Szymon Walczak: Nawet w III lidze wierzyłem, że odniosę sukces
2014-05-29 00:25:19; Aktualizacja: 10 lat temu Fot. Transfery.info
Szymon Walczak został w niedawno bohaterem transferu do 1. FC Köln. Młodzieżowy reprezentant Polski występował do tej pory w juniorach norweskiego trzecioligowca FK Fyllingsdalen.
Musisz przyznać, że miałeś w życiu dużo szczęścia.
- Tak, ale wydaje mi się, że do osiągnięcia sukcesu w jakimkolwiek sporcie, trzeba mieć przynajmniej odrobinę szczęścia. Naturalnie samo szczęście nie wystarcza, potrzeba również: woli walki, umiejętności i hektolitrów potu wylanego na treningach.
Nie czułeś, że już nic wielkiego nie osiągniesz skoro tak długo byłeś w juniorach klubu z trzeciej ligi?
- Nie, zawsze w moim życiu obecna była myśl, która mówiła mi, że osiągnę sukces. To nie mogło się nie powieść, bo jest zakorzenione gdzieś głęboko z tyłu mojej głowy. Myślę, że to dawało mi siłę do walki na treningach.
Jak to się stało, że z małego norweskiego klubu przeniosłeś się do Bundesligi?
- Pierwszym powodem jest na pewno to, że byłem obserwowany przez Köln na turnieju eliminacyjnym do Mistrzostw Europy. Drugim powodem są agenci, którzy wykonali kawał dobrej roboty i bardzo mi pomogli. Trzeci powód, to ciężka praca na treningach i poza nimi oraz wielka chęć do osiągnięcia wielu sukcesów w piłce na arenie międzynarodowej.
Byłeś również na testach w duńskim Aarhus i angielskim Stoke City. Dlaczego to Niemcy wygrali rywalizację o Twój podpis?
- Kolonia zaoferowała mi najlepsze warunki do rozwoju. Po sześciu dniach wróciłem do Norwegii z gotowym do podpisania kontraktem. To dało mi do zrozumienia, że naprawdę im na mnie zależy. Dania i Anglia były wcześniej, a ja chciałem jeszcze zostać w Norwegii i zobaczyć, jak rozwinie się sytuacja.
W 2008 roku trafiłeś do Norwegii. Skąd pomysł na życie w tym kraju i jak przebiegała Twoja aklimatyzacja?
- Całą rodziną wyemigrowaliśmy za tatą, który pracował w Norwegii. Na pewno początki, czyli brak znajomości języka i brak kumpli dla jedenastoletniego chłopca, były trudne, ale Norwegia przyjęła mnie z otwartymi rękoma. W dniu dzisiejszym bardzo ciężko będzie mi zostawić wszystkich przyjaciół, lecz tak jak wcześniej wspomniałem, piłka nożna jest moim życiem i chcę osiągać w tej dyscyplinie sportowej wielkie sukcesy.
Twoja kariera w reprezentacji zaczęła się dość nietypowo.
- To zasługa mojego brata, który wysłał do trenera Roberta Wójcika filmik i parę informacji o mnie. Trener miał nosa, dał mi szansę i teraz jestem w tej dużej rodzinie, bardzo dobrych i uzdolnionych chłopaków. Kiedy brat do mnie zadzwonił i powiedział, że selekcjoner o mnie pyta, to najpierw przyjąłem to jak żart. Dopiero po powrocie do domu zrozumiałem, że to się dzieje naprawdę. Teraz cieszę się, że mogę być częścią tej wielkiej rodziny.
No właśnie, występujesz z takimi zawodnikami, jak: Dawid Kownacki, Michał Walski, Adam Ryczkowski, czy Miłosz Kozak. Komu z nich wróżysz największą karierę?
- Każdy z tych piłkarzy ma ogromne umiejętności i każdy może zrobić karierę na poziomie międzynarodowym. Jak na razie to Kownacki i Walski grają w T-Mobile Ekstraklasie i miejmy nadzieję, że w najwyższej lidze będzie występowała coraz większa ilość młodych piłkarzy. Wielu z tych chłopaków potrzebuję tylko trochę czasu i doświadczenia, by wskoczyć na poziom polskiej ligi.
Kiedy dostałeś swoje pierwsze powołanie do reprezentacji Polski, to zgłosiła się po Ciebie również reprezentacja Norwegii.
- Tak, od razu po przyjeździe z Polski miałem ofertę z norweskiej reprezentacji. Jestem Polakiem z krwi i kości, cała rodzina ma gęsią skórkę, kiedy jestem na boisku i śpiewam hymn. Chcę osiągać sukcesy na poziomie reprezentacji i chcę robić to w barwach Polski.
Co ciekawe, w debiucie wystąpiłeś właśnie przeciwko Norwegii.
- Tak chciał los. Zadebiutowałem grając przeciwko rówieśnikom z Norwegii. Co prawda, podchodzę do tych spotkań trochę inaczej, ze względu na czas, który spędziłem w Norwegii, ale swój debiut i te ostatnie spotkanie eliminacyjne wspominam bardzo dobrze. Pierwsze wygraliśmy 3-0, a drugie 2-1.
Znasz jakichś młodzieżowych reprezentantów Norwegii? Z jednym będziesz występował w „Kozłach”.
- Tak, znam prawie wszystkich norweskich reprezentantów z rocznika 1997. Z Bårdem Finne grałem mecz w półfinale pucharu Norwegii, kiedy występował jeszcze w Brann Bergen. To bardzo dobry zawodnik i dobry człowiek poza boiskiem.
Byliście bardzo blisko udziału w turniej finałowym Mistrzostw Europy, jednak ulegliście w karnych reprezentacji Turcji. Czy Turcy faktycznie mieli najsilniejszy zespół z Waszej grupy?
- Z Turcją zagraliśmy fantastyczny mecz, należało nam się zwycięstwo. Przeciwnicy są na pewno bardzo dobrą drużyną, ale uważam, że mieli po prostu dużo szczęścia w rzutach karnych. Ja niestety nie mogłem wystąpić w tym spotkaniu ze względu na żółte kartki. W pierwszym meczu z Grekami zagrał inny zawodnik i w rezultacie wystąpiłem tylko w pojedynku z Norwegią. Kolejnym w mojej karierze reprezentacyjnej.
W meczu z Norwegami to dwa razy po Twoich przechwytach i podaniach rozpoczynały się akcje bramkowe. Często Ci się to zdarza?
- Mocno pracuję nad tym, by być właśnie takim typem stopera, który nie tylko potrafi odebrać piłkę, ale może się też popisać dobrym i celnym podaniem. Moimi idolami są Rio Ferdinand i Nemanja Vidić. Rio pod względem ustawienia się na boisku i umiejętności utrzymania spokoju wśród zawodników jest najlepszym obrońcą na świecie, a Nemanja to prawdziwy wariat, który wsadza głowę tam, gdzie wszyscy inni boją się wsadzić nogę. Ja chcę być tą mieszanką wybuchową, mieć w moim stylu gry trochę Rio i trochę Vidicia. Oczywiście nie mam zamiaru zapominać o własnych umiejętnościach i predyspozycjach.
Ile razy w życiu pomyliłeś się strzelając z "jedenastki"?
- Dwa razy. Ten pierwszy był jeszcze jak miałem jakieś dziewięć, dziesięć lat. Pamiętam, że poślizgnąłem się i nie dokopałem do bramki. (śmiech)
Pytam, bo nie mogłeś strzelać z Turkami. Czujesz, że gdybyś to Ty podchodził do jednego z karnych, to właśnie bylibyśmy po Mistrzostwach Europy U-17?
- Tak, ja na pewno bym chciał podejść do jedenastki. No, ale cóż… Teraz jest juz za późno i nie ma się co nad tym zastanawiać. Tak samo jak Michał Borecki, czy później Oktawian Skrzecz, mógłbym tej szansy nie wykorzystać.
Co sprawia, że reprezentacja do lat 17 jest tak zmotywowana?
- To wynika z faktu wielkiej chęci powrotu Polski na należne jej miejsce w świecie piłki nożnej. Jesteśmy bardzo zmotywowani, by osiągać sukcesy, jakie niewiele osób w Polsce pamięta.
Porozmawiamy jeszcze o Twoim pobycie w Norwegii, gdzie sięgnąłeś po dwa znaczące puchary. Co ciekawe dokonałeś tego z dwoma zespołami, choć z żadnym nie byliście faworytami tych turniejów.
- Z Fyllingsdalen wygraliśmy Puchar Norwegii U-19. W finale pokonaliśmy wielki Rosenborg z Trondheim. Mimo, że po 12 minutach gry przegrywaliśmy już 0-2, to w przerwie wyciągnęliśmy wnioski i udało nam się ostatecznie doprowadzić do rezultatu 3-2. Zamiast pogromu, którego wszyscy się spodziewali, sprawiliśmy niemałą sensację. Natomiast drugi raz miał miejsce w lecie 2013 roku, kiedy byłem wypożyczony do drużyny Haugesund i tam po karnych wygraliśmy z Lillestrøm w finale Get Cup. Osobiście uwielbiam wykonywać rzuty karne, więc podszedłem do jego wykonania i nie mogłem nie wykorzystać szansy.
Z tego, co wiem, Get Cup to najbardziej prestiżowy z norweskich turniejów młodzieżowych. Skoro udało się wam osiągnąć sukces, to naturalnym następstwem byłoby wykupienie Twojej karty przez Haugesund, przecież to klub z najwyższej ligi.
- Żaden klub z Norwegii nie był mną zainteresowany. Miałem tylko oferty z zagranicy.
Heugesund, mimo że miało Cię pod nosem niecały rok temu i pomogłeś im zdobyć ten prestiżowy puchar, to nie spróbowało sprowadzić Ciebie do swojego zespołu?
- Najwyraźniej mnie nie potrzebowali (śmiech). Mówiąc już poważnie, to trenerzy powiedzieli, że zawsze będę mile widziany i przyjmą mnie z otwartymi rękoma, ale nigdy nie było żadnego oficjalnego zapytania.
W takim razie: Szymon Walczak jest bardziej popularny w Polsce czy w Norwegii?
- Chyba, mimo wszystko, jestem jednak bardziej znany w Norwegii. Nieczęsto się zdarza, żeby po chłopaka, który gra w trzeciej lidze norweskiej sięgał zespół, który właśnie awansował do Bundesligi. Ostatnio często się o mnie pisało w mediach i dlatego myślę, że bardziej popularny jestem w Norwegii, a nie w Polsce.
W Köln powiedziano Ci, czego od Ciebie oczekują?
- Rozmowa z trenerem dopiero się odbędzie, ale na pewno oczekują profesjonalnego podejścia do sprawy. Mam zamiar dać z siebie sto procent, by osiągnąć sukces.
Byłeś już w Kolonii, widziałeś bazę treningową. To był dla Ciebie szok, czy raczej przyjąłeś to na spokojnie?
- Köln to poważny klub, więc stadion, na którym mecze rozgrywają drużyny U-19 i U-21 był wspaniały. Nawet najcięższe treningi na tych boiskach będą dla mnie przyjemnością.
Poznałeś już jakichś zawodników z nowego klubu? Może jakiegoś Polaka? W końcu od nowego sezonu będzie Was tam pięciu.
- Tak, poznałem jednego z braci bliźniaków Przybyłko - Jakuba i resztę chłopaków. Przyjęli mnie bardzo ciepło, nie mogę się doczekać współpracy z tak uzdolnionymi piłkarzami.
Ile dajesz sobie czasu na debiut w barwach „Kozłów”?
- Do osiemnastego lub dziewiętnastego roku życia. Mam tu kontrakt na trzy lata i wiem, że nie ma takiej opcji, żeby mi się nie powiodło. Wiem, czego dokonał ostatnio Igor Łasicki i mam nadzieję, że uda mi się pokonać podobną drogę.
Średnia wieku w ich pierwszej drużynie to niemalże 25 lat. Raczej nie stawiają na młodzież.
- Po tym, co ja widziałem, to również stawiają na młodych zawodników. Mają bardzo uzdolnioną młodzież. Początkowo mam grać w juniorach, czyli zespole U-19, a później schodek po schodku chcę wejść do pierwszego zespołu.