Rajalakso o czasie spędzonym w Jagiellonii Białystok. „Musiałem biegać, podczas gdy rzucali we mnie dyskiem i oszczepami” | Klub odpowiada
2020-07-27 15:39:30; Aktualizacja: 4 lata temuSzerokim echem odbił się wywiad, którego lokalnym mediom udzielił Sebastian Rajalakso. Opowiedział w nim o praktykach stosowanych w Jagiellonii Białystok podczas jego pobytu na Podlasiu. W efekcie na słowa Szweda postanowił zareagować polski klub, wydając oficjalne oświadczenie.
31-latek, którego kariera w ostatnim czasie mocno przygasła, w styczniu 2014 roku trafił do naszej Ekstraklasy. Tam nie zagrzał długo miejsca i już w maju rozwiązał kontrakt za porozumieniem stron. Wcześniej, jak sam zauważa, próbowano zmusić go do rozstania z „Dumą Podlasia”.
– Gdy rozwiązywałem kontrakt, musiałem obiecać, że przez najbliższe pięć lat nikomu nic nie powiem, co się działo. Od początku treningi były najbardziej chorą rzeczą, w jakiej kiedykolwiek uczestniczyłem. Mieliśmy zajęcia cztery razy dziennie przez trzy tygodnie pod rząd! Wyrzucili trenera, który mnie ściągnął i zaczęły się czystki. Nie chciałem rozwiązać kontaktu i wyrzucili mnie do rezerw – wyjawił Szwed na łamach „Aftonbladet”.
– Pewnego dnia wezwali mnie wcześnie rano do klubu. Tam rzucili jakiś papier po polsku, stanęli nade mną i kazali podpisać. Odmówiłem, ale od razu pomyślałem, czy ja w ogóle powinienem tu siedzieć sam z polską mafią. Wskazywali na papier i kazali podpisywać. Gdy odmówiłem do pokoju wszedł starszy pan. Przedstawili mi go jako mojego nowego trenera. Od tego momentu trenowałem codziennie o 6:00 rano od poniedziałku do niedzieli. Biegałem po kilka godzin po lesie. Potem musiałem jechać na drugi koniec miasta, aby się zameldować i na śniadanie – kontynuował.Popularne
– Od 11:00 puszczali mi kasety z teorią piłki nożnej po polsku. Potem lunch i znowu trening przez kilka godzin. Często kazali mi grać w berka samemu przez kilka godzin. Mówili, że będziesz tak codziennie, póki nie rozwiążesz kontraktu. Potem nadeszła faza trzecia. Zabrali mnie na arenę lekkoatletyczną, gdzie trenowałem lekkoatletykę. Musiałem biegać, podczas gdy rzucali we mnie dyskiem i oszczepami. Zawsze musiałem być czujny – dodał.
– Pewnego dnia trener rzekł do mnie, że będziemy ćwiczyć technikę... Powiedziałem, że no tak, ale nie mamy piłek. Trener odpowiedział, że no i co z tego! Musiałem żonglować 100 razy, ale bez piłki! Liczyłem na głos żonglując niewidzialną piłką. Potem trener podawał mi niewidzialną piłkę i kazał strzelać – zakończył.
Przytoczone powyżej fragmenty rozmowy Rajalakso w mgnieniu oka zyskały popularność, a na „Jagę” spadła spora krytyka. W związku z tym klub postanowił wydać oświadczenie, w którym wprost nazywa Szweda „niepoważnym człowiekiem” i „kłamcą”.
„Od początku do końca Sebastian Rajalakso mocno mija się z prawdą, wprowadzając czytających w błąd, a jednocześnie przedstawiając nasz Klub w bardzo złym świetle. Były zawodnik uskarża się na metody treningowe prowadzonego wówczas przez Piotra Stokowca zespołu, który bardzo zabiegał o pozyskanie szwedzkiego pomocnika po niezłym w jego wykonaniu sparingu z Arką Gdynia. Treningi w trakcie zimowego okresu przygotowawczego nazywa „chorymi”. Każdy chyba doskonale zdaje sobie sprawę z charakterystyki okresów przygotowawczych i wysokich obciążeń wiążących się z tym okresem. Zawodnicy przede wszystkim, przynajmniej tak nam się wydawało.
Stwierdza również, że zmiana na stanowisku pierwszego trenera Jagiellonii Białystok była bezpośrednią przyczyną tego, że trafił on do zespołu rezerw. Otóż chcielibyśmy przypomnieć, że trener Stokowiec również delegował zawodnika do drugiego zespołu, chociażby na mecz z Warmią Grajewo.
Już wspomniane dwa fragmenty pokazują, że nie mamy do czynienia z poważnym człowiekiem, który na opowiedzenie swojej historii czekał kilka lat. Niezaprzeczalny jest fakt, że po zmianie na stanowisku trenera Jagiellonii Białystok i powrocie Michała Probierza zawodnik nie zagrał już w pierwszym zespole Żółto-Czerwonych.
(…) Próby doprowadzenia do formy szwedzkiego pomocnika spełzły na niczym. Nie pomogły także treningi indywidualne, które jak widzimy również nie przypadły do gustu byłemu zawodnikowi naszego zespołu. Rozumiemy, że nie wszyscy mają predyspozycje do ciężkiej pracy, ale bez niej często nie możemy liczyć na jakiekolwiek pozytywne efekty podejmowanych przedsięwzięć.
Najlepsze fragmenty wywiadu, do którego się odnosimy, to bezapelacyjnie jednoosobowa gra w berka, żonglerka niewidzialną piłką, a także igrzyska śmierci, jakie zgotowali Sebatianowi Rajalakso oszczepnicy i dyskobole na stadionie lekkoatletycznym, na którym zawodnik nigdy się nie pojawił, chyba, że był fanem królowej sportu i w wolnym czasie przebywał na terenie obiektu, by podpatrywać trenujących tam sportowców, ale w sposoby spędzania wolnego czasu nie ingerujemy.
Widząc sytuację zawodnika i jego podejście do obowiązków Klub kilkukrotnie próbował porozumieć się z nim w kwestii obustronnego porozumienia przy rozwiązaniu wiążącej umowy. Takie rozwiązanie wydawało się najodpowiedniejszym zarówno dla samego zawodnika, jak i Klubu.
(…) Reasumując. Wywiad, który ukazał się w kwietniu w szwedzkim „Aftonbladet” zawiera więcej nieprawdy, niż prawdy. Do zweryfikowania większości tych rewelacji wystarczy porównanie słów Szweda z zapisami wyników drużyny rezerw czy też składami pierwszego zespołu na mecze, w których sam zainteresowany już nie łapał się do składu” – czytamy w komunikacie opublikowanym przez Jagiellonię.
Dodajmy tylko, że były młodzieżowy reprezentant „Trzech Koron” łącznie rozegrał w pierwszym zespole ekipy z Białegostoku siedem spotkań.