Villarreal - jedyny klub, który nie jest nikomu nic winny

2014-09-22 22:06:08; Aktualizacja: 10 lat temu
Villarreal - jedyny klub, który nie jest nikomu nic winny Fot. Transfery.info
Szymon Podstufka
Szymon Podstufka Źródło: Transfery.info

Ostatnie sezony w wykonaniu „Żółtej Łodzi Podwodnej” z Villarreal są niczym sinusoida. Liga Mistrzów jesienią, wiosną spadek z ligi. Powrót po roku i od razu comeback w pucharach. Sinusoidy jednak bynajmniej nie przypominają klubowe finanse.

Ogromna w tym zasługa Fernando Roiga, 23. najbogatszego człowieka w Hiszpanii wg. Forbesa. Prezydenta klubu, który stanowisko obejmował pod koniec minionego tysiąclecia, w 1997 roku, a którego metody zarządzania firmą, jaką jest klub sportowy, zadziwiają pod względem ekonomicznym. 
 
Roig w wielu wywiadach chwali się bowiem, że Villarreal to jedyny klub w Hiszpanii, który nikomu nie jest nic winny. Podczas, gdy większość ekip zbroiła się po zęby, zaciągając kolejne pożyczki, Hiszpan zasiadający za sterami „Żółtej Łodzi Podwodnej” był ponad to. Nie dał się ponieść wydatkom, wielkim sumom, w których prześcigały się nie tylko Real i Barcelona, ale przecież też Betis, Valencia, Deportivo La Coruña czy - to już historia bardzo świeża - Malaga, gdy w klubie pojawił się katarski biznesmen Abdullah Al-Thani. 
 
Najdroższy transfer Roiga? Dopiero 74. w historii Primera División Brazylijczyk Nilmar, za którego wyłożono 16,5 miliona euro. Powyżej 10 milionów zapłacono natomiast już tylko za Caniego, który w Villarreal jest od dziewięciu lat. Jego wartość dla zespołu najlepiej obrazuje fakt przedłużenia z nim niedawno kontraktu o kolejne trzy sezony, mimo 33 lat na karku. 
 
Sytuacja Caniego pokazuje jeszcze jedną, kluczową w polityce klubu rzecz. Podejście do piłkarzy, którzy na El Madrigal czują się po prostu szanowani zarówno jako zawodowcy, jak i ludzie. - Wiemy, jakie zobowiązania mamy wobec nich i zawsze się z nich wywiązujemy. Oczywiście pragniemy się cały czas wzmacniać, jeśli jednak ktoś ma ochotę spróbować się w nowym klubie, chcemy tylko uzyskać jak najlepsze warunki transferu. Zarówno dla nas, jak i dla samego zawodnika. 
 
Na tej zasadzie nie trzymano w klubie na siłę Rossiego, Zapaty, Valero, Nilmara, Rubena czy Marcano, gdy przez rok trzeba było się zmagać z rywalami w Segunda División. Oczywiście arcyważne były też zaoszczędzone dzięki odejściu tych piłkarzy pieniądze. Zarówno te z tytułu samego transferu, jak i te z racji kilku pozycji mniej na czele listy płac były kluczowe dla utrzymania finansów na dotychczasowym poziomie. W tym samym czasie jedynym wzmocnieniem, jakiego nie dokonano za darmo, było wypożyczenie Jérémy’ego Perbeta z belgijskiego Mons za 600 tysięcy euro. A i tak, by zbilansować budżet to było za mało. Świadom tego, do akcji wkroczył Roig.
 
Hiszpan sprzedał 2,4 procent swoich udziałów w gigantycznej sieci supermarketów Mercadona, a zarobione z tego tytułu pieniądze ulokował w klubie. Na szczęście już rok później triumfalnie powrócił z zespołem z El Madrigal do Primera División, gdzie tort z pieniędzmi za prawa telewizyjne - choć i tak dzielony nie po równo - jest już znacznie większy. 
 
Wtedy też nie musiał oszczędzać na transferach, ale nie szalał, byle tylko napinając muskuły z hukiem wrócić do ligi. Cały czas stosował się do zasady „wydawaj tylko pieniądze, które realnie posiadasz”. Założenie tak banalnie proste, a jak pokazuje sytuacja ekonomiczna wielu europejskich klubów, ale też i calych krajów, tak trudne do zreazliowania. Tak za Roiga jest od zawsze. Allen Dodson z VillarrealUSA.com wyliczył, że w latach 2008-2011, różnica między przychodami a wydatkami Villarreal Roiga wynosiła rokrocznie około 5-6 milionów euro na plus. Jedynym analizowanym sezonem, kiedy wyszła suma w okolicach zera, były rozgrywki 2009/2010. Natomiast gdy tylko udało się kilka milionów zaoszczędzić, od razu zwiększany zostawał budżet klubu. 
 
Co jeszcze ciekawsze, udaje się to mimo tego, że niedawno prezes Villarreal zrezygnował z grantów w wysokości 3 milionów euro rocznie od Wspólnoty Walenckiej, która - jak wiele regionów w Hiszpanii - łoży pieniądze na kluby występujące pod jej jurysdykcją. Dlaczego? Ano dlatego, że Wspólnota jest zadłużona na 3,5 miliarda i Roig uznał, że te pieniądze ulokowane gdzie indziej przydadzą się znacznie bardziej. A on tak czy inaczej budżet dopnie, co przecież udaje mu się już od niemal osiemnastu lat.
 
Ba, zrobi to mimo sporej obniżki cen biletów. Zastanawialiście się może, dlaczego podczas gdy na spotkaniach Barcelony średnie zapełnienie stadionu wynosi 68,5%, Realu - 83,3%, na El Madrigal prawie zawsze jest komplet, a średnio na mecze domowe Villarreal przychodzi 21 200 osób, pozostawiając tym samym ledwie 800 wolnych krzesełek? Spieszymy z wyjaśnieniem. „Żółta Łódź Podwodna” wprowadziła szereg promocji dla swoich sympatyków - oczywiście z inicjatywy Roiga.
 
Po pierwsze - karnet na cały sezon kosztuje ledwie 100 euro, co jest najniższą ceną w całej lidze. Dla porównania - najtańszy karnet na Real kosztuje 223 euro, a na Atletico - 325 euro. 
 
Po drugie - osoby, które wcześniej były posiadaczami karnetów, a straciły pracę, mogą przedłużyć ważność karnetu o sezon całkowicie za darmo.
 
Po trzecie - kibice, którzy zakupili karnet i weszli z nim na określoną ilość spotkań, przy zakupie kolejnego otrzymują zniżkę.
 
Nie tylko za to fani uwielbiają swojego prezesa i solidarnie zapełniają stadion. Po sytuacji z meczu z Celtą Vigo w poprzednim sezonie, gdy ktoś z trybun wrzucił na boisko gaz łzawiący, odmówił zamknięcia feralnego sektora. Stwierdził, że według jego wiedzy osoba odpowiedzialna za zajście nie była kibicem Villarreal i chciała zaszkodzić klubowi, ale on nie ma zamiaru z tego powodu karać niewinnych fanów. 
 
Ci życzą mu jak najlepiej, mając świadomość, że z Roigiem mogą czasem narzekać na wyniki sportowe, ale nigdy - na stabilność klubu. „Zapewnić trwałość” - to hasło-klucz kadencji Roiga, trwającej już niemal ćwierć wieku. A w tym momencie ta trwałość wygląda naprawdę porządnie. Liga Europy, walka jak równy z równym w niedawnym bezpośrednim meczu z Barceloną i atmosfera w zespole, jakiej wielu może pozazdrościć. 
 
I niech za najlepszy komentarz posłużą niedawne słowa Roiga: - To, że nasi piłkarze nie chcą stąd odchodzić, mówi samo za siebie.