Za czasów gry w Girondins Bordeaux Brazylijczyk uchodził za jednego z najbardziej utalentowanych skrzydłowych. Po zrobieniu furory na francuskich boiskach rozpoczęła się rywalizacja o jego usługi, w której do końca pozostały FC Barcelona i AS Roma. W dość kontrowersyjnych okolicznościach piłkarz ostatecznie postanowił o wybraniu oferty Katalończyków, co jak na razie okazuje się być nie najlepszą decyzją.
Piłkarz spędził na boisku zaledwie 300 minut, a trener Ernesto Valverde zdaje się nie być przekonany co do jego umiejętności. Szansą dla zawodnika mógłby być transfer w zimowym oknie transferowym, które rozpoczęło się wraz z początkiem tego roku. A na brak ofert Malcom z pewnością nie może narzekać.
Wiele klubów uznało, iż zawodnik przechodzi jedynie przez przejściowe problemy i potrzebuje jedynie regularnej gry, by wrócić na swój najwyższy poziom. „Marca” oraz „AS” jednogłośnie przekazują, iż gracza w swoich szeregach chętnie widziałby Everton. „The Toffees” już zeszłego lata pozyskali niechcianych na Camp Nou Lucasa Digne, André Gomesa i Yerry'ego Minę, a teraz chcą dać szansę Malcomowi.
Liverpoolczycy chcieli sprowadzić Brazylijczyka już latem, ale nie przystąpili do ostatecznej licytacji. Ich najwyższa propozycja wynosiła jednak 35 milionów euro, czyli niewiele mniej od wydanych przez Barcelonę 41 milionów, dlatego można sądzić, iż zainteresowanie było bardzo poważne.
Tym razem o transfer może być nieco łatwiej, ale Anglicy i tak muszą mieć się na baczności. Wszystko za sprawą Guangzhou Evergrande, które od jakiegoś czasu robi podchody pod transfer i jest gotowe wyłożyć z miejsca 50 milionów euro.
Agenci Malcoma otrzymali już wstępne propozycje, lecz przed klubami trudne wyzwanie przekonania samego piłkarza. Ten mimo trudnej sytuacji wierzy, że wiosną, kiedy sezon wchodzi w decydującą fazę, będzie mógł liczyć na częstsze występy i w końcu przekona do siebie trenera.