Zapomniana historia jedynego scudetto Sampdorii. 30 lat temu „Sampa" zadziwiła piłkarskie Włochy

2021-05-31 06:46:03; Aktualizacja: 3 lata temu
Zapomniana historia jedynego scudetto Sampdorii. 30 lat temu „Sampa" zadziwiła piłkarskie Włochy Fot. sbonsi / Shutterstock.com
Michał Niklas
Michał Niklas Źródło: Transfery.info

W sezonie 1990/1991 miała miejsce jedna z najpiękniejszych piłkarskich historii. Sampdoria została mistrzem Włoch.

Serie A z pewnością nigdy nie była tak silna jak w późnych latach 80-tych i wczesnych 90-tych. Najlepsi piłkarze świata pragnęli grać we Włoszech. Tamtejsza liga zachwycała wysoką jakością techniczną i taktyczną.

Poziom piłkarski Serie A był tak nieziemski, że wydawać by się mogło, iż historia, taka jak mistrzostwo Sampdorii, może być co najwyżej tematem jednej z bajek opowiadanej wnuczkowi przez dziadka na dobranoc, a nie rzeczywistością. A jednak do tego doszło.

Pierwsze i jedyne scudetto Sampdorii z sezonu 1990/1991 to był cudowny triumf, mający w sobie wystarczającą ilość wdzięku i romantyzmu, by skruszyć nawet najtwardsze serce; tak absurdalny jak historia miłosna w filmie gangsterskim, tylko w dobry sposób.

Oczywiście należy od razu zaznaczyć - Sampdoria przed rozpoczęciem mistrzowskiego sezonu była daleka od miana nowicjuszy. W latach 1985 - 1989 „Sampa" trzykrotnie sięgała po Puchar Włoch, a w 1990 roku zdobyła Puchar Zdobywców Pucharów (rok wcześniej przegrali finał PZP przeciwko Barcelonie). Jednak w lidze nigdy wcześniej nie zajęła miejsca wyższego niż czwarte.

Dlatego, choć Sampdorię wymieniano w gronie kandydatów do zakwalifikowania się do Pucharu UEFA, to nawet najbardziej optymistyczni kibice „La Samp" nie śmieli marzyć o mistrzostwie. Zresztą zerknijmy na rywali Genueńczyków w sezonie 1990/1991. Mistrzostwa broniło Napoli z Diego Maradoną; Milan Arrigo Sacchiego w sezonie 1989/1990 sięgnął po Puchar Europy; Inter, prowadzony przez Giovanniego Trapattoniego, który w sezonie 1988/1989 wygrał ligę z 11 punktami przewagi (co było imponującym dorobkiem w czasach, kiedy za zwycięstwo przyznawano dwa punkty), miał w swoim składzie trzech najlepszych zawodników ówczesnych mistrzów świata z RFN - Andreasa Brehme, Lothara Matthäusa i Jürgena Klinsmanna; Juventus, pod przywództwem nowego trenera, Gigiego Maifrediego, miał bardzo ciekawe mercato, podczas którego ściągnął Roberto Baggio, Thomasa Hässlera i Julio Cesara.

Jednak triumf Sampdorii był w pełni zasłużony. Podopieczni Vujadina Boskova przegrali tylko trzy mecze, duet napastników Gianluca Vialli - Roberto Mancini był najskuteczniejszym duetem w całej lidze. Co więcej, stracili tylko pięć goli w 16 meczach wyjazdowych (oficjalnie wyjazdów było 17, ale derby z Genoą, rozgrywane na Stadio Luigi Ferraris, trudno traktować jako mecz wyjazdowy).

Sampdoria rozpoczęła sezon spokojnie. Wygrywali skromnie, jedną bramką, sporo spotkań też remisowali. Punkty tracili między innymi z takimi ekipami jak Bari, Cagliari czy późniejszymi spadkowiczami, Lecce. To właśnie z Lecce, w meczu rozegranym 13 stycznia 1991 roku, zaliczyli swoją ostatnią porażkę w mistrzowskim sezonie. Była to ich jedyna przegrana na wyjeździe w tamtej kampanii. Od tego spotkania zaliczyli 13 zwycięstw i 6 remisów. Na koniec sezonu uzbierali 51 punktów, o pięć więcej niż drugi i trzeci zespół w tabeli, czyli kolejno Milan i Inter. Mediolańskie ekipy wywalczyły 46 „oczek".

Na najważniejsze starcia Genueńczycy byli perfekcyjnie przygotowani. Pokonali oba kluby z Mediolanu, z broniącym tytułu Napoli wygrali zarówno u siebie, jak i na wyjeździe (w Neapolu triumfowali po spektakularnym meczu 4:1), a także odnieśli zwycięstwo i zremisowali z Juventusem.

Jako się rzekło, triumf Sampdorii był zasłużony, ale w pewnym sensie też bezczelny. Scudetto „Sampy" charakteryzowało się niemałym poczuciem humoru i zabawy. Świetna atmosfera nie była budowana dzięki zwycięstwom, ona była tam od początku sezonu. Piłkarze mieli do siebie spory dystans. Po mieście chodzili w rockowych strojach, naśladujących stroje, które mieli na sobie członkowie zespołu Europe w utworze „The Final Countdown". Siedmiu piłkarzy z mistrzowskiej drużyny (Vialli, Mancini, Dossena, Mannini, Vierchowod, Pagliuca, Lombardo) regularnie spotykali się razem, nazywając siebie „Siedmioma krasnoludkami". Przed ostatnim meczem sezonu przeciwko Lazio, kiedy Sampdoria miała już zapewniony tytuł, kilku piłkarzy rozjaśniło włosy. Ot tak, dla zabawy. Tak świętowali historyczne mistrzostwo. Sukces klubu opierał się na nierozerwalnej jedności drużyny.

Tylko Vialli i Mancini strzelili więcej niż pięć goli w lidze. Ten pierwszy został królem strzelców po zdobyciu 19 goli w 28 meczach, zaś obecny selekcjoner reprezentacji Włoch dołożył 12 trafień. Jednak rażącą niesprawiedliwością byłoby wskazywanie tylko tej dwójki jako bohaterów mistrzowskiego sezonu Sampdorii. Na szczególne wyróżnienie zasługuje chociażby 33-letni lewy pomocnik, Beppe Dossena, który był jedynym piłkarzem, który zagrał we wszystkich meczach ligowych.

W tym miejscu nie można nie wspomnieć też o Gianluce Pagliuce. 24-latek w sezonie 1990/1991 rozgrywał swoją trzecią kampanię jako podstawowy golkiper „Sampy". To właśnie trener Vujadin Boskov postawił na Pagliuce i zbudował zawodnika, który później przez lata, do momentu aż nie nastała era Buffona, był podstawowym bramkarzem reprezentacji Włoch. Bronił dostępu do włoskiej bramki na mundialach 1994 i 1998. W ciągu swojej długiej kariery (grał do 40. roku życia) tylko w jednym sezonie grał na drugim poziomie rozgrywkowym. W Serie A zaliczył 592 występy, jest to piąty najlepszy wynik w historii włoskiej ligi. Po jego odejściu do Interu w 1994 roku, za rekordową wówczas kwotę, jaką ktoś zapłacił za bramkarza, wynoszącą siedem milionów dolarów, Sampdoria już nigdy nie wygrała żadnego trofeum.

Świetny sezon miał też 24-letni skrzydłowy Attilio Lombardo, który był wówczas prawdopodobnie najstarzej wyglądającym 24-latkiem na świecie. Nazywany był „Popeye" ze względu na swoją łysą głowę i silną sylwetkę, które do złudzenia przypominały tytułową postać z kreskówki. Lombardo był też członkiem przegranej drużyny Wembley 92, kiedy Sampdoria uległa Barcelonie w finale Pucharu Europy 0:1 po dogrywce. W 1995 roku przeniósł się do Juventusu, gdzie wraz z Viallim i Vierchowodem wygrał Ligę Mistrzów. Dziś jest asystentem Roberto Manciniego w reprezentacji Włoch.

Skoro mowa o Vierchowodzie, to warto nadmienić, że bez niego także mogłoby nie być tego mistrzostwa. Ten twardy i niezwykle szybki środkowy obrońca w mistrzowskim sezonie był w fantastycznej formie. Po meczu z Napoli Diego Maradona określił go jako jednego z najtwardszych obrońców, przeciwko jakiemu przyszło mu grać. Vierchowod, podobnie jak Pagliuca, był długowieczny. W Serie A grał nawet po skończeniu 41 lat.

Jednak głównym atutem Sampdorii był oczywiście ich fantastyczny duet napastników, których doskonała współpraca osiągnęła apogeum w kampanii 1990/1991. Mówiono na nich nawet „bramkowi bliźniacy". Kapitalnie się uzupełniali - Vialli był bezwzględny, potężny i niepohamowany, podczas gdy łobuzerski geniusz, jakim był Mancini, zawsze wyjątkowo niedoceniany we Włoszech, umiejętnie urywał się spod krycia defensorów rywali. Vialli i Mancini strzelili 54 procent wszystkich goli mistrzowskiej Sampdorii.

Zespół z Genui osiągnął swój wielki triumf przy stosunkowo niewielkim udziale piłkarzy z zagranicy. W kadrze „La Samp" było tylko trzech obcokrajowców. Oczywiście niespecjalnie to dziwi biorąc pod uwagę, że w tamtych czasach w pierwszym składzie włoskich drużyn mogło występować tylko trzech obcokrajowców. Mimo to w Serie A nie brakowało znakomitych stranierich jak chociażby Van Basten, Gullit, Rijkaard, Matthäus, Brehme, Klinsmann, Maradona, Careca, Caniggia, Sosa, Skuhravy, Aguilera, Taffarel i wielu innych.

Jednakże Sampdoria była drużyną opartą na Włochach. Zagraniczny tercet „Sampy" stanowili Jugosłowianin Srečko Katanec, 36-letni Brazylijczyk Toninho Cerezo i reprezentujący Związek Radziecki, choć pochodzący z terenów dzisiejszej Ukrainy, Aleksij Michajliczenko. Ci trzej stranieri zagrali razem tylko w trzech z 34 ligowych spotkań. Było to konsekwencją kontuzji Cerezo i wycofania Michajliczenki z wyjściowej jedenastki w drugiej połowie sezonu, po tym jak popadł w konflikt z Viallim i Mancinim, który doprowadził do tego, że musiał odejść z klubu zaraz po zakończeniu mistrzowskiego sezonu.

Na koniec należy wspomnieć o najważniejszej osobie w klubie, która w największym stopniu przyczyniła się do mistrzostwa Sampdorii. Paolo Mantovani, bo o nim mowa, był Rzymianinem z urodzenia, ale Genueńczykiem z wyboru. Majątku dorobił się handlując ropą naftową, w czasie kryzysu energetycznego, ze swoją firmą Pontoil. Rzymski nafciarz zdecydował się zamieszkać w Genui, po tym jak był hospitalizowany i został mu wycięty wyrostek robaczkowy w tamtejszym szpitalu.

3 lipca 1979 roku, w wieku 49 lat, kupił Sampdorię i został nowym właścicielem klubu, który wówczas grał w Serie B. Na początek sfinansował budowę ośrodka treningowego w Bogliasco, w którym piłkarze Sampdorii trenują do dziś. Jednak wyniki nie przyszły od razu. Awans do Serie A drużynie Mantovaniego zajął trzy lata. Natomiast jak już tam awansowali to bynajmniej nie byli chłopcami do bicia.

Do tego Sampdoria zaczęła jawić się jako drużyna pucharowa. W 1985 roku „Sampa" wygrała pierwsze trofeum w swojej historii. Był to oczywiście Puchar Włoch, który Genueńczycy wyjątkowo mocno sobie upodobali w drugiej połowie lat 80., sięgając po niego także w 1988 i 1989 roku. Do tego doszło także europejskie trofeum, czyli triumf w Pucharze Zdobywców Pucharów 1990, poprzedzony awansem do finału rok wcześniej.

Jednak tego scudetto nikt się nie spodziewał. Sampdoria dwa sezony poprzedzające mistrzowską kampanię kończyła na piątym miejscu. Tak duży przeskok w tak silnej Serie A to było coś szokującego. Jednak kto jak kto, ale akurat Mantovani zasłużył na ten sukces.

Jego wielkie marzenie spełniło się 19 maja 1991 roku. To wtedy, w meczu 33. kolejki Serie A, Sampdoria pokonała na Stadio Luigi Ferraris 3:0 ekipę Lecce, prowadzoną przez Zbigniewa Bońka. Gospodarze po tym meczu świętowali pierwsze, historyczne mistrzostwo, goście musieli pogodzić się ze spadkiem.

Paolo Mantovani zmarł 14 października 1993 roku na raka płuc. Kilka miesięcy po jego śmierci, Sampdoria wygrała ostatnie trofeum w swojej dotychczasowej historii. Zdobyli, a jakżeby inaczej, Puchar Włoch. Jednak był to „ostatni taniec" wielkiej Sampdorii. Klub po Mantovanim przejął jego syn, Enrico, ale nie miał tyle talentu do zarządzania, co jego ojciec. Nie był w stanie utrzymać w zespole największych gwiazd mistrzowskiej Sampdorii z 1991 roku, którzy rok po roku zaczęli opuszczać drużynę, widząc, że ta obiera kurs na przeciętność.

W sezonie 1998/1999 „Sampa" spadła z Serie A. Jest coś ponurego w tej klamrze, jaka wystąpiła w Sampdorii w latach 90., które rozpoczęły się jedynym mistrzostwem w klubowej historii, a zakończyły spadkiem z ligi.