódł nos, za który tak cenił go właściciel klubu, Mike Ashley? Czyżby po wykopaliskach takich jak Debuchy, Sissoko, Yanga-Mbiwa czy Cabaye, przyszedł czas na wielkie rozczarowanie?Popularne
Wydawało się, że Cabella okazał się po prostu za wątły na wymagania, jakie stawia liga angielska. Praktycznie co spotkanie mogliśmy obserwować identyczny, frustrujący obrazek. Francuz robiący kolejne kółeczka, nie potrafiący znaleźć sobie wolnej przestrzeni. Miażdżony przez defensywnych pomocników rywali, wykorzystujących do bólu jego słabość.
Nie wiemy, czy Cabella wziął ekstra lekcje od Cheicka Tiote, naczelnego twardziela „Srok”, czy może po prostu został kilkanaście razy po treningu na klubowej siłowni. Ale wczoraj wreszcie zobaczyliśmy w nim to, co musiał widzieć Pardew w gwieździe Montpellier. Lidera środka pola, dziesiątkę pełną gębą i… walczaka. Czym przecież Francuz nie słynął nawet w Montpellier.
Statystyki nie pozostawiają wątpliwości - odbiorów zaliczył więcej, niż ci, którzy mieli mu uprzykrzać życie - Livermore i Huddlestone. Zaliczył sześć udanych dryblingów, dwa kluczowe podania. No i strzelił wreszcie upragnionego gola, po ponad pół roku absolutnej posuchy. Mógł już chyba zapomnieć, jak to jest cieszyć się z gola, dlatego wczorajsza radość była w jego wykonaniu bardzo przekonująca. Ostatniego zdobył pod koniec kwietnia ubiegłego roku, gdy z rzutu karnego zapewnił Montpellier ważne zwycięstwo z Tuluzą. Niewątpliwie zrzucił z barków ogromny ciężar.
Anglicy mają takie sporo mówiące sformułowanie „make-or-break”, którym określa się moment rozstrzygający, przełomowy. Wydaje się, że po pół roku taki właśnie nadszedł dla Cabelli. Dla właściciela Newcastle zawsze najważniejsze jest to, by biznes się kręcił. By kupić, a po jakimś czasie z zyskiem sprzedać. Tylko od Francuza zależy, czy pójdzie wtedy ścieżką Debuchy’ego i Cabaye'a, którzy odchodząc z St. James’ Park, podpisali kontrakty życia w klubach z absolutnego europejskiego topu.