„Transfery przypominają współczesny handel niewolnikami” [WYWIAD]
2016-07-28 19:03:19; Aktualizacja: 8 lat temu- Tak jak mieliśmy kiedyś bańkę spekulacyjną na rynku nieruchomości, tak być może podobnie będzie z piłką - mówi w rozmowie z Transfery.info doktor Artur Grabowski z Katedry Ekonomii Uniwersytetu Ekonomicznego w Katowicach.
Juventus Turyn zapłacił za Gonzalo Higuaina 90 milionóweuro. Do rekordu Garetha Bale'a zabrakło niewiele. Od dawna mówi się również otransferze Paula Pogby do Manchesteru United za 120 milionów. Wiedzaekonomiczna wśród kibiców raczej kuleje. Fani już dawno wydali werdykt -piłkarski świat oszalał. Tak jest?
Z ekonomicznego punktu widzenia takie kwoty w ogóle mnie nie dziwią. Takfunkcjonują kluby, a właściwie przedsiębiorstwa piłkarskie. Od jakiegoś czasuwe wszelkich moich publikacjach staram się wprowadzać to określenie do obiegunaukowego w Polsce. Przedsiębiorstwa te są nastawione na wiązkę celi. Niechodzi tylko o zysk, ale również utrzymanie płynności czy podniesienie jakościwidowiska sportowego. Większość właścicieli podmiotów piłkarskich jest nastawionaprzede wszystkim na realizację celów krótkookresowych. Gdy przychodzi nowytrener i pojawiają się życzenia dotyczące kupna nowych zawodników, to zwyklewychodzą im na przeciw. W końcu zespół musi funkcjonować tak, jak on to widzi.Oczywiście są szkoleniowcy, którzy nie potrzebują nowych graczy i z reguły sązdania, że poradzą sobie z takim materiałem, jaki zastali.
Zostańmy przy Pogbie. Dla przedsiębiorstwa piłkarskiego, jakim jest Juventus, jest to pracownik, który posiada pewne umiejętności. W przypadkuFrancuza bardzo ważnym aspektem jest unikalność. Mamy do czynienia z piłkarzem,nazwijmy to, wybitnym. Tacy zawodnicy w skali globalnej stanowią jeden procent.Występuje więc monopol podaży. Jest tylko jeden Messi, jeden Cristiano Ronaldo,jeden Manuel Neuer i jeden Pogba. Każdy z nich jest wyjątkowy, posiada unikalneumiejętności. Francuz również. Patrząc na innych zawodników o podobnym profilu,ciężko znaleźć kogoś o zbliżonych możliwościach. Rzadkość w ujęciu ekonomicznymposiada swoją cenę.
Przedsiębiorstwo piłkarskie osiągające przychody roczne powyżej 500 milionóweuro posiada zasoby finansowe na pokrycie takiego wydatku. 120 milionów zajednego zawodnika z całą pewnością działa na wyobraźnię, ale mamy do czynieniaz gospodarką rynkową. Cenę wyznacza popyt i podaż. Osoby pracujące wmanagemencie Juventusu dokonały wyceny zawodnika i określili ją na taką kwotę. Trzebapodkreślić jednak ważną rzecz. Jeśli Juventus sprzeda Pogbę, nie otrzyma odnabywcy od razu całej sumy na konto. W grę wchodzić będą pewnie płatności w czterech,sześciu ratach.
Mimo wszystko ostateczna kwota robi na zwykłym kibicu piorunujące wrażenie.
Z obywatelskiego punktu widzenia to są oczywiście astronomiczne kwoty. Towszystko przypomina troszeczkę taki współczesny handel niewolnikami. A głównąrolę odgrywają w nim agenci piłkarscy, którzy jeszcze podbijają cenę. Mająprowizję, która wynosi od pięciu do 15 procent, więc zależy im na corazwyższych kwotach sum transferowych.
Obserwując rynek piłkarski, śledzę gospodarki wiodących państw w futbolowymświecie. Całkiem niedawno na bardzo lukratywnych warunkach prawa telewizyjne odsprzedała angielskaPremier League. Oznaczało to tylko jedno - świeży dopływ gotówki do tzw.football industry. I kluby z kontynentu to wykorzystują, bo wiedzą, że Anglikówstać teraz na bardzo dużo. Podmioty piłkarskie z innych krajów mogą o takich pieniądzachtylko pomarzyć. Wyjątek stanowią Barcelona i Real, które dzielą między siebiewielkie sumy z kontraktu telewizyjnego w Hiszpanii, dzięki czemu mają dodyspozycji solidną porcję gotówki. Właśnie m.in. przez to kupno zawodnika za100 milionów jest możliwe. Oczywiście można w tym wszystkim dostrzec istnienieniedoskonałej konkurencji, którą cechują się ligi sportowe. Zamiast czystej konkurencji,mamy taką regulowaną, co wynika z wpływu przepisów krajowych iogólnoeuropejskich na funkcjonowanie lig sportowych.
Każde przedsiębiorstwo piłkarskie decydujące się na wielomilionowy zakupzawodnika, zadaje sobie pytanie czy podniesie on poziom sportowy i pomożeosiągnąć wszystkie ustalone cele. Czy wpisuje się w długofalową strategię. DlaManchesteru United kimś takim jest Pogba. Świetny zawodnik, a zarazem osobabardzo medialna. Jego wizerunek można kapitalnie wykorzystać, poprawiającpozycję na rynku azjatyckim i amerykańskim, A takie są przecież cele strategiczneManchesteru. Kluby - przedsiębiorstwa płacąc wielkie pieniądze, mają już wgłowie plan jak na tym zarobić. Choćby poprzez sprzedaż wizerunku na wiodącychrynkach.
Klub z Manchesteru w ostatnim czasie próbuje wchodzić na rozwijające się rynkiafrykańskie. I transfer Pogby, który ma przecież afrykańskie korzenie mógłby wtej kwestii bardzo pomóc. Dla francuskojęzycznej części kontynentu jest bardzowiarygodny. Sprzedaż koszulek, przeróżnych gadżetów - przecież to ma znaczenieekonomiczne.
Myśli pan, że w dzisiejszych czasach istnieje ryzyko straty nawielomilionowych transferach czy wszystko jest tak szczegółowo przeanalizowane,że jest to praktycznie niemożliwe?
Wszystko jest możliwe. Ryzyko straty jest nieodłączną częścią działalnościgospodarczej. Przed transferami największe kluby przeprowadzają głębokiewywiady medyczne i psychologiczne, analizują czy dany zawodnik da sobie radę zkażdego rodzaju obciążeniami, dociekają z jakiego środowiska wyszedł.Rozmawiają nawet z rodzicami, chociaż to oczywiście dotyczy głównie młodszychzawodników. Mimo wszystko ryzyko cały czas jest duże. Najbardziej prawdopodobnew tej profesji są oczywiście kontuzje. Do tego kłopoty z prawem, co wbrewpozorom nie zdarza się tak rzadko. Kontrakty z zawodnikami są jednakskrupulatnie budowane. Wprowadzają pewne warunki i jeśli zawodnik się niedostosowuje, sam traci finansowo.
Najbardziej wymierny dla kogoś z zewnątrz jest wynik sportowy. Ale z nim wiążąsię również inne cele - zwiększenie liczby biletów czy karnetów, odzew kibicóww mediach społecznościowych. Największe kluby zdają sobie sprawę z tego, żesprowadzając kilku rozpoznawalnych zawodników ze światowego topu są w stanieprzyciągnąć zarówno fanów, jak i sponsorów. Bo jest to raczej taki zamkniętykrąg - klub, kibice, sponsorzy, telewizja.
Poruszając w ogóle temat ryzyka. Manchester United w swoimdokumencie rejestracyjnym na giełdzie w Nowym Jorku, wśród ryzyka działalnościgospodarczej zwrócił uwagę na zagrożenia wynikające z Finansowego Fair Play,którego pomysłodawcą był Michel Platini. Dzisiaj dla wiodących przedsiębiorstwpiłkarskich jest to wyzwanie, jak ominąć niewygodny przepis i realizować własnecele. Anglicy z Manchesteru United, jasno poinformowali swoich przyszłych inwestorów,że przepisy Finansowego Fair Play, które regulują m.in. wysokość kwottransferowych i samych kontraktów, ograniczają konkurencję. Ich zdaniem takieregulacje ograniczają swobodę działania, a tym samym hamują rozwój klubów.
Jak pan patrzy na wzrost najwyższych kwot transferowych w europejskiejpiłce? Na początku XXI wieku Luis Figo i Zinedine Zidane kosztowali Real Madrytodpowiednio 62 i 75 milionów euro. Mimo wszystko, porównując to z dzisiejszymikwotami, różnice nie są duże. Wzrost wartości wspomnianych praw do transmisjiPremier League był i jest zdecydowanie bardziej gwałtowny.
Real zrobił pięć najdroższych transferów w historii. „Galacticos”, którzypowstali kilkanaście lat temu byli autorskim pomysłem Florentino Pereza.Pamiętajmy jednak, że te wszystkie transfery były możliwe tylko i wyłączniedzięki kredytom bankowym. Cristiano Ronaldo kupiono właśnie dzięki trzemkredytom. Obecnie jest to trochę utrudnione, ale klub cały czas ma uruchamianekolejne linie kredytowe. Wszystko dzięki poręczeniom prezydenta klubu.
Pamiętam jak w 2009 roku z Realu odchodził Arjen Robben. Prezydent powiedział wówczasKarlowi-Heinzowi Rummenigge, że mogą sprzedać Holendra Bayernowi Monachium zaponad 25 milionów euro.
- Zapłacisz nam od razu?
- Co to za pytanie. Jest konkretna kwota, wszystko podpisuję i za godzinę maciepieniądze na koncie.
Ale gdy kilka lat później transfer robiony był w drugą stronę i Toni Kroosprzechodził z Monachium do Madrytu, transakcja wyglądała zupełnie inaczej.Perez rozłożył płatności na kilka rat. Doszło do nich zresztą parę innychzobowiązań, choćby spotkania towarzyskie.
Nazwałbym to kulturą przedsiębiorczości. Zupełnie inaczej prowadzą swojeprzedsiębiorstwa i działają prezesi Bayernu i Olympique Lyon, a inaczejBarcelony, Realu, obu Manchesterów czy Paris Saint-Germain.
Tak jak mieliśmy kiedyś bańkę spekulacyjną na rynkunieruchomości, tak być może podobnie będzie z piłką. Pamiętajmy, że do gryweszli Chińczycy, którzy realizują politykę państwa dotyczącą rozwoju sportu.Dyrektorzy państwowych przedsiębiorstw mają za zadanie wspierać poszczególnekluby w lidze chińskiej.
I od jakiegoś czasu coraz śmielej poczynają sobie na rynku międzynarodowym.Pod względem finansowym stały się konkurencją dla europejskich zespołów.
Za zgodą chińskiego rządu została przecież dokonana ostatnia inwestycja wInter Mediolan. Inwestorzy z Suning Group odkupili udziały od dotychczasowego właścicielaz Indonezji. To rewolucja we Włoszech, a chiński kapitał będzie wchodził narynek coraz śmielej. Są to swego rodzaju bezpośrednie inwestycje zagraniczne.Podobnie jest przecież z kapitałem płynącym do Manchesteru City czy PSG zZatoki Perskiej. Jest to pewien sposób na lokatę nadwyżek kapitału.
Niektóre ruchy sprawiają, że można się czasami zastanowić czy oni zawszemają na celu czysty zysk.
Jest to robione po prostu dla prestiżu, samego bycia właścicielem klubu piłkarskiego.Z drugiej strony Arabscy czy Chińscy przedsiębiorcy doskonale wiedzą, że futbol jest najbardziejmedialną ze wszystkich dyscyplin. Przyciąga ogromną liczbę ludzi. Podobnie jestzresztą w Indiach, gdzie najbogatsi przedsiębiorcy też inwestują już w piłkę.Kapitał płynie. Nie ma ojczyzny, tylko krąży po planecie. Mając nadwyżkifinansowe, trzeba coś z nimi robić.
Dobrym przykładem takiej inwestycji bez dna przez długi czas była londyńskaChelsea. Roman Abramowicz włożył w klub wiele miliardów euro, a efekty przyszłypo dość długim czasie. Mam tu na myśli zdobycie Ligi Mistrzów w 2012 roku.
Wracając do Chińczyków, latem sprowadzili do siebie Hulkaza 55 milionów euro. To szaleństwo ma rację bytu i będzie trwało?
To zależy bezpośrednio od stanu gospodarki chińskiej. Jeżelidalej będzie się rozwijała w tempie powyżej pięciu, siedmiu procent PKB, trendzostanie utrzymany. Kluczowe będzie również to czy nie nastąpią zmiany w biurzepolitycznym Komunistycznej Partii Chin. Ta poświęciła rozwojowi sportu sporouwagi w swoim planie pięcioletnim. W tamtejszym obozie władzy są jednak rożnefrakcje i jeśli w przyszłości dojdzie do przetasowań, sporo może się zmienić. Narazie sport jest trendy. Wszystkie władze publiczne na świecie, zarówno tedemokratyczne, jak i autorytarne, są świadome, że jest on świetnymprzekaźnikiem wartości ukazującym kraj na zewnątrz.
To nie tyczy się zresztą tylko Chin. Spójrzmy nawet na polską Ekstraklasę. Większośćklubów należy do spółek Skarbu Państwaalbo samorządów lokalnych. Mamy więc do czynienia z interwencją na rynku zestrony władz publicznych.
A jeśli chodzi jeszcze o samych Chińczyków. Sport jest elementem życia społeczno-ekonomicznego.Sukcesów jednak nie kupi się za pieniądze. Nie kupi się też fanów i kibiców, aprzede wszystkim tradycji.
Kupi się, ale nie będą to prawdziwi fani.
Zgadza się. Klubową tożsamość buduje się bardzo długo. Przez 20, 50, 100 lat.To wszystko stoi w Chinach trochę na glinianych nogach. Nie ma filarów,solidnych podstaw. W Europie jest inaczej. Kluby wywodzą się z lokalnychspołeczności, zdarza się, że mają ponad 100 lat. Być może w Kraju Środka panujekult sportu i ta fascynacja rodzimą piłką będzie coraz większa, ale póki cotamtejsza ludność mocno identyfikuje się z klubami europejskimi. Liga chińskanie będzie przyciągać milionów kibiców. Przynajmniej nie od razu. Wszystkotrzeba wypracować, a na to potrzeba dekad.
Społeczeństwo chińskie ma jednak coraz większe żądania płacowe. Znaczną częśćtych pieniędzy ludzie przeznaczą na oszczędzanie, bo struktura wartości wkonfucjanizmie jest inna niż w Europie. Mniejsza część środków trafi nakonsumpcję i być może będzie wiązało się to z uczestnictwem w meczachpiłkarskich.
Państwa z Półwyspu Arabskiego też próbują tworzyć atrakcyjne ligi piłkarskie.Sprowadzają trenerów i zawodników z Europy czy Ameryki Południowej, aleprzecież takim działaniem nie wyrobią od razu wśród kibiców pewnych nawyków. Piłkanie jest jeszcze na tych obszarach częścią kultury, jak w Europie.
CZY NIEBAWEM DOCZEKAMY SIĘ TRANSFERU ZA MILIARD EURO? WKRÓTCE DRUGA CZĘŚĆ WYWIADU!