Mario Balotelli trafił do Sionu w poprzednim roku, kończąc przygodę z Adana Demirsporem. Włoch miał być gwiazdą szwajcarskiego zespołu. Wyszło średnio. 33-latek strzelił sześć goli w 18 meczach tamtejszej ekstraklasy, przebywając na murawie przez 1166 minut. Grywał z opaską kapitańską na ramieniu, ale w międzyczasie leczył urazy, a także popadł w konflikt z kibicami własnej drużyny. Rozgrywki zakończyły się dla niej katastrofą w postaci spadku.
Sion jest po sześciu kolejkach drugiej ligi i z 14 punktami na koncie zajmuje pierwsze miejsce w tabeli. Balotellego próżno szukać jednak w kadrze meczowej.
„Sport Bild” pisze, że relacje Włocha z władzami klubu dodatkowo popsuły się po tym, jak przypadkowo uderzył na imprezie dyrektora sportowego Barthélémy'ego Constantina.
W tym momencie trenuje on na obiektach Sionu, ale samodzielnie, a nie z drużyną. Na powrót do grupowych zajęć się nie zanosi. Szwajcarzy chcą sprzedać go do Arabii Saudyjskiej. Jeden z klubów ma wykazywać zainteresowanie napastnikiem, ale brakuje konkretów.
- Mario nie odwdzięczył się za zaufanie, jakie w nim pokładaliśmy. Nie nagrodził nas za ogromne wysiłki finansowe, jakie dla niego poczyniliśmy. Ten chłopak myśli, że zasady obowiązujące w drużynie są stworzone dla innych ludzi, a nie dla niego. Jeśli jego agenci uznają, że warto znaleźć mu klub w kraju, w którym pieniądze są inne niż nasze, to być może wkrótce znów będzie grał w piłkę nożną. Albo może nie. Może tak będzie lepiej - przyznał w rozmowie z „L'Illustre“ prezydent klubu Christian Constantin.