13 najciekawszych trenerów do wzięcia od zaraz

2021-03-04 08:55:24; Aktualizacja: 3 lata temu
13 najciekawszych trenerów do wzięcia od zaraz Fot. Jose Breton- Pics Action / Shutterstock.com
Redakcja
Redakcja Źródło: Transfery.info

Bogiem a prawdą aktualnie ciężko na rynku o wybitnych trenerów, którzy czekają na pracę. Ci najbardziej znani mają zatrudnienie. Jednak udało się nam znaleźć 13 przedstawicieli tego fachu do wzięcia od zaraz.

Sporo dobrych fachowców oczekujących na powrót do zawodu znajdziemy na Półwyspie Apenińskim. Zaskakująco długo bez nowej pracy pozostają Luciano Spaletti i Massimiliano Allegri. Obaj stracili posadę prawie w tym samym momencie, po zakończeniu sezonu 2018/2019. Tym samym, już blisko dwa lata nie trenują żadnego klubu.

O ile Spaletti to uznany szkoleniowiec na włoskim rynku, o tyle Allegri to trener, który jest łakomym kąskiem dla każdego dużego klubu w Europie. 53-latek wygrał we Włoszech wszystko, co było do wygrania i to po kilka razy. Jest sześciokrotnym mistrzem Włoch, czterokrotnym zdobywcą Pucharu Włoch i trzykrotnym Superpucharu Włoch. Po wygraniu tylu trofeów na rodzimym podwórku z pewnością chciałby spróbować sił w innej lidze, ale wciąż nie otrzymał satysfakcjonującej go propozycji.

Następca Allegriego w Juventusie, Maurizio Sarri, także już zdążył pożegnać się z pracą w Turynie. W ciągu jednego sezonu w stolicy Piemontu, wywalczył jedynie scudetto. Przegrał boje o Puchar i Superpuchar Włoch kolejno z Napoli i Lazio, a do tego skompromitował się w Lidze Mistrzów, bo tak trzeba nazwać odpadnięcie już na etapie 1/8 finału przeciwko Olympique'owi Lyon (z całym szacunkiem dla Francuzów).

Sarriemu nie udało się podtrzymać zwycięskiej serii Allegriego, a do tego nie dołożył pięknego stylu, z którego słynęło jego Napoli. Za dużo „sarrismo” w Juventusie nie obejrzeliśmy. Nie zmienia to jednak faktu, że wkrótce jakiś chętny na zatrudnienie Sarriego na pewno się znajdzie. Ostatnio najwięcej się pisze o zainteresowaniu doświadczonym trenerem ze strony Fiorentiny.

Innym włoskim trenerem bez pracy, choć z zupełnie innej półki niż wspomniana wcześniej trójka, jest Marco Giampaolo, który słynie z zamiłowania do taktyki. Długo mówiło się o nim, że to świetny trener, ale pechowy, bo nikt nie chce mu dać szansy w wielkim klubie. W końcu po latach tułania się po mniejszych drużynach, gdzie w żadnym z nich nie był w stanie zagrzać miejsca na dłużej, znalazł spokojne miejsce w Sampdorii.

Ustabilizował pozycję tego klubu, ale nie można tu mówić o jakimś nadzwyczajnym sukcesie. W ciągu trzech lat pracy w Genui, jego największym wyczynem było dziewiąte miejsce w Serie A. Dwie ostatnie przygody trenerskie są już dla niego zupełnie nieudane. Błyskawiczne zwolnienie w Milanie po siedmiu meczach i słabiutkie pół roku w Torino sprawiło, że reputacja 53-latka trochę podupadła. Jednak najprawdopodobniej nie na tyle, żeby w przyszłym sezonie nie znalazł zatrudnienia w Serie A.

Opuszczając Włochy i spoglądając na Wyspy Brytyjskie, w oczy rzuca się nazwisko Eddie'ego Howe'a. 43–latek to żywa legenda Bournemouth. Związany jest z tym klubem (z przerwami) od 1994 roku. Nie był wybitnym piłkarzem, w wieku 30 lat, kontuzje uniemożliwiły mu dalsze granie w piłkę.

Najwięcej dobrego dla Bournemouth zrobił jako menedżer. Po raz pierwszy na ławce szkoleniowej zasiadł w sezonie 2008/2009. Od tej pory przeszedł z „Wisienkami” wspaniałą drogę od, cudem uratowanego, utrzymania w czwartej lidze do gry przez kilka lat na poziomie Premier League. Historia rodem wyjęta z Football Managera, ale ona akurat wydarzyła się naprawdę.

Nie skończyło to się jednak happy-endem. Eddie Howe nie uratował ligowego bytu dla Bournemouth. Pożegnał się z klubem po zakończeniu sezonu 2019/2020 i od tej chwili pozostaje bezrobotny.

Skoro mowa o cudotwórcach, związanych z Anglią, to warto wspomnieć o Davidzie Wagnerze, który akurat ostatnio nie ma dobrej passy. Końcówka jego przygody z Huddersfield czy, przede wszystkim, kadencja w Schalke, do udanych nie należały. To właśnie od niego zaczęła się degrengolada ekipy z Veltins-Areny. Amerykański trener niemieckiego pochodzenia opuszczał Schalke po serii osiemnastu spotkań bez zwycięstwa.

Jednak w Anglii wciąż jest kojarzony z szokującym awansem do Premier League, wywalczonym z Huddersfield Town w sezonie 2016/2017. „Teriery” zajęły wtedy piąte miejsce w ligowej tabeli Championship, mimo ujemnego bilansu bramkowego (56:58). Później w barażach odprawili po serii rzutów karnych kolejno Sheffield Wednesday i Reading.

Jeszcze bardziej niespodziewanym sukcesem było utrzymanie Huddersfield w Premier League w następnej kampanii. I choć później kariera Wagnera znalazła się na zakręcie, to nie ulega wątpliwości, że w Anglii wciąż ma dobrą reputację i jakiś słabszy klub z Premier League lub czołowy z Championship może się wkrótce po niego zgłosić.

Byłych, świetnych piłkarzy, którym nie wyszło w roli trenera, świat piłkarski już trochę widział. Obecnie wciąż nie wiadomo, czy Patrick Vieira będzie jednym z nich, ale wiele wskazuje na to, że akurat Francuz ma potencjał na bycie dobrym szkoleniowcem. 44-latek trenersko został wychowany w Manchesterze City, w którym kończył karierę. Najpierw pełnił funkcję koordynatora zespołów młodzieżowych „The Citizens”, a następnie trenował drużyny U-23 i U-19.

W 2016 roku zaczął pracę z seniorami w ekipie z City Football Group – New York City FC. Tam Vieira wywalczył czwarte i drugie miejsce w MLS. Dobre rezultaty osiągnął również na wyższym poziomie, w Ligue 1. Jako trener OGC Nice może pochwalić się siódmym i piątym miejscem na koniec sezonu. Francuzowi dopiero w tej kampanii zaczęło gorzej iść. Prowadzony przez niego zespół wygrał jedynie sześć razy w ciągu szesnastu meczów ligowych i po serii pięciu porażek z rzędu Vieira został zwolniony. Jednak drużyny znajdujące się w nieciekawej sytuacji w lidze, powinny zwrócić uwagę na Vieirę, bo wydaję się, że jest to materiał na naprawdę dobrego trenera.

Podobnie jak Frank Lampard, który także, po odwieszeniu butów na kołek, związał swoją przyszłość z trenerką. Nie jest ona na razie długa czy obfitująca w trofea, ale 42-latek nie ma się czego wstydzić. W sezonie 2018/2019 wywalczył z Derby County awans do finału baraży o wejście do Premier League, o czym obecnie „Barany” mogą tylko pomarzyć. Z kolei ze swoją ukochaną Chelsea zajął czwarte miejsce w lidze i awansował do finału Pucharu Anglii.

Ten sezon był już nieco gorszy, ale start Lamparda w świat trenerski trzeba uznać za względnie udany i chętnych na jego zatrudnienie w najbliższym czasie nie powinno brakować. Nie będą to pewnie kluby ze ścisłego europejskiego topu, ale ktoś w Anglii na pewno zainteresuje się usługami byłego reprezentanta Anglii.

Wśród byłych, świetnych piłkarzy, którzy aktualnie szukają pracy jako trener, warto wspomnieć o Giovannim van Bronckhorście. Holender swoją dotychczasową karierę trenerską związał głównie z rodzimym Feyenoordem. W Rotterdamie spędził osiem lat – jako asystent Ronalda Koemana i Freda Ruttena, a także samodzielny trener drużyny młodzieżowej (2012 – 2013) i seniorskiej (2015 – 2019).

Z tą ekipą wywalczył mistrzostwo Holandii, dwukrotnie Puchar i Superpuchar Holandii. Jest to bardzo przyzwoity dorobek i van Bronckhorst miał prawo myśleć, że wkrótce zgłosi się po niego jakiś większy klub. W związku z tym nie przedłużył kontraktu, który wygasał po zakończeniu sezonu 2018/2019. Wtedy mówiło się o zainteresowaniu Manchesteru City, który miał widzieć w Holendrze następcę Pepa Guardioli. Zamiast do „The Citizens”, trafił do Guangzhou R&F (obecnie Guangzhou City), gdzie pracował do grudnia 2020 roku. Jednak jest szansa, że wkrótce jakiś poważny europejski klub doceni 46-latka i da mu szansę.

Względnie głośnymi trenerskimi nazwiskami, pozostającymi wciąż na bezrobociu, są Ernesto Valverde i Lucien Favre. O ile za tym pierwszym, kibice jego ostatniego klubu zaczynają pomału tęsknić, o tyle o tym drugim chcą jak najszybciej zapomnieć.

Valverde z Barceloną skompromitował się w Lidze Mistrzów, trwoniąc dwa lata z rzędu przewagi z pierwszych meczów kolejno z Romą i Liverpoolem. Jednak obecnie Barcelona jest w takiej sytuacji, że już nie ma czego trwonić, bo po pierwszym spotkaniu wszystko wydaje się pozamiatane. Do tego Hiszpan potrafił dwukrotnie zdobyć mistrzostwo z „Dumą Katalonii”, co obecnie znajduje się jedynie w sferze marzeń fanów Barcelony. Nagle okazało się, że ten Valverde może jednak nie był taki zły.

Natomiast na pewno podobnych refleksji odnośnie Luciena Favre’a nie mają kibice BVB. Szwajcarowi nie udało się wznieść Borussii na wyższy poziom, nawiązać rywalizacji z Bayernem. W kluczowych meczach zawsze czegoś brakowało. Kibice wicemistrzów Niemiec już od dawna mieli po dziurki w nosie trenera swojej drużyny i domagali się jego zwolnienia. Ten upragniony dla nich dzień nadszedł 13 grudnia 2020 roku. Od tego momentu, Lucien Favre, któremu nie można odmówić wiedzy stricte taktycznej, dołączył do grona trenerów szukających pracy.

Trenerem, który, z całego tego zestawienia, najkrócej czeka na pracę jest Julien Stéphan. Francuz, raptem dwa dni temu, zrezygnował z prowadzenia Stade Rennes. Teraz może być łakomym kąskiem na rynku trenerskim. Z ekipą „Czerwono–Czarnych” osiągnął niemałe sukcesy. W sezonie 2018/2019 sięgnął po Puchar Francji. Z kolei rok później wywalczył awans do Ligi Mistrzów, dzięki zajęciu trzeciego miejsca w lidze na koniec przedwcześnie zakończonych rozgrywek. Teraz pozostawia Stade Rennes na dziewiątej lokacie w ligowej tabeli, ale wydaję się, że 40-latek nie powinien narzekać w najbliższym czasie na brak ofert.

Na koniec warto zamieścić również polski wątek. Od roku bezrobotny pozostaje Maciej Skorża. 49-letni trener zna smak wygrywania i w trakcie swojej kariery trenerskiej sięgnął już po niejedno trofeum. Czy Ekstraklasę stać na to, aby rezygnować z trzykrotnego mistrza Polski? Inna sprawa, że Skorża jest trenerem, który ma spore wymagania i preferuje pracę w klubach z najwyższej półki.

Kiedy w 2017 roku zszedł półkę niżej i objął Pogoń Szczecin, skończyło się to wielką klapą, więc teraz pewnie będzie rozważniej wybierał swój następny klub i nie rzuci się na pierwszą lepszą propozycję. Ostatnie mistrzostwo Polski, Skorża wywalczył w 2015 roku z Lechem Poznań. Tak się składa, że „Kolejorz”, od momentu zwolnienia Skorży, nic nie wygrał (nie licząc mało prestiżowego Superpucharu Polski w 2016 roku). Może receptą na to, żeby Lech Poznań i Maciej Skorża znów byli na szczycie jest ponowne nawiązanie współpracy?

MICHAŁ NIKLAS