Wojna światów
2012-03-22 12:17:46; Aktualizacja: 12 lat temuŚwiat ciągle się zmienia. Twierdzili tak już starożytni, mówiąc, że nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki. Dotyczy to również realiów transferowych.
Już od początków profesjonalnego futbolu transakcje między drużynami były codziennością. Z czasem pojawiły się nowe możliwości, zwyczaje, wielkie pieniądze. Prawa Bosmana czy Webstera nie są dziś nowinką, a w dobie komputerów ciężko było uniknąć stworzenia takiego narzędzia jak Transfer Matching System. Obecnie w życiu obowiązuje kolejna reguła. Czy będzie ona udogodnieniem?
Mówię tu o „finansowym fair play”. Na czym polega cała nowość? W nowoczesną piłkę pompowane są ogromne pieniądze. W drużyny inwestują wielkie koncerny jak Fly Emirates, miliarderzy jak Roman Abramowicz, a obecnie pojawił się trend na współpracę z arabskimi szejkami, w czym przoduje Manchester City.
Sytuacja ta nie dotyczy wyłącznie zachodniej Europy. Co raz większy kapitał jest inwestowany w kluby z Rosji czy Ukrainy, gdzie właścicielami drużyn są firmy, takie jak Gazprom, czy bogacze Sulejman Kerimow. Piłkarze żyją wystawnie niczym dawni książęta czy hrabiowie, płaci się im kosmiczne kwoty. To zjawisko dotyczy również sum odstępnego, które rosną w zawrotnym tempie. Kto w latach dziewięćdziesiątych byłby skłonny wydać 40 milionów euro na tak młodego piłkarza, jakim jest Mario Götze?
Niemcowi nie sposób odmówić umiejętności, lecz wciąż jest on melodią przyszłości. Tymczasem kluby toną w długach, a to zjawisko dotyczy klubów każdej większej ligi. Ostatnio głośno jest o problemach Glasgow Rangers, które zbankrutowało. A to widmo wisi nad wieloma drużynami Premier League oraz Primera Division.
Widząc, co się dzieje UEFA wprowadza przepis, w myśl, którego klub może wydać na transfery równowartość swoich przychodów. Inicjatywa ta jest słuszna, lecz możliwa do obejścia. Co prawda, przekroczenie dozwolonej kwoty ma być karane, a wchodzi tu w grę nawet wykluczenie z europejskich pucharów, ale zawsze znajdą się sponsorzy, którzy dadzą potężny zastrzyk gotówki. Czy jest sposób, by robić to „legalnie”?
Teoretycznie nie, jednak istnieje pewna luka, która może być wykorzystana. Stadiony. Chodzi tu o sprzedaż tego „produktu”. Jest to zjawisko coraz bardziej popularne, mamy przecież do czynienia z Aviva Stadium w Dublinie, Signal Iduna Park w Dortmundzie, czy też Etihad Stadium w Manchesterze. Ta moda dotarła również do Polski, więc stadion przy ulicy Łazienkowskiej w Warszawie nazywa się Pepsi Arena. UEFA wytoczyła jednak wojnę temu procederowi. Chcąc wyegzekwować „finansowe fair play”, wprowadzono kolejne sankcje oraz przewidziano kontrole umów dotyczące stadionów i ewentualne korygowanie ich wartości.
Starania europejskiej federacji mają dwie twarze. Z jednej strony determinacja sterników piłki na Starym Kontynencie dają nadzieje na lepsze jutro futbolu, pozwala wierzyć, że miną czasy, gdy o wynikach decyduje zasobność portfela. Ale czy nie jest to syzyfowa praca? Warto zwrócić uwagę zarówno na obecną sytuację ekonomiczną na świecie, a także na mentalność właścicieli drużyn.
Wpływy arabskie w Europie rosną i nie można wykluczyć czarnego scenariusza dla UEFY. Czy w razie pojawienia się nowych rozgrywek, pod szyldem jednego z szejków, o puli nagród porównywalnej do tych w rozgrywkach europejskiej federacji, ale bez żadnych ograniczeń, zespoły nie skorzystają z alternatywy, kosztem Ligi Mistrzów czy też Ligi Europy? Prestiż tych rozgrywek jest ogromny, ale w wypadku, gdy wielcy europejskiej piłki zdecydują się na swoistą separację, to wpływ UEFY straci na znaczeniu. Oczywiście jest to scenariusz mało prawdopodobny, lecz nie niemożliwy.
Jako Polak, osoba, która chciałaby oglądać sukcesy drużyn znad Wisły, stoję murem za staraniami Platiniego i jego otoczenia. Obniżenie kosztów w futbolu może zrównać biedniejsze drużyny z bogatszymi, a dotychczasowe starania poświęcone otwarciu europejskich pucharów na kraje, w których piłka nie jest równie silna, co w Niemczech czy Francji, mogą wzmocnić działania UEFY.
Przykładem jest bieżący sezon i sukces APOELu Nikozja. Cypryjczycy stopniowo budowali drużynę, inwestowali pieniądze równomiernie, nie w stylu polskich właścicieli: „na łeb, na szyję” i to poskutkowało awansem do ćwierćfinału Champions League. Miejmy nadzieję, że futbol w Europie idzie ku dobremu, a wraz z kontynentem podąża Polska. Kto wie czy już niebawem nie zobaczymy mistrza Polski w fazie grupowej Ligi Mistrzów?
Jakub Chrząstek