Wisła Kraków: Czy po porażce z Rakowem Częstochowa trzeba bić na alarm?
2022-02-07 14:37:09; Aktualizacja: 2 lata temuWisła Kraków na inaugurację rundy wiosennej mierzyła się na wyjeździe z Rakowem Częstochowa. Lepsi okazali się gospodarze, wygrywając 2-0. Jakie wnioski płyną z tego meczu dla podopiecznych Adriána Guľi?
Można być złośliwym i powiedzieć, że kibice Wisły Kraków najlepszy okres w tym roku mają już za sobą. Okno transferowe.
Nazwiska Enisa Fazlagicia czy Josepha Colleya przeciętnego Kowalskiego niespecjalnie przekonają, chociaż na papierze wyglądają naprawdę solidnie. Do drużyny dołączyli też Luis Fernández i Momo Cissé. Czy to jednak wzmocnienia proporcjonalne do jakości piłkarzy, którzy opuścili zespół?
Tu można się spierać, bo młodzieżowy reprezentant Macedonii Północnej ma potencjał, ale nie dysponuje jeszcze dużym doświadczeniem, a poza tym przychodzi do - jakby nie patrzeć - mocniejszej ligi. Od razu na jego drodze staje nie lada wyzwanie, bo musi wejść w buty jednego z najlepszych pomocników w lidze, czyli Aschrafa El Mahdiouiego. Marokańczyk trafił do Arabii Saudyjskiej za blisko 2,5 miliona euro, a jego stratę widać gołym okiem.Popularne
Czynione są wprawdzie starania o jeszcze jednego środkowego pomocnika, który miałby załatać lukę po 25-latku, ale czas ucieka. Wydaje się, że nikt takowy Wiśle Kraków nie pomoże w dwóch kolejnych kolejkach, bo nawet jeśli uda się dopiąć transfer, aklimatyzacja trochę potrwa. Kolejne mecze mogą okazać się kluczowe w kontekście... walki o utrzymanie.
Właśnie Stal Mielec i Górnik Łęczna wydają się zespołami równorzędnymi do drużyny Adriána Guľi. A przecież nie takie są wymagania ze strony kibiców, a presja z roku na rok rośnie, bo zadłużenie maleje.
W kwestii sportowej nic się jednak na razie nie zmienia. Wisła Kraków kolejny już sezon jest spisana na walkę o utrzymanie. Rzeczywistość oczywiście można zaklinać, ale takie są fakty. Mecz z Rakowem Częstochowa tylko to potwierdził. Czy jednak po niedzielnej porażce należy wylewać na kogokolwiek wiadro pomyj?
To pytanie jest dosyć trudne i ciężko znaleźć na nie jednoznaczną odpowiedź. Patrząc jednak na poprzednie starty podopiecznych Marka Papszuna, można wysnuć wniosek, że była to najsłabsza w tej rundzie twarz jego drużyny. Mimo tego, wgniotła ona rywala spod Wawelu w ziemię, bo jak inaczej nazwać sytuację, w której w ciągu 90 minut zespół gości oddaje jeden celny strzał. Kiedy w ciągu tych 90 minut drużyna ma raptem jedną stuprocentową sytuację. Żeby było śmieszniej, wynika ona z prezentu, który zafundowała przyjezdnym defensywa gospodarzy.
Skupmy się jednak na pozytywach, ale i na wnioskach. Pierwszy z nich? Wisła uległa nie bezpośredniemu rywalowi, a na ten moment ekipie znajdującej się na innym biegunie ligowej tabeli. Wydaje się zatem, że nie ma co dzielić włosa na czworo. Trzeba się skupić na tym, co przed nami, czyli na dwóch kluczowych meczach.
Remisy nikogo nie udobruchają, a żeby nie podzielić się punktami - po prostu trzeba tworzyć sytuacje. Ten, kto będzie liczył wyłącznie na nieporadność innych, może się srogo przejechać.
Po wczorajszym meczu oberwało się w znacznym stopniu trenerowi, ale głównie nie za grę, choć za nią również, ale za wypowiedź na konferencji prasowej. W dużym skrócie - powiedział on, że o losach spotkania zadecydowało kilka detali. Patrząc na realia naszej ligi, trochę racji ma. Bo gdyby Jan Kliment nie zapomniał, że ma trafić w prostokąt, byłoby do przerwy 1-0 dla Wisły i nikt nie wie, jak by się to dalej potoczyło. Co, gdyby Maciej Sadlok nie sprokurował rzutu karnego? Być może Raków nadal biłby głową w mur, a tak strzelił pierwszego gola, a dzieła zniszczenia dokończył nie kto inny, jak kwiat szkoły piłkarskiej lokalnego rywala, czyli Mateusz Wdowiak.
Czy porażka w Częstochowie to powód, żeby panikować? Nie do końca. To mimo wszystko wkalkulowana porażka. Jak już wspomniałem, zespół z innej galaktyki i takie sprawy...
Chodzi jednak o ten styl. Choć to nie skoki narciarskie i punktów za ładną grę nie ma, nowy zespół szybko powinien pokazać nowe oblicze. Jego dotychczasowe trzewia, czyli Aschraf El Mahdioui, Yaw Yeboah oraz Felicio Brown Forbes, grają już w nowych klubach albo siedzą na walizkach. Pozytywów niestety brakuje.
Trzeba jednak wierzyć, że były to złe miłego początki.
Ćwierćfinał Pucharu Polski też piechotą nie chodzi.
Należy jednak pamiętać, że „puchary” to nie wszystko i aby rywalizować w nich ze spokojną głową, trzeba radzić sobie co najmniej przyzwoicie w lidze.
Czy sytuacja w tabeli powoduje, że powoli można obgryzać paznokcie? Też nie do końca. To, co najważniejsze, dopiero przed Wisłą. Dramatyzowanie można odłożyć trochę w czasie. Jeśli zespół z Krakowa rozprawi się zaraz z przeciętną Stalą Mielec i rosnącym Górnikiem Łęczna, nikt nie będzie pamiętał o tej porażce z Częstochowy.
Jeśli zatem nie uda się ugrać w tych kolejnych meczach takich pewnych czterech punktów, można podnosić alarm i powoli zastanawiać się, co dalej. Czy aby ligowa egzystencja „Białej Gwiazdy” nie jest zagrożona? A teraz? Można rozsiąść się w fotelu i spokojnie oczekiwać soboty, bo na papierze Wisła Kraków nie jest tak słaba, by wieszczyć jej pewny spadek na zaplecze ligi, ale jednocześnie nie jest też tak mocna, by kompletnie ignorować to, co się dzieje za jej plecami. A dzieje się, bo Zagłębie Lubin, Górnik Łęczna i Warta Poznań czy nawet Bruk-Bet Termalica Nieciecza, mają ten sam cel - w następnym sezonie też znajdować się w Ekstraklasie.
W maju przekonamy, komu się ta misja powiedzie.