Worek pieniędzy nie strzela bramek
2019-05-07 15:58:59; Aktualizacja: 5 lat temu Fot. Transfery.info
„Dlaczego nie umiałeś pokonać drużyny, która była bogatsza od twojej? Jakoś nigdy nie widziałem, by worek pieniędzy strzelił gola” – powiedział przed laty Johan Cruyff.
Mijają lata, a jego filozofia jest wciąż żywa, czego dowodzi jego macierzysty klub, Ajax Amsterdam. Podobne wnioski może wysnuć ich rywal w półfinale Ligi Mistrzów.
Po zaskakujących tryumfach Tottenhamu i Ajaxu w ćwierćfinałach tych rozgrywek można było przeczytać masę tekstów typu: „Guardiola wydał kilkaset milionów funtów, a Tottenham zero”, w których stawiano tezę, że Hiszpan przez tę porażkę nie powinien być uznawanym za trenera ze ścisłego topu. Jestem daleki od takich populizmów, bo w dwumeczu – a w szczególności w rewanżu – City było lepszym zespołem i trzeba uczciwie przyznać, że to „Obywatele” nie „Koguty” zasługiwali na awans do kolejnej rundy. Oczywiście, to nie było tak, że City zostało „przekręcone” przez sędziego czy coś w tym stylu. Po prostu mieli pecha. Tottenhamowi też nie ma czego ujmować, bo odpowiednie gospodarowanie „szczęściem” też jest sztuką.
Te „zero” londyńskiego klubu po stronie wydatków na transfery w ostatnich dwóch ostatnich okienkach nie wzięło się z filozofii Daniela Levego. Klub inwestował w nowy stadion, ale i też w zatrzymanie swoich największych gwiazd, proponując nowe kontrakty. Gdy przedłuża się kontrakt, wypadałoby dać podwyżkę, a chyba wszyscy wiemy, że zarobki piłkarzy – a zwłaszcza tych z Premier League – są wręcz astronomiczne. Nieraz Mauricio Pochettino dawał do zrozumienia, że ma związane ręce przez brak dopływu świeżej krwi do kadry. Historia poniekąd pokazała, że argentyński szkoleniowiec za bardzo dramatyzował, bo osiągnął półfinał Ligi Mistrzów i znajduje się w „czubie” tabeli Premier League. Dziś, kiedy jesteśmy mądrzejsi po fakcie, można postawić tezę, że te skrępowane ruchy na rynku transferowym wyszły „Kogutom” na dobre. Bo jeżeli Tottenham zacząłby kupować piłkarzy, to z pewnością pozbywałby się innych zawodników, którzy blokowaliby miejsce nowym nabytkom. I całkiem prawdopodobne, że padłoby na jednych z architektów sukcesu (bo chyba można to już tak nazwać) obecnego sezonu. Na wczesnym etapie bieżącej kampanii angielska prasa podawała, że Pochettino jest wstępnie dogadany z włodarzami „Królewskich”. Na argentyńskiego trenera ponoć działała nie tylko magia Bernabeu, ale i trofea, które można byłoby zdobyć z kadrą madryckiego zespołu. Madrytczycy już spisali ten sezon na straty, a Pochettino nadal nie jest bez szans, żeby zdobyć Ligę Mistrzów.
Na drodze londyńskiego klubu stoi Ajax, który nie dość, że pierwszy mecz w Londynie wygrał 1-0, to jeszcze w poprzednich fazach wyeliminował Real Madryt i Juventus Turyn. Oprócz publikacji na temat warsztatu Guardioli mogliśmy również zobaczyć porównania amsterdamczyków z Legią Warszawa na podstawie ich całkiem niedawnego dwumeczu, w którym Ajax okazał się lepszy o zaledwie jedną bramkę. „Gdzie jest teraz Ajax, a gdzie jest Legia?” – zadawano retoryczne pytania. Porównywanie obu klubów nie jest też dobrym pomysłem, bo mają zupełnie inne budżety. Fakt, że klub z Łazienkowskiej w ostatnich latach nie za dobrze zarządzał pieniędzmi na transfery, ale też nie mógł sobie pozwolić na kupno piłkarzy, którzy na europejskim rynku transferowym są uznawani za tanich. Ostatni przykład wykupu Medeirosa jest idealnym symbolem przepaści pomiędzy tymi klubami, bowiem Ajax może sobie pozwolić na kupno piłkarza za 6 milionów euro bez większych problemów, a w naszej polskiej rzeczywistości jest to cena „z kosmosu”. Żaden polski klub nie jest w stanie udźwignąć takich kosztów i obawiam się, że jeszcze długo nie będzie w stanie. Poza tym pieniądze, jakie Holendrzy „pakują” w rozwój młodzieży (infrastruktura, treningi itp. itd.), są nieporównywalne, z tym co możemy zaobserwować nad Wisłą.
Ajax od lat jest znany ze swojej szkółki, która „produkuje” piłkarzy, później zaliczanych do ścisłego topu. W porównaniu do Legii, Ajax jest potentatem finansowym, ale już – przy zespołach, które wyeliminował, może uchodzić za „Kopciuszka”. To jednak nie przeszkodziło mu w eliminowaniu tych drużyn. Przykład holenderskiej ekipy jest zgoła inny, niż Tottenhamu, bo w Turynie i Madrycie to oni – nie gospodarze – dyktowali warunki gry i byli piłkarsko lepsi. Nawet porównując wydatki na pensje Ajax wyraźnie odstawał od pozostałych drużyn, które doszły do ćwierćfinałów. I są to różnice, które powodowały, że w żadnym z meczów Ajax nie był uznawany za faworyta. Teraz jednak nikt by się nie zdziwił, gdyby awansowali do finału. Bo jeżeli wyeliminowali Real czy Juve, to dlaczego nie mieli by dać sobie rady z takim Tottenhamem? Wszystko to dzięki m.in. filozofii Cruyffa, która jest wpajana adeptom szkółki od najmłodszych lat. Podobno trener Holendrów, Erik ten Hag ma w gabinecie zdjęcie legendy klubu, a sam inspiruje się Guardiolą, z którym współpracował w Bayernie Monachium. Dziś może on zacząć cytować Cruyffa bez obaw, że zostanie posądzony o hipokryzję. A wszystkim biznesowym doradcom może powtórzyć: „Futbol nie może być dla biznesmenów. Nie jestem elektrykiem, więc nie zabieram się za naprawianie światła”.
Wypada się tylko cieszyć, że w świecie, w którym rządzi pieniądz, mamy do czynienia z takimi przypadkami jak Ajax czy Tottenham. Jedna z tych drużyn awansuje do finału Ligi Mistrzów, co uznałbym za tryumf romantycznego futbolu opartego na różnych filozofiach, którym daleko jest od szaleństw, z jakimi mamy do czynienia w każdym okienku transferowym.
DOMINIK BOŻEK