Przed sezonem sporo kontrowersji wywołała decyzja władz ligi hiszpańskiej o rozgrywaniu części spotkań w Stanach Zjednoczonych. Taka decyzja ma przynieść spore korzyści marketingowe hiszpańskim ekipom, problem jednak w tym, że nie została ona skonsultowana z piłkarzami, ani nawet z hiszpańską federacją piłkarską.
Mimo problemów i gróźb strajku wszystko zdawało się zmierzać w dobrym dla działaczy kierunku. Girona i Barcelona zgodziły się rozegrać swój mecz w Miami, ale zdaje się, że zapomniano o jednej ważnej kwestii. Całe przedsięwzięcie może bowiem zablokować FIFA, a jej prezydent nie należy do zwolenników projektu.
- Wolałbym obejrzeć w Stanach Zjednoczonych świetny mecz Major League Soccer zamiast LaLiga. Podstawową zasadą w futbolu jest to, że mecze domowe rozgrywasz w domu, nie w innym kraju - mówi Infantino w oświadczeniu dla „ESPN”.
- Są pewne procedury co do takich spraw, zatem poczekamy na to, aż otrzymamy coś oficjalnego, wtedy przyjrzymy się sprawie. Są zasady, regulacje, które wszyscy muszą spełnić. Taka propozycja musi zostać przede wszystkim zaakceptowana przez poszczególne federacje i konfederacje, FIFA również powinna wyrazić swoją opinię na ten temat, ponieważ takie przedsięwzięcie wpłynęłoby na futbol w skali globalnej.
Kluby jak na razie przedstawiły wniosek o przeniesienie meczu do władz RFEF. Zgodę muszą wyrazić również jednak hiszpańska rada ds. sportu, UEFA, FIFA, US Soccer oraz CONCACAF. „ESPN”, podając się na informatora z RFEF, informuje, że federacja ma czas na podjęcie decyzji do 5 stycznia 2019 roku, ale zapadnie ona wcześniej. Tymczasem Infantino sprzeciwia się pomysłowi, na co Tebas, prezes LaLiga, odpowiada, wypominając, iż w MLS występują drużyny z Kanady, choć Kanada ma swoją profesjonalną ligę.