COPA AMERICA [dzień piąty]: Wojna na ślepe naboje
2011-07-07 05:40:22; Aktualizacja: 13 lat temuDo meczu z Kolumbijczykami wszyscy Argentyńczycy przystępowali z wielkimi nadziejami. Dzisiejsze zwycięstwo miało zamazać kiepskie wrażenie po pierwszym spotkaniu, a także pokazać, że to właśnie gospodarz turni(...)
Hernán Darío Gómez, za kariery piłkarskiej niezły specjalista od destrukcji, znakomicie ustawił swój zespół, który nie zostawiał rywalom dosłownie metra na rozegranie "klepki", a jeśli tylko któremuś zawodnikowi, np. Messiemu czy Aguero, udawało się minąć jednego zawodnika, spod ziemi wyrastał drugi, tego też pokonano, w odwodzie czekał już trzeci defensor. Konsekwencja, wiara w umiejętności partnerów, nieustanny wysiłek fizyczny, po prostu bieganie, bieganie, bieganie, bez końca, bez rozróżnienia na atakującego i stopera, a do tego bezczelność, skrajna bezczelność, ale sportowa, jak gdy w ostatnich minutach Soto założył "siatę" bodajże Zabalecie. Tak prezentowała się Kolumbia w dzisiejszym meczu.
Prym w niej wiódł Fredy Guarin, niesamowicie silny zawodnik środka pola, decydujący także o sukcesie Porto. Nie spodziewaliśmy się, że może on aż tak wiele znaczyć dla swojego zespołu. W mistrzu Portugalii jego praca była nieco przysłaniana przez kolejne zdobywane bramki. Jego kunszt można podziwiać w mało efektownej reprezentacji Kolumbii, w której wyrasta on na magika futbolu i wielkiego wojownika jednocześnie.
Z tą walką jednak było różnie. Mecz zdecydowanie przerósł arbitra z Brazylii, wielokrotnie pan Spinola sprawiał wrażenie, jakby nie wiedział gdzie się znalazł i po co. Rozumiemy, że warto prowadzić mecz w sposób ciągły, nie przerywać gry z powodu błahostek, ale dzisiaj prawie każdy faul (mowa o odgwizdywanych, a nieodgwizdanych brutalnych zagrań było co najmniej drugie tyle) zasługiwał jeśli nie na żółtą lub czerwoną kartkę, to przynajmniej na ostrzeżenie. Efektem na szczęście nie była jakaś ciężka kontuzja, a jedynie dwa rozkwaszone nosy i, przynajmniej na ten moment, wydaje się, że lekkie urazy. Arbiter pokazał w meczu 3 (słownie: trzy) żółte kartki, w tym dwie w doliczonym czasie gry (sic!). Całkowicie uzasadniona jest irytacja Argentyńczyków jego pracą, ale nie można mieć pretensji do Kolumbijczyków, którzy dostosowali się tylko do warunków gry narzuconych przez nich samych, ale przede wszystkim jednak przez Spinolę i jego asystentów.
Na koniec pozostała ocena gospodarzy, nagana dla Sergio Batisty i krótkie pytanie: czemu na ławce siedzi Pastore? Rozgrywającego ponownie miał udawać Ever Banega, ale aktor z niego co najwyżej przeciętny, nieprzyzwyczajony do rozdzielania piłek był kompletnie bezużyteczny. Cambiasso i Mascherano mieli wystarczająco pracy z Guarinem i spółką, mimo to, próbowali angażować się w akcje ofensywne, jednak, umówmy się, na tym poziomie to oni nic specjalnego nie wykreują. Postawy Messiego nie mamy zamiaru krytykować, bo, poza pojedynczymi sytuacjami, to on jako jedyny stwarzał zagrożenie pod bramką Kolumbijczyków, często nawet samą swoją obecnością, która nakazywała wysłanie większych sił przeciwników w to miejsce, tym samym otwierały się przestrzenie gdzie indziej. Oczywiście o dobrym występie, podobnie jak u reszty jego kolegów z pola, nie ma mowy.
Jedynym zawodnikiem gospodarzy, którego warto wyróżnić, jest Sergio Romero, zaledwie 24-letni bramkarz holenderskiego AZ Alkmaar. Golkiper ten świetnie się ustawiał, skracając kąt, odważnie wychodził, dokładnie wtedy, gdy zachodziła taka potrzeba, kilkukrotnie popisał się refleksem, między innymi przy sytuacjach Falcao.
Pomimo wszystko, mecz nie powinien zakończyć się bezbramkowym remisem. Naprzeciwko bramkarzy stawali Falcao, Moreno, Lavezzi, zwłaszcza pudło tego drugiego można zaliczyć do kategorii "spektakularne". Z dystansu też było kilka ciekawych prób - trochę przypadkowa Cambiasso z początku meczu, późniejsze Guarina, czy Mascherano. Romero i Martinez zawsze wychodzili jednak obronną ręką.
BOHATEROWIE DNIA:Fredy Guarin - bezsprzecznie nie tylko najlepszy zawodnik meczu, ale jak dotąd całego tego wybitnie defensywnego turnieju (niezależnie od tego co pokażą piłkarze innych zespołów, które mają dopiero przed sobą drugą kolejkę fazy grupowej). Kolumbijska "trzynastka" była wszędzie, w destrukcji, prowokowała, podawała, strzelała. Zabrakło tylko bramki lub asysty do perfekcyjnego występu Kolumbijczyka.
Sergio Romero - znakomity bramkarz Albicelestes ratował zespół w bardzo nieprzyjemnych sytuacjach, także w tych prokurowanych przez jego partnerów z defensywy - Burdisso i Milito.
ANTYBOHATEROWIE DNIA:Sergio Batista - narzekano na umiejętności taktycznie Diego Maradony, teraz okazuje się, że wcale nie było tak najgorzej. Jeśli Argentyna nie wyjdzie z grupy w domowym turnieju, to rodacy nigdy mu tego nie zapomną. Zawodnicy dostaną szansę rehabilitacji na brazylijskim mundialu za trzy lata, on nie.
Salvio Spinola - brazylijski arbiter był zdecydowanie najgorszym aktorem widowiska.
PAWEŁ MACHITKO