SZEŚCIU nieoczywistych bohaterów pierwszej kolejki Ligi Europy 2021/2022
2021-09-17 18:27:52; Aktualizacja: 3 lata temuPo utworzeniu przez UEFĘ nowych, trzecich co do ważności rozgrywek, Liga Europa niewątpliwie zyskała na prestiżu. Poniżej przedstawiamy sześciu piłkarzy, którzy zachwycili nas w pierwszej kolejce jej fazy grupowej.
Maik Nawrocki (Legia Warszawa)
Chyba nawet on sam nie spodziewał się, że tak szybko po przyjściu do Legii stanie się jej czołowym piłkarzem. Czesław Michniewicz przed sezonem otrzymał dwa wzmocnienia na pozycję środkowego obrońcy. Zarówno Lindsay Rose, jak i Joel Abu Hanna, wydawali się mieć większe szanse na grę od 20-latka, który sezon nie przebił się nawet do pierwszego składu Warty Poznań. Urodzony w Bremie zawodnik wygrał jednak rywalizację z konkurentami, a w środowym, wygranym meczu ze Spartakiem Moskwa był wręcz najjaśniejszym punktem defensywy.
Po rozegraniu czwartkowych spotkań okazało się, że dwa serwisy oceniające piłkarzy na podstawie statystyk umieściły go w swoich jedenastkach kolejki całej pierwszej serii gier! Nawrocki został więc uznany za jednego z dwóch najlepszych obrońców premierowej kolejki Ligi Europy, kończąc mecz z ocenami 7.8/10 według WhoScored i 8/10 według SofaScore. Popularne
Algorytmy algorytmami, ale wypożyczony z Werderu Brema obrońca naprawdę wygląda bardzo dobrze w defensywie, a do tego, co istotne przy takim, a nie innym ustawieniu taktycznym, świetnie czuje się z piłką przy nodze. Przekonali się o tym piłkarze Slavii Praga, którzy dwukrotnie nie poradzili sobie z podaniami Nawrockiego, po których notował on asysty.
– Miałem to szczęście i przewagę nad innymi trenerami, że ostatnie lata spędziłem w piłce młodzieżowej. Mogłem dzięki temu obserwować rozwój młodych piłkarzy. Maik Nawrocki nie był dla mnie anonimowy. To nie tak, że wymyśliłem tego zawodnika, Legia już wcześniej go obserwowała. Dla Maika mecze o stawkę powoli stają się zwyczajnym dniem w biurze. Ma papiery na duże granie – powiedział Czesław Michniewicz dla oficjalnej strony internetowej mistrza Polski.
Borja Iglesias (Real Betis)
Betis wrócił do Europy po trzech latach i od przywitał się z nią fantastycznym widowiskiem. Na Benito Villa Marin przyjechał Celtic z Josipem Juranoviciem w składzie i to Szkoci szybko wyszli na dwubramkowe prowadzenie. Z rzutu karnego trafił zresztą i dobrze nam znany z Ekstraklasy Chorwat.
Andaluzyjczycy nie zamierzali się jednak poddawać, a najwięcej zaangażowania wykazywał właśnie 28-letni Borja Iglesias. Rozpierająca go energia nie przełożyła się jednak tylko na wyraz twarzy, ale i boiskowe poczynania.
Były snajper Espanyolu asystował przy golu Juanmiego na 3:2, a potem sam w finezyjny sposób, bo przy użyciu pięty, wykończył podanie Sergio Canalesa. Remontada Betisu nie musiałaby się wcale zakończyć zdobyciem trzech punktów, bo w końcówce Celtowie potrafili jeszcze trafić do siatki i zbliżyć się do gospodarzy na dystans jednego gola.
Iglesias został okrzyknięty bohaterem meczu i był to dla niego pierwszy tak pozytywny moment tego sezonu. Wcześniej cztery razy pojawiał się na boiskach LaLigi i nie zdobył żadnej bramki.
Przed tygodniem napastnik wskazał grę reprezentacji Hiszpanii jako jeden ze swoich celów. Popularny „Panda” jeszcze nigdy nie dostał powołania do drużyny narodowej, choć mówiło się o nawet o jego szansach na pojechanie na Euro 2020.
Tino Anjorin (Lokomotiw Moskwa)
19-latek swoim golem uratował jeden punkt dla Lokomotiwu Moskwa, choć ten od 57. minuty spotkania musiał sobie radzić z Marsylią w dziesiątkę. Tak dobrego wejścia do zespołu nastolatka rodem z Anglii spodziewał się chyba tylko Ralf Rangnick, który pozyskał go do swojego nowego klubu w ostatnich dniach okna transferowego z Chelsea.
Londyńczycy słyną z produkowania wielu utalentowanych piłkarzy, którzy po grze w drużynach juniorskich są ustawicznie wypożyczani do kolejnych klubów, by potem nigdy nie odegrać dużej roli w pierwszej drużynie. Z Anjorinem może być jednak inaczej. Lokomotiw zapewnił sobie prawo pierwokupu utalentowanego Anglika za 17 milionów funtów już w styczniu. Jeżeli Rosjanie skorzystaliby z tej opcji, to Chelsea uzyskałaby prawo odkupienia go za dokładnie dwa razy tyle. To już poważne pieniądze, które nie pojawiały się raczej w przypadku wiecznych talentów wypuszczanych przez akademię „The Blues”.
Według Rangnicka Tino Anjorin to talent na miarę Kevina De Bruyne'a. Tak jak Belg, jest zresztą ofensywnym pomocnikiem. O tym, że w Moskwie naprawdę wierzą w 19-latka niech świadczy to, że dostał on koszulkę z numerem 10, a ten był wolny od ośmiu lat. Ostatnim piłkarzem grającym z dychą na plecach był legendarny Dimitrij Łośkow, który wziął też udział w prezentacji nowego nabytku stołecznej drużyny.
W lidze rosyjskiej Anjorin dostał na razie tylko szansę na kilkuminutowy debiut. To, co zrobił przeciwko Marsylii, trzeba więc nazwać prawdziwym wejściem smoka.
Evander (FC Midtjylland)
Kolejna „dziesiątka” w naszym zestawieniu, ale wystarczy kilku minut obserwacji gry Brazylijczyka i wybór numeru musi stać się zrozumiały. 23-latek porusza się boisku w charakterystyczny dla magików z kraju kawy sposób i wszystko wydaje mu się przychodzić z dużą łatwością. Co najważniejsze dla drużyny, Evander potrafi mieć też liczby. W meczu z Łudogorcem Razgrad, który jego Midtjylland zremisowało 1:1, zanotował bardzo ładną asystę.
Na jednej jednak nie musiało się skończyć, bo w taki sam sposób jak w trzeciej minucie na głowę Isaksena, ofensywny pomocnik dośrodkowywał częściej. Przez wspomniane już przy okazji Nawrockiego portale został oceniony bardzo wysoko.
SofaScore przyznała mu notę 8.80 Lepsi byli tylko Victor Osimhen i Mario Götze, ale obaj zdobywali też gole. WhoScored ocenił Evandera jeszcze wyżej, bo na 8.92. W przypadku tego serwisu wyższość piłkarza Midtjylland musiał uznać nawet strzelec gola na wagę złotego medalu Mistrzostw Świata w 2014 roku.
Takich wyników nie wykręca się jednak samą asystą. Poza nią Brazylijczyk zanotował też 109 kontaktów z piłką, podjął siedem na dziesięć udanych prób dryblingu (nikt inny nawet nie zbliżył się do takich liczb), wygrał dziesięć z szesnastu podjętych pojedynków, do celu doszło sześć z ośmiu wykonanych przez niego długich podań i osiem przerzutów. Zanotował też cztery kluczowe podania i cały czas był pod grą, niemal na całym obszarze boiska.
Evander, popisując się takimi występami na europejskich boiskach, przyspieszy zapewne swoje odejście z Danii do jednej z topowych lig. Dokładnie miesiąc temu dużo pisało się już o zainteresowaniu piłkarzem ze strony Newcastle United i Atlético Madryt. Chrapkę na brazylijskiego magika miał też David Beckham, współwłaściciel Interu Miami.
Oleg Reabciuk (Olympiakos)
W czwartek powody do radości w położonym na lewym brzegu Dniestru państwie dał 23-letni Oleg Reabciuk, klubowy kolega Michała Karbownika z Olympiakosu. Pozyskany w styczniu tego roku piłkarz zdobył w 87. minucie domowego meczu mistrzów Grecji zwycięskiego gola.
Reabciuk urodził się w Mołdawii, ale już w wieku czterech lat jego rodzina przeniosła się do Portugalii. Tam też rozpoczął grę w piłkę, a już w wieku jedenastu lat został wypatrzony przez Sporting. Dojazdy do Lizbony okazały się jednak zbyt kłopotliwe i młody zawodnik po roku znów zaczął trenować z drużyną z Rio Maior, gdzie się wychował.
Ta mierzyła się w czerwcu 2015 roku z Belenenses i Mołdawianin spodobał się na tyle, że dostał propozycję podpisania kontraktu z jednokrotnym mistrzem Portugalii. Na tej samej zasadzie Reabciuk trafił też rok później do Porto.
Do Grecji trafił jednak z Paços de Ferreira i z miejsca stał się podstawowym zawodnikiem drużyny z Pireusu. Mimo młodego wieku ma też już 30 gier w barwach swojej reprezentacji. Gol strzelony Belgom w czwartkowy wieczór był jego premierowym trafieniem w europejskich pucharach. Z Reabciuka dumna jest cała Mołdawia.
Mołdawski futbol przeżywa obecnie najlepszy moment w całej swojej historii. Mistrz kraju - Sheriff Tyraspol (mający siedzibę w Nadniestrzu) - zwycięsko zadebiutował w środę w Lidze Mistrzów, a do spółki z trzema innymi klubami z tego kraju nazbierał już w tym sezonie europejskich pucharów tyle punktów, że Mołdawia zajmuje obecnie w rankingu lig siódme miejsce ex aequo z Serbią i.. Hiszpanią.
Ernest Muçi (Legia Warszawa)
Kończymy, tak jak zaczynaliśmy, od zawodnika mistrza Polski Ernest Muçi nie wywalczył sobie jeszcze miejsca w wyjściowej jedenastce Legii Warszawa. Ważne mecze rozpoczyna na ławce rezerwowych i wchodzi na boisko dopiero w ich drugich połowach. Tak było też w środę w Moskwie. W 92. minucie starcia ze Spartakiem to on przeprowadził być może najefektowniejszą akcję całej pierwszej kolejki i znakomicie dograł do Kastratiego, który nadążył za akcją i umieścił piłkę w siatce.
Oglądając rajd Albańczyka lewą stroną boiska z piłką przyklejoną do linii bocznej trudno nie mieć przed oczyma słynnego wyścigu Garetha Bale'a z Markiem Bartrą, którego ten drugi nie wspomina pewnie najlepiej. Tym razem w rolę obrońcy Barcelony wcielił się Nikołaj Rasskazow.
Czesław Michniewicz na jednej z konferencji prasowych porównywał natomiast swojego dżokera do piłkarza o jeszcze większym niż Walijczyk nazwisku:
– Ernest ma na nazwisko Muçi, ale my je delikatnie zmieniliśmy na „Messi”. Ma dużo cech przypominających gwiazdy światowego formatu – swoboda w operowaniu piłką, kreatywność i boiskowa inteligencja – mówił trener Legii, który mimo widocznego gołym okiem dużego potencjału wprowadza powoływanego już do reprezentacji Albanii zawodnika raczej ostrożnie.
Bohater środowego meczu w Moskwie jest w Legii od zimy tego roku. W rundzie wiosennej poprzedniego sezonu sześciokrotnie pojawiał się na boiskach Ekstraklasy, ale tylko raz, w ostatniej ligowej kolejce, zagrał pełne 90 minut. W obecnych rozgrywkach jest już lepiej. Muçi spędził na placu gry ponad połowę możliwego czasu. Udało mu się ładnym strzałem z dystansu zapewnić swojej drużynie w meczu z Wisłą Płock. W podobny sposób trafił również w eliminacjach Ligi Mistrzów przeciwko Dinamu Zagrzeb. Potrafi więc uderzyć, przyspieszyć i wyłożyć piłkę koledze. Legia może mieć z niego pociechę.
A Rasskazowowi uciekający lewą flanką Albańczyk przyśni się pewnie nie raz.