Latal prowadził Piasta od marca
zeszłego roku, kiedy to z klubem pożegnał się legendarny Angel
Perez Garcia. Nieźle było już przez kilka pierwszych miesięcy
jego pracy. Co prawda gliwiczanie nie weszli do pierwszej ósemki,
ale w miarę dobrze punktowali. Prawdziwa zabawa zaczęła się
jednak wraz ze startem poprzedniego sezonu. Po pięciu kolejkach
„Piastunki” miały na koncie 12 punktów, po 10 - 24, po 20 - 42.
Mimo zadyszki w rundzie wiosennej, piłkarze Latala cały czas
przewodzili tabeli i praktycznie do samego końca liczyli się w
walce o mistrzostwo Polski. Ostatecznie Legia Warszawa wyprzedziła
ich raptem o trzy punkty.
Poprzednie rozgrywki wykreowały
kilku bohaterów. W bramce szalał Jakub Szmatuła, w obronie Hebert,
królem asyst był Patrik Mraz, w środku pola dzielił i rządził
Radosław Murawski, niemal każdą akcję napędzał Kamil Vacek, a
za strzelanie goli odpowiedzialni byli głównie Josip Barisić oraz
Martin Nespor. Największym był jednak sam Latal, który potrafił
do nich wszystkich dotrzeć i wykrzesać maksimum. Czech z
przeciętnego zespołu stworzył maszynkę do zdobywania punktów.
Nagroda dla najlepszego trenera ligi była uwieńczeniem kapitalnej
pracy, jaką wykonał.
Swego czasu przebąkiwało się, że Latal może zostać następcą Stanisława Czerczesowa w Legii. Sam szkoleniowiec mówił zresztą o ofercie, jaką otrzymał od jednego z topowych polskich klubów. Ostatecznie nigdzie się nie ruszył, choć z perspektywy czasu można stwierdzić, że chyba każdemu wyszłoby to na dobre. Czech postanowił jednak udowodnić, że odniesiony w Gliwicach sukces nie był przypadkowy. Miał.
- Pewne osoby w klubie muszą
zrozumieć, że przed takimi meczami drużynę się wzmacnia, a nie
osłabia. To było odczuwalne. Brakuje nam napastnika i musimy to
czym prędzej zmienić. Obawiam się, że bez wzmocnień trudno
będzie nam w tym sezonie walczyć o cokolwiek więcej - przyznał
Latal po porażce 0:3 z IFK Gotborg w eliminacjach Ligi Europy. Ta
wypowiedź przelała czarę goryczy. Z jednej strony można ganić go
za otwartą krytykę pracodawcy, ale z drugiej - czeski szkoleniowiec
prawdopodobnie był już pewien, że współpraca zostanie
zakończona. Rozmowy na ten temat prowadzone były już od jakiegoś
czasu. Porażka ze Szwedami była tylko pretekstem
Głównym
powodem jego odejścia był brak porozumienia z działaczami w
kwestii kształtu kadry drużyny i transferów. Latalowi bardzo
zależało na pozostaniu Nespora i Vacka, z którymi pertraktacje
mogłyby służyć za scenariusz wciągającej telenoweli. Z czasem
trener sam przyznał, że warunki tego drugiego były nie do
przyjęcia. Problem w tym, że oczekiwał on wzmocnienia drużyny
nawet w przypadku pozostania tej dwójki w Gliwicach, a na dobrą
sprawę nie doczekał się konkretnych transferów nawet po ich
odejściu.
Ktoś powie, że Piast bez nich w
składzie całkiem nieźle radził sobie w zeszłym sezonie. Za
odpowiedź na taki argument niech posłuży tabela bez 16 bramek i 14
asyst, które w sumie zanotowali.
Reszta kluczowych zawodników została
w klubie i Piast nie stał się z dnia na dzień kandydatem do
spadku, ale prawda jest taka, że bez transferów, których domagał
się Latal, gliwiczanie nie mają szans na powtórzenie wyniku z
poprzednich rozgrywek. Takie były plany szkoleniowca i
prawdopodobnie od rozbieżności między ambicjami dwóch stron
wszystko się zaczęło. Działacze Piasta mówią zresztą wprost,
że celem na nowy sezon jest wejście do ósemki, a nie walka w
ścisłej czołówce.
Wraz z odejściem Latala pojawiły się
głosy, że tak naprawdę miał on nikły wkład w ostatnie sukcesy
Piasta. Wicemistrzostwa nikt mu jednak nie odbierze. Dziwnym zbiegiem
okoliczności podobne zarzuty nie pojawiały się zresztą w
momencie, gdy gliwiczanie wygrywali mecz za meczem. Jedyne co w
zachowaniu Czecha mogło się nie spodobać jest to, że zostawił
swoją drużynę przed pierwszym meczem w lidze. Wracamy do kilku
linijek wstecz, najlepszym wyjściem byłoby pożegnanie się po
sezonie. Latal jednak może się wybronić, w końcu działacze
obiecywali mu nowych piłkarzy. Najbardziej szkoda samych
zawodników, którzy zostali w Piaście.
Najdziwniejsze jest
to, że oprócz Latala z klubem pożegnał się Artur Płatek, który
doradzał w sprawach transferowych. Współpraca między panami
układała się różnie, a odejście Czecha tylko umocniłoby jego
pozycję.
Musicie przyznać, że trochę się w tej naszej
Ekstraklasie pozmieniało. W ostatnim czasie trenera stracił zarówno
mistrz, jak i wicemistrz kraju. I wcale nie poszło o słabe wyniki.
Odejść wspomnianego już Czerczesowa z Legii i Latala z Piasta nie
ma co porównywać 1:1, ale znalazłoby się sporo podobieństw. To
nie z trenerami jest problem. To po nich mogą płakać działacze, a nie odwrotnie.