Celem „Blaugrany” oraz samego zawodnika jest przedłużenie współpracy. W związku strony pracują nad nową umową, która miałaby obowiązywać do 30 czerwca 2025 roku. I o ile jej okres jej ważności nie jest żadnym problemem, o tyle spełnienie warunków finansowych Niemca już tak.
Jeszcze przed pandemią koronawirusa 28-latek miał poprosić o pensję w wysokości 24 milionów euro netto rocznie. To po części wynikało z konkretnego zainteresowania jego osobą ze strony Bayernu Monachium i Juventusu. Już wtedy FC Barcelona była w kropce.
Teraz, w obliczu wszechobecnego kryzysu, golkiper zmniejszył swe roszczenia i domaga się „jedynie” 18 milionów euro netto rocznie. Jeśli chodzi o piłkarza, jest to oczywiście duża obniżka, ale gdy spojrzymy na sprawę z poziomu klubu, który znajduje się pod kreską, nie wygląda to już tak kolorowo.
Jak informuje portal Goal.com, zarząd w kwestii zaakceptowania bajecznego kontraktu 24-krotnego reprezentanta Niemiec jest mocno podzielony. Z jednej strony padają głosy, że przedłużenie współpracy jest nieodzowne, także w kontekście przyszłości. Z drugiej wzywa się władze klubu do rozsądnej polityki finansowej, która z pewnością nie zakłada akceptacji warunków stawianych przez gracza.
Mimo to wydaje się, że strony w końcu dojdą do porozumienia, lecz trudno na razie przewidzieć, kiedy to nastąpi. Dodajmy jedynie, że gdyby ostatecznie „Blaugrana” poszła na rękę Ter Stegenowi, zostałby on najlepiej opłacanym bramkarzem świata, a ponadto cieszyłby się mianem posiadania drugiej najwyższej płacy w zespole (po Leo Messim).
Obecnie Niemiec, którego kontrakt obowiązuje do 30 czerwca 2022 roku, jest kontuzjowany. Jego dorobek z poprzedniej kampanii to 46 meczów i 17 czystych kont.