Hitowy transfer dyrektora sportowego?! Dlatego Juventus potrzebuje Cristiano Giuntolego

2022-10-15 07:40:57; Aktualizacja: 2 lata temu
Hitowy transfer dyrektora sportowego?! Dlatego Juventus potrzebuje Cristiano Giuntolego Fot. SSC Napoli
Rafał Bajer
Rafał Bajer Źródło: Transfery.info

Juventus znalazł się pod ścianą i potrzebuje zmian na każdej płaszczyźnie, by przezwyciężyć kryzys. Pomóc może w tym Cristiano Giuntoli, który znakomicie radzi sobie ze wzmacnianiem SSC Napoli.

Przez wiele lat neapolitańczycy uprzykrzają się najlepszym włoskim ekipom, samemu zresztą się do nich zaliczając, lecz choć niejednokrotnie było blisko, zawsze czegoś brakowało, by wywalczyć upragnione mistrzostwo. Obecny sezon zdaje się być jednak inny. Pod wodzą Luciano Spallettiego drużyny zyskała na pewności siebie i odnotowuje znakomity początek rozgrywek, pewnie przewodząc ligowej stawce. Niemała w tym zasługa niejakiego Cristiano Giuntolego.

Nie samymi gwiazdami żyje klub. SSC Napoli doskonale o tym wie i doskonale widać to po ostatnim oknie transferowym w jego wykonaniu. Ekipa ze Stadio Diego Maradona namiętnie rywalizuje na wielu płaszczyznach z Juventusem, a walka ta w ostatnich latach nabierała rumieńców, przyprawiając wielką dumę w przypadku zwycięstw, a dokładając kolejnych gorzkich łyżek dziegciu po porażkach.

Podczas dziewięcioletniej mistrzowskiej passy „Bianconerich”, Napoli znalazło się bezpośrednio za nimi aż czterokrotnie. Wielkim ciosem była też utrata ulubieńca, Gonzalo Higuaína, który został wykupiony za 90 milionów euro zapisane w klauzuli. Transfer ten do dzisiaj odbija się czkawką w polityce transferowej klubu, dbającego teraz o to, by zabezpieczyć się przed ewentualnym „podkradnięciem” swoich gwiazd przez inne włoskie ekipy.

Zeszłego lata Napoli miało niepowtarzalną okazję, by utrzeć nosa „Starej Damie”. Zdesperowany Cristiano Ronaldo już rok po odejściu z Juventusu do Manchesteru United poszukiwał klubu, który mógłby mu zapewnić grę w Lidze Mistrzów. Jego agent Jorge Mendes kilka razy próbował przekonać „Azzurrich” do działania, koniec końców nic jednak z tego nie wyszło. Choć wizja sprowadzenia tak klasowego zawodnika była bardzo kusząca, dyrekcja klubu miała plan, który nie uwzględniał takiej persony w szatni.

Postanowiono zagrać znacznie skromniej, ale za to bardzo jakościowo. Bez zbędnego przepłacania i bez zbędnych fajerwerków sprowadzono naprawdę jakościowych graczy, którzy z miejsca zaczęli robić różnicę. Do już stabilnego trzonu zespołu z Piotrem Zielińskim jako jednym z głównych ogniw sprowadzono takich graczy jak Mathías Olivera z Getafe, André-Frank Zambo Anguissa z Fulham, Chwicza Chwaracchelia z Dinamo Batumi czy Kim Min-jae z Fenerbahçe. Na pierwszy rzut oka kibice Napoli wcale nie musieli zostać powaleni na kolana takimi nazwiskami, teraz jednak oglądają ich występy z zapartym tchem.

Szczęka może opaść nie tylko podczas podziwiania kolejnego udanego dryblingu wspomnianego Gruzina, który powoli przywiązuje się do jakże symbolicznego dla neapolitańczyków pseudonimu „Kwaradona”. Patrząc na jakość, jaką nowe nabytki włożyły w drużynę, niewyobrażalnym zdaje się być fakt, iż to wszystko osiągnąć udało się za niecałe 60 milionów euro. Kwota, którą drużyny z elity wydają na pół zawodnika, tutaj być może zapewni Napoli wyśnione mistrzostwo. Pierwsze od 1990 roku, kiedy to na boisku czarował nie „Kwaradona”, a oryginalny i jedyny w swoim rodzaju Diego Maradona.

Dużym wzmocnieniem okazali się również zawodnicy wypożyczeni, a wśród nich Giovanni Simeone, Giacomo Raspadori i Tanguy Ndombele. Nadspodziewanie dobry wpływ ma nawet sprowadzony typowo na ławkę Salvatore Sirigu, który jakby tylko swoją obecnością wykrzesał nowe siły Aleksie Merecie.

Wszystko to w akompaniamencie naprawdę trudnych decyzji na rynku. Wszystkie te wzmocnienia miały na celu załatanie dziur, które powstały po wielkiej rewolucji. Zespół opuściły gwiazdy, które przez długi czas były istotnymi ogniwami, ale też symbolami. Właśnie tego lata odeszli Kalidou Koulibaly, Lorenzo Insigne i Dries Mertens. Właśnie tego lata w końcu sprzedano Fabiána Ruiza i Arkadiusza Milika. Właśnie tego lata odeszli też David Ospina i Faouzi Ghoulam. Ten sezon zdawał się być w swoim założeniu przejściowym, w praktyce, jak na razie, wychodzi jednak zupełnie inaczej.

Aurelio De Laurentiis znów ma powody, by uwierzyć, że w jego szaleństwie jest metoda, a to za sprawą Cristiano Giuntolego, który idealnie to wszystko zaplanował, a także Luciano Spallettiego, który solidnie to ułożył. Napoli gra po swojemu, zresztą słychać to nawet po wypowiedziach trenera, który otwarcie przyznaje, że ustawienie na boisku nie ma dla niego znaczenia. Ona uczy piłkarzy, by po prostu szukali dziur w defensywie rywala i znajdowali się w odpowiednim miejscu i czasie. Czy to wystarczy? Chyba nie ma co do tego wątpliwości, wszak drużyna nadal jest w obecnym sezonie niepokonana, a w Lidze Mistrzów już teraz zapewniła sobie wyjście z wcale nie takiej łatwej grupy.

W tej chwili naprawdę wystarczy tu niczego nie popsuć, serce całego projektu, to jest ekscentryczny właściciel klubu, może być naprawdę zadowolone. Odejście starej gwardii nie przysporzyło tylu problemów, ilu się spodziewano, inaczej będzie jednak, jeśli wyjmie się mózg całego projektu. A za taki należy uznawać Cristiano Giuntolego.

Wspomniany już wcześniej Juventus zmaga się aktualnie z największym kryzysem od 2010 roku, kiedy drużyną targały demony złej organizacji po powrocie do Serie A. Z pomocą Giuseppe Marotty i Fabio Paraticiego oraz po tchnięciu ducha walki przez Antonio Conte, jakoś udało się to wszystko poukładać Andrei Agnellemu. Tak dobrze, że przez dziewięć kolejnych sezonów drużyna seryjnie zdobywała mistrzostwa, wszystko co piękne, kiedyś musi się jednak skończyć.

Problemem „Starej Damy” nie jest jednak przerwana passa, nawet nie gorszy sezon. Ostatnie dni pokazują, że tu nawet nie rozchodzi się o przykrą dla oka grę i nawet nie o wyniki. Rażący jest fakt, iż klub po raz pierwszy od lat zupełnie nie ma na siebie pomysłu.

Drużyną targają aktualnie emocje, pojawiły się podziały, jednoczesna niechęć do trenera Massimialiano Allegriego, z drugiej strony walka o jego zatrzymanie. Agnelli, który spokojnie koncentrował się na modelu biznesowym, nagle przypomniał sobie, jak w klubie sportowym ważny jest aspekt boiska.

Nowi dyrektorzy, Maurizio Arrivabene i Federico Cherubini, otrzymali zadanie przeprowadzenia klubu przez proces wyjścia z kryzysu ekonomicznego, jak najbardziej zmniejszając wydatki. To zadanie idzie im całkiem dobrze, lecz kosztem wyników. Co wydaje się dość dziwne, ponieważ w drużynie nie brakuje przecież dobrych zawodników. Owszem, „Juve” miało pecha co do plagi kontuzji na początku rozgrywek. Do tej pory w akcji nie zobaczyliśmy przecież Paula Pogby oraz Federico Chiesy.

Oni w końcu wrócą do gry, być może zespół zacznie punktować. „Bianconeri” rok w rok zmagali się z mniejszymi czy większymi kryzysami, zawsze znajdując swój punkt przełomowy. I tym razem pewnie taki nastąpi. Ale niewiele to zmieni. Można myśleć o zwolnieniu trenera, o rewolucji kadrowej, ale co z tego, jeśli w klubie brakuje ot pomysłu. Pomysłu co dalej, co zmienić, jak zmienić.

W tym kontekście pogłoski o chęci sprowadzenia Cristiano Giuntolego wcale nie dziwią. Miałby on pomóc Federico Cherubiniemu na rynku transferowym, mając znakomite doświadczenie w poszukiwaniu pereł. Andrea Agnelli ma wobec niego poważne plany i to już od przyszłego roku, nawet pomimo iż ma on w Neapolu kontrakt do lata 2024.

Prezydent widzi jednak, że musi działać szybko, póki jest jeszcze na czym budować.

Juventus ma wiele do poprawy, ale pod względem personalnym nie wygląda tak źle, jak w ligowej tabeli. Emocjonalne deklaracje o możliwości wypuszczenia wszystkich niezadowolonych najpewniej rozejdą się po kościach w okolicy mundialu, który może „Bianconerim” spaść w obecnej kampanii niczym gwiazdka z nieba. Będzie to przerwa, w której w końcu być może uda się cokolwiek zaplanować, określić jakąś ścieżkę, bo samo mówienie, że turyński gigant musi wygrywać już tu nic nie zdziała.

„Stara Dama” potrzebuje Cristiano Giuntolego, kogoś, kto za stosunkowo małe pieniądze, potrafi zbudować zespół godny podziwu. Czy uda się go sprowadzić, to już inna kwestia. Jeśli jednak Andrea Agnelli nie podejmie próby rozwiązania problemu u podstaw, żadna rewolucja kadrowa nie pomoże.