Nominalny prawoskrzydłowy podczas Apertury (pierwsza część sezonu) rozegrał dziesięć spotkań, zdobył trzy bramki i zanotował dwie asysty. Mimo że na pewno nie jest to najgorszy wynik, Meksykanie uznali, że to czas na rozstanie.
W rozgrywkach Clausury (druga część sezonu) blisko 30-letni zawodnik nie powąchał murawy, a na początku tygodnia Tigres potwierdziło jego odejście.
Już wcześniej tamtejsze media przekazały, że klub musiał wyrejestrować kogoś z listy zagranicznych piłkarzy, aby móc zgłosić do rozgrywek Nicolása Ibáñeza.
To, co wydarzyło się potem, jest dużym zaskoczeniem. Jak informuje stacja ESPN, Florian Thauvin następnego dnia - jak gdyby nigdy nic - zjawił się na treningu zespołu. Nie wpuszczono go jednak na boisko oraz do szatni.
Mistrzowi świata z 2018 roku towarzyszył prawnik i wszystko wskazuje na to, że sprawa trafi do stosownych władz, ponieważ legenda Olympique’u Marsylia nie podpisała żadnego dokumentu.
W pierwszej kolejności musiałaby się nią zająć komisja do spraw sporów Meksykańskiego Związku Piłki Nożnej. Jeśli to nie przyniosłoby spodziewanego rezultatu, sytuacją Francuza zarządzałby Trybunał Arbitrażowy do spraw Sportu (CAS).
Kontrakt rozwiązano jednostronnie, a żeby tego dokonać, trzeba mieć solidne podstawy.
Swego czasu na podobny krok zdecydowała się FC Barcelona. Nie tak dawno sąd nakazał Katalończykom wypłatę odszkodowania w wysokości 8,5 miliona euro. Tyle ma otrzymać Matheus Fernandes.
Tymczasem według TV Azteca po Thauvina zgłaszają się pierwsi chętni. To Olympique Lyon, Valencia, Celta Vigo oraz kluby z Major League Soccer.