Florentino Pérez jeszcze niedawno przekonywał, że Superliga nie upadła i formalnie nikt jej nie opuścił. Trudno jednak nie odnieść wrażenia, że zakłamuje rzeczywistość i robi dobrą minę do złej gry. Kluby „założycielskie” praktycznie jeden po drugim ogłosiły, że wycofują się z tego projektu. Na szczególnie wyróżnienie zasługuje komunikat wystosowany przez Arsenal, który napisał wprost: „Popełniliśmy błąd. Przepraszamy Was za to”.
Kolejnym ciosem dla Péreza jest postawa JP Morgan, amerykańskiego banku, który odgrywał kluczową rolę w procesie finansowania Superligi.
Przedstawiciele JP Morgan zupełnie nie spodziewali się, z jak wielkim i stanowczym sprzeciwem w świecie piłkarskim spotka się to przedsięwzięcie. Zresztą nie tylko o świecie piłkarskim mowa, pomysł utworzenia Superligi próbowali storpedować także czołowi europejscy politycy, jak Boris Johnson (Wielka Brytania), Emmanuel Macron (Francja) i Mario Draghi (Włochy).
Amerykański bank planował sfinansować pakiet środków w wysokości 3,25 miliarda euro dla stałych członków Superligi, którzy co roku mieliby pewne miejsce w rozgrywkach.
Jednak w piątek rzecznik JP Morgan stwierdził: „Źle oceniliśmy, jak ta umowa zostanie odebrana przez społeczność piłkarską i jak może wpłynąć na nią w przyszłości. Wyciągniemy z tego lekcję dla siebie”.
Plan utworzenia Superligi został ogłoszony w niedzielę wieczorem, ale obecnie, po wycofaniu się z niego JP Morgan, można już chyba oficjalnie ogłosić, że Superliga nie ma racji bytu.
Rola JP Morgan nie miała się ograniczać wyłącznie do napychania kieszeni największych klubów. Amerykański bank miał także odpowiadać za finansowanie sportu amatorskiego i projektów społecznych. Jednak ostatecznie nic takiego nie będzie miało miejsca.
JP Morgan, wraz z Citigroup i HSBC, jest uznawany za bank o kluczowym znaczeniu dla światowej gospodarki. Pod koniec 2020 roku w swoim bilansie posiadał aktywa o wartości 3,4 biliona dolarów.
MICHAŁ NIKLAS