Uczeń Flicka przebija się na salony. Oto Danny Röhl, cudotwórca z Hillsborough
2025-05-09 10:43:09; Aktualizacja: 8 godzin temu
Wszędzie, gdzie go zatrudniano, odnosił sukcesy. Był asystentem Ralpha Hasenhüttla, a potem Hansiego Flicka. Od półtora roku pracuje już jednak na własne nazwisko. Potrafi czynić cuda. Nie wierzycie? Zapytajcie kibiców Sheffield Wednesday. Oni wystawią mu najładniejszą laurkę. Bo takiego, jak Danny Röhl, długo na Hillsborough nie będzie.
„Danny, Danny Röhl” śpiewają kibice Sheffield Wednesday w rytm kultowego utworu „Daddy Cool” skomponowanego przez grupę muzyczną Boney M. To dobitne świadectwo silnego poparcia, jakie okazują niemieckiemu szkoleniowcowi, któremu raz na zawsze będą bezgranicznie wdzięczni za to, że wygrzebał ich klub z beznadziejnej sytuacji, w której ówczesny beniaminek znalazł się raptem parę miesięcy po awansie do Championship.
Ofiara własnego sukcesu
29 maja 2023 roku Sheffield Wednesday wychodzi na murawę stadionu Wembley, gdzie stając w szranki z Barnsley przez ponad dwie godziny toczy zaciętą walkę o trzecią, a zarazem ostatnią przepustkę do Championship. „Sowy” dryfują na fali entuzjazmu wznieconego po bezprecedensowym zwycięstwie przeciwko Peterborough United jedenaście dni wcześniej. Była to historyczna chwila, bowiem żadna z drużyn biorących udział w angielskich play-offach nie odrobiła nigdy czterobramkowej straty z pierwszego spotkania.
Finałowy mecz w Londynie, którego stawką jest awans na zaplecze Premier League, skłania się ku rozstrzygnięciu w rzutach karnych, ale w trzeciej minucie doliczonego czasu drugiej połowy dogrywki inny scenariusz na to popołudnie kreśli Josh Windass. Syn Deana, jednego z najlepszego strzelców Bradford City, znienacka wbiega w pole karne Barnsley i wykańcza głową miękkie dośrodkowanie Lee Gregory'ego, przepychając tak oto Sheffield do Championship.Popularne
44 tysiące kibiców Wednesday zgromadzonych tamtego dnia na trybunach legendarnego obiektu, a także tysiące fanów śledzących to spotkanie przed odbiornikami; w domach czy też pubach, szaleje ze szczęścia. Wpadają w euforię, kipią z radości. Żadnemu z nich nie przychodzi nawet przez myśl, że wyszarpany sukces rozkręci spiralę kataklizmów, które spowodują, że kilka miesięcy po awansie Sheffield będzie szorowało po dnie, a robotę strażaka mającego stłumić rozżarzony ogień weźmie na siebie nowicjusz z totalnie zerowym doświadczeniem w samodzielnej pracy na ławce trenerskiej. I wbrew logice - da radę, dźwigając zespół z ciemnej otchłani ligowej tabeli.
Zaczęło się od zwolnienia Darrena Moore'a. Zagadkowa historia stojąca za tą absurdalną z ówczesnego punktu widzenia decyzją do dziś nie została wyjaśniona. Z jednej strony właściciel klubu, Dejphon Chansiri, utrzymuje, że z tytułu odnotowanego skoku do Championship menedżer zażądał od niego aż czterokrotnie wyższej pensji. Moore natomiast stanowczo zaprzecza, jakoby rozeszło się o pieniądze, zapewniając, że obu panów poróżniły kwestie związane z rozwojem projektu.
Zerwanie umowy z Moore'em - cenionym przez kibiców facetem, autorem awansu - rozjudziło środowisko klubu. Na jego następcę wybrano Xisco Muñoza, który dwa lata wcześniej zabrał Watford do Premier League. Domniemano, że skoro Hiszpan dał sobie radę na Vicarage Road, to i pociągnie na Hillsborough. A tu niespodzianka. Xisco Muñoz przetrwał na stanowisku równo trzy miesiące i dziesięć ligowych kolejek, podczas których nie wygrał ani jednego meczu o punkty. Z dwoma punktami w dorobku Sheffield ugrzęzło na ostatnim miejscu w tabeli. Był to cios wymierzony prosto w twarz.
Xisco Munoz oficjalnie zwolniony z Sheffield Wednesday. 10 meczów w Championship, 0 wygranych, 2 remisy i 8 porażek.
— Krzysiek Bielecki (@KchampK) October 5, 2023
Nie ma ratunku dla tej drużyny, no chyba że Chansiri namówi Warnocka. pic.twitter.com/iiVXge48eq
Powiedzieć, że beniaminek znalazł się w tamtym momencie w nieciekawym położeniu, to jak nic nie powiedzieć. Zatrudnienie sensownego szkoleniowca graniczyło z cudem, bo nikt o zdrowych zmysłach, który ceni sobie własną renomę budowaną latami, a nieraz dekadami, nie weźmie pod swoje skrzydła zespołu ze statusem „czerwonej latarni”, będącego w totalnej rozsypce, na dodatek bez widocznych symptomów poprawy. I nie weźmie odpowiedzialności za stronę sportową klubu, którego właściciel w publicznym oświadczeniu otwarcie krytykuje kibiców, zwracając się do nich słowami: „Jeśli uważacie, że jestem tak złym właścicielem, to co wy robicie ze swojej strony?” lub „Nie macie prawa żądać, żebym odszedł”, a także zapowiada zaprzestanie finansowania. Łatwo zrozumieć dziś zatem menedżerów, którzy grzecznie odmówili już po pierwszym telefonie.
Nowicjusz
Na rozmowach o pracę zjawił się jednak jeden śmiałek. Był nim Danny Röhl. Trener nieposiadający absolutnie żadnego dorobku w prowadzeniu drużyny na własne nazwisko, ale za to z fascynującą przeszłością jako członek sztabu. Zaczynał w juniorach RB Lipsk. Potem objął funkcję analityka w seniorach, a od połowy 2016 roku pełnił tam rolę asystenta. Zwerbował go Ralph Hasenhüttl, z którym w grudniu 2018 roku przeniósł się zresztą do Southampton. U boku Hasenhüttla zaznał smaku awansu do Bundesligi, wicemistrzostwa Niemiec oraz utrzymania w Premier League.
Pochlebne opinie poparte niezbitymi dowodami w postaci namacalnych efektów otworzyły przed nim furtkę na dołączenie do sztabu Niko Kovača w Bayernie Monachium. I choć Chorwat spakował rzeczy i opuścił biuro na mniej niż trzy miesiące po starcie sezonu, Röhl utrzymał etat w stolicy Bawarii. Będąc asystentem nowego trenera - Hansiego Flicka, młody szkoleniowiec doświadczył wzniesienia siedmiu trofeów na przestrzeni niecałych dwóch lat. Wliczają się do tego dublet w rozgrywkach Bundesligi, Puchar Niemiec, Superpuchar Niemiec, Superpuchar Europy, Klubowe Mistrzostwa Świata i Liga Mistrzów. W tej ostatniej Bayern wygrał wszystkie z jedenastu spotkań. W rundzie pucharowej odprawił z kwitkiem londyńską Chelsea, po czym zdeklasował w pamiętnym meczu FC Barcelonę, odniósł gładkie zwycięstwo nad Olympique'iem Lyon, by w finale pozbawić marzeń inną francuską ekipę - Paris Saint-Germain.
Zaiste, największe zasługi przypisywano powszechnie Flickowi, ale w istocie rzeczy nieocenioną wartość wnosiło spojrzenie, perspektywa i wskazówki jego asystenta. Röhl ściśle współpracował z liderem sztabu, a Flick powierzał mu odpowiedzialność za kluczowe dla przebiegu gry kwestie, jak na przykład wyznaczanie zasad dotyczących stosowania wysokiego pressingu, czyli strategii charakterystycznej dla drużyn dowodzonych przez aktualnego szkoleniowca FC Barcelony. Tak kształtowała się relacja, która swoją kontynuację znalazła w reprezentacji Niemiec.
Röhl dotknął więc wielkiego futbolu. Cieszył się nim przez lata, zdobywał trofea. Ale na końcu, kiedy przychodziło co do czego, wzięcie pełnej winy za podejmowane decyzje nigdy nie leżało w obszarze jego kompetencji.
To miało się teraz zmienić. Młody trener wreszcie dostał upragnioną szansę, żeby zacząć pracować na własny, autorski sukces. Zauważano w nim osobę, która włada zasobami potrzebnymi do uratowania mocno podziurawionego statku przed całkowitym zatonięciem. Upatrywano w nim nadziei na wyjście z głębokiego kryzysu.
Piątek, 13 października 2023 roku. Danny Röhl został nowym menedżerem Sheffield Wednesday.
Nadzieja umiera ostatnia
Wbrew temu, co mogłoby się wydawać, zatrudnienie 34-letniego szkoleniowca nie przyniosło natychmiast spodziewanego efektu. „Sowy” przegrały pięć z sześciu ligowych meczów, gubiąc punkty w bezpośrednich starciach z drużynami usytuowanymi w dole tabeli. Niemniej jednak rzetelnie wykonana robota zawsze zaowocuje. Prędzej czy później, w mniejszym bądź większym stopniu, ale zawsze zapewni rezultaty.
Punktem zwrotnym w heroicznej walce Wednesday o utrzymanie był listopadowy pojedynek z Leicester City. Sheffield podejmowało u siebie ekipę skrojoną pod szybki powrót do Premier League, co uświadamiała tabela. Stawiane w roli faworytów „Lisy” objęły prowadzenie już 23. minucie, gdy na listę strzelców wpisał się Issahaku Fatawu. I wszystko wskazywało na to, że gol wypożyczonego ze Sportingu skrzydłowego przesądzi o losach spotkania, gdyby nie bramka wyrównująca zdobyta przez Jeffa Hendricka w doliczonym czasie gry drugiej połowy.
Takie mecze potrafią budować mental i nastroje zespołu przeżywającego trudniejszy moment.
Od tamtej pory beniaminek w miarę regularnie podnosił „oczka” z ligowych boisk. W miarę regularnie, bo przecież wciąż była to drużyna bez potencjału na coś więcej niż dolna część tabeli, stąd mimo wytężonego wysiłku i funkcjonowania według nowych zasad, zdarzały jej się dotkliwe wpadki. W styczniu Sheffield przyjęło „czwórkę” od Southampton, kilkanaście dni później tyle samo goli zapakowało im Huddersfield Town, a w połowie marca srogie lanie zafundowali swoim przeciwnikom piłkarze Ipswich Town (0:6).
Röhl niezmiennie apelował o cierpliwość, spokój, wsparcie oraz wiarę. Był przekonany, że jedynie konsekwentne działanie pozwoli mu wygrzebać klub z bagna.
Udało się. Sheffield uciekło ze strefy spadkowej w 44. kolejce sezonu, na dwa mecze do końca zmagań i już do niej nie wróciło. Wygrane z West Bromwich Albion oraz Sunderlandem zwieńczyły wyczerpującą, mozolną, lecz finalnie skuteczną wędrówkę zespołu z Hillsborough nad czerwoną kreskę.
🗓️ October 13, 2023: Danny Röhl takes over at Sheffield Wednesday, inheriting a team that had won none of its first 11 matches. 😬
— The Championship Chat Podcast (@Champchatpod24) May 4, 2024
🗓️ May 4, 2024: Sheffield Wednesday avoid relegation having won 50 points from 35 games under Röhl. 😁
𝐑𝐞𝐬𝐮𝐫𝐫𝐞𝐜𝐭𝐞𝐝. 🙌#CCP | #SWFC pic.twitter.com/EJFwAS5mo2
Kolejna kampania utwierdziła w przekonaniu, że Röhl, który przedłużył kontrakt do 30 czerwca 2027 roku, to nieprzeciętny fachowiec. Dowodzone przez niego Sheffield uplasowało się w samym środku stawki, konkretnie na 12. miejscu. Przez chwilę „Sowy” zakręciły się nawet wokół play-offów, ale rozczarowujący finisz rozgrywek pozbawił je ostatecznie wszelkich złudzeń.
Mimo to Röhl zyskał olbrzymie uznanie i sympatię fanów Wednesday. Niemiec jest wymieniany wśród najwybitniejszych menedżerów w nowożytnej historii tego klubu, zbiera wiele pochwał. Zawodnicy cenią go za wiedzę piłkarską oraz taktyczną, umiejętności interpersonalne, dzisiaj elegancko określane kompetencjami miękkimi, dbałość o najmniejsze detale. Pod jego batutą odżył Josh Windass, który w tym sezonie był najlepszym strzelcem zespołu z 13 golami w dorobku. Na skrzydłach postrach siali zaś Djeidi Gassama i Anthony Musaba. Barry Bannan, mózg drużyny, zajął siódme miejsce w rubryce utworzonych szans bramkowych na tle reszty zawodników grających w Championship, natomiast Shea Charles, wypożyczony z Southampton, to niekwestionowane objawienie sezonu.
Bundesliga, Premier League czy przesiadka w Championship?
Przymiarki do podebrania Danny'ego Röhla trwają w zasadzie od zeszłego lata. Najpierw spekulowano o jego potencjalnych przenosinach do Sunderlandu, jednak grono kandydatów było na tyle szerokie, że umieszczenie młodego menedżera na liście życzeń przez klub ze Stadium of Light było bardziej medialną ciekawostką aniżeli poważnie rozpatrywaną opcją.
W połowie obecnego sezonu po Niemca zgłosiło się Southampton. Tutaj sprawy miały zupełnie inny przebieg. Zarówno kierownictwo „Świętych”, jak i sam trener wyrazili gotowość do zawarcia współpracy, ale na przeszkodzie stanęło Sheffield, które postawiło weto, przypominając zainteresowanym stronom o klauzuli w wysokości pięciu milionów funtów figurującej w umowie Röhla. Warto też w tym miejscu dodać, że wedle niepotwierdzonych informacji kwota wykupu różni się w zależności od tego, na jakim szczeblu rozgrywkowym występuje dana drużyna. De facto oznacza to, że po spadku z Premier League Southampton będzie mogło ściągnąć szkoleniowca za dużo mniejsze pieniądze.
No ale z drugiej strony trzeba odpowiedzieć sobie na pytanie, czy dalej jest to kusząca destynacja dla samego Röhla, którego od tygodni rozchwytują poważniejsze marki. 36-latka wymienia się w kontekście potencjalnego angażu w RB Lipsk, gdzie stawiał pierwsze kroki w zawodowej karierze i skąd wypłynął na szerokie wody, czy zastąpienia Ruuda van Nistelrooya w Leicester City. Jak podaje Philipp Hinze ze Sky, Röhl wzbudził również zaciekawienie władz Crystal Palace i Fulham, które latem mogą stracić swoich menedżerów, kolejno Olivera Glasnera oraz Marco Silvę.
Z drugiej strony opiekun Sheffield deklaruje, że nie wyklucza pozostania na Hillsborough. Choć szczerze powiedziawszy, wydaje się to mało realnym scenariuszem, a i ton samych wypowiedzi każe sugerować, że Röhl chciałby zwyczajnie rozpocząć następny rozdział.
- Ogólnie rzecz biorąc, moim zdaniem powinniśmy podjąć decyzję tak szybko, jak to tylko możliwe. Moje stanowisko jest jasne, klub je zna i aby kontynuować współpracę, w pewnym sensie ważne jest, żeby dla wszystkich stało się jasne, w jakim kierunku zmierzamy. Nie mogę powiedzieć więcej na ten temat. To klub decyduje, w jakim kierunku podążamy i co ogłaszamy. Ale moje stanowisko jest bardzo jasne.
- Są pewne prawa i zasady, które sprawiają, że nie mogę mówić o wszystkim w szczegółach. To nie jest moja rola - inni muszą podjąć decyzję. Wciąż mam ważny kontrakt, wszyscy o tym wiedzą, ale najważniejsze jest to, żebyśmy się wzajemnie szanowali i potrafili spojrzeć sobie w oczy - z obu stron.
- Prezes dał mi ogromną szansę i zawsze będę mu za to wdzięczny. Podjął decyzję, żeby postawić na mnie jako młodego trenera, dać mi tę możliwość, w bardzo trudnym dla klubu momencie i nigdy tego nie zapomnę. To było coś wyjątkowego - pierwszy człowiek, który mi zaufał i był przekonany, że dam radę. To powód, dla którego nie będę na niego narzekał ani nic w tym stylu. Przeszliśmy razem pewną drogę, myślę, że usłaną sukcesami. Zrobiliśmy razem wiele dobrego. Są też rzeczy, które wciąż można poprawić. Ja sam również mogę się w wielu kwestiach rozwinąć. Ostateczna decyzja należy jednak do klubu - mówił na konferencji prasowej po ostatnim meczu sezonu z Watfordem.
„Danny, Danny Röhl”. Gdzie zabrzmi ta przyśpiewka w przyszłym sezonie?