Kiedy Aymeric Laporte trafił do Manchesteru City w styczniu 2018 roku za 65 milionów euro, eksperci na Wyspach porównywali ten transfer do ruchu Liverpoolu i pozyskania Virgila van Dijka. Hiszpan miał stać się liderem defensywy drużyny prowadzonej przez Pepa Guardiolę i tak też się stało. Wniósł spokój oraz pewność w rozegraniu, dlatego jego kontuzja w sezonie 2019/2020 była z jednym z powodów słabej dyspozycji całej ekipy z Etihad Stadium.
Przed startem zeszłych rozgrywek wydawało się, że latem 27-latek popracuje nad powrotem do formy, dzięki czemu znowu stanie się liderem obrony. Tak się jednak nie stało. Laporte wrócił co prawda do zdrowia, ale miał problem, aby na stałe wskoczyć do pierwszej jedenastki „Obywateli”.
Przeszkodą okazała się znakomita dyspozycja Johna Stonesa oraz Rúbena Diasa. To z kolei poskutkowało tym, że Hiszpan w Premier League uzbierał łącznie tylko 16 występów.
Latem usiadł do rozmów z Guardiolą i obie strony zaczęły zastanawiać się nad jego przyszłością. Wniosek z nich płynął taki, że najlepiej będzie, jeśli uda tego lata zmieni otoczenie, aby otrzymywać regularne minuty. Manchester City postawił w tej sprawie jeden warunek. Nie chce oddać swojego piłkarza za mniej niż 60 milionów funtów, czyli mniej więcej tyle, ile musiał zapłacić Athleticowi w 2018 roku.
Laporte tego lata znalazł się na celowniku Realu Madryt oraz Juventusu. Szczególnie realna wydaje się ta pierwsza opcja ze względu na to, że drużyna z Hiszpanii tego lata straciła Sergio Ramosa oraz Raphaëla Varane'a. Nie wiadomo tylko, czy „Królewscy” są chętni, aby zapłacić aż tak duże pieniądze za nowego stopera.
Z kolei Guardiola jest przekonany, że odejście 27-latka nie wpłynie negatywnie na grę zespołu. Podstawową parą stoperów w tym sezonie ma być ponownie duet złożony ze Stonesa i Diasa. Do tego w kadrze wciąż znajduje się Nathan Aké i młodzieżowiec Luke Mbete. Na pozycji stopera w razie czego może zagrać także Kyle Walker.