Holender, ale także obywatel Bośni i Hercegowiny prześlicznie przedstawił się całej Polsce po transferze z litewskiego DFK Dainava. Napastnik przybył do ekipy z Podkarpacia w lipcu poprzedniego roku, przyczyniając się do bezpiecznej sytuacji klubu w kontekście o utrzymanie w najwyższej klasie rozgrywek.
Przed rozpoczęciem rundy wiosennej Stal zajmuje siódme miejsce z jedenastopunktową przewagą nad strefą spadkową. Jesienią podopieczni Adama Majewskiego zaaplikowali rywalom 25 trafień, z czego ponad połowa była zasługą Hamulicia. Gracz środka ataku przed przerwą na mundial popisał się dziewięcioma bramkami i czterema asystami.
Taki indywidualny dorobek dawał zawodnikowi pozycję lidera strzelców Ekstraklasy, na równi z Davo z Wisły Płock. Wiadomo już jednak, iż ten stan posiadania nie zostanie poprawiony.
Jak ostatecznie dowiedział się Koźmiński, zapowiadany transfer Hamulicia do jednej z ekip z Ligue 1 jest o włos od spełnienia. Wcześniej nazwisko wychowanka Quick Boys łączono też z przyszłością w Major League Soccer, lecz najbardziej konkretna w negocjacjach okazała się delegacja z Tuluzy.
W najbliższych dniach piłkarz uda się na testy medyczne, aby później już tylko złożyć podpis na umowie i rozpocząć nową ekscytującą przygodę.
Stal Mielec otrzyma to, czego chciała. Wartość transakcji opiewa na dwa miliony euro. To absolutny rekord transferowy polskiego klubu. Wcześniej należał on do Kacpra Sadłochy, odchodzącego do RC Lens w sezonie 2018/2019 (320 tysięcy euro).
Jak jednak opisywał wcześniej Szymon Janczyk z Weszlo.com, 30 procent od sumy transferu zostanie przekazane poprzedniemu pracodawcy Hamulicia.